Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego zapadło na szczęście w czasie, w którym są już urealnione stawki mandatów karnych, punktów, także za przekroczenie prędkości. Więc ryzyko, że kierowcy zaczną łamać przepisy drogowe, znacząco przekraczać prędkość, jest stosunkowo niewielkie. Będą się raczej obawiać bardzo wysokich mandatów – mówi Salonowi 24 Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu BRD24.pl.
Zapadł wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który mówi, że odbieranie prawa jazdy kierowcom, którzy znacząco przekroczyli prędkość, jest niezgodne z konstytucją. Co to w praktyce oznacza?
Łukasz Zboralski: Oznacza to tyle, że trzeba naprawić tryb administracyjny, w jakim to prawo jazdy odbierano. Chodzi o to, by ludzie, którym zabrano prawo jazdy mieli możliwość odwoływania się i odzyskania uprawnień w sytuacji, gdy udowodnią, że na przykład pomiar był nieprawidłowo przeprowadzony. Natomiast na szczęście wyrok TK ma miejsce teraz. Pamiętajmy, że wątpliwości co do trybu były od siedmiu lat. Orzeczenie Trybunału zapadło w czasie, w którym są już urealnione stawki mandatów karnych, punktów, także za przekroczenie prędkości. Więc ryzyko, że kierowcy zaczną łamać przepisy drogowe, znacząco przekraczać prędkość, jest stosunkowo niewielkie. Będą się raczej obawiać bardzo wysokich mandatów.
W Salonie 24 ukazał się artykuł, że przepisy, które miały znacząco poprawić bezpieczeństwo pieszych nie sprawdzają się do końca. Spadek liczby wypadków jest bardzo niski. Piesi wciąż giną na drogach. A problemem jest też interpretacja samego przepisu o pieszym mającym zamiar wejścia na przejście?
Z danych od stycznia do listopada tego roku wynika, że mamy o jeden zgon mniej niż w roku 2021, który był bardzo specyficzny, jeśli chodzi o wypadki. Dużo mniej niż w roku 2020 i 2019 przed pandemią. A więc śmiertelność na pasach spadła o 30 proc. Oczywiście, że w Polsce jeszcze długi czas będziemy mieli do czynienia z dzieleniem włosa na czworo. Rozważaniem, co oznacza termin „pieszy wchodzący na przejście dla pieszych”. Na Zachodzie było podobnie, choć tam był termin „pieszego mającego zamiar wejścia na przejście dla pieszych”. I dopiero orzecznictwo sądów wytyczyło właściwą ocenę – że zamiar musi być jasny i dla pieszego i dla kierowcy. Na pewno nie mamy żadnego problemu z zachowaniem pieszych po tej zmianie prawa. Spada liczba nieostrożnych wejść pieszych, a także wejść na czerwonym świetle.
Jakiś czas temu organizacje domagające się surowszych kar dla kierowców łamiących przepisy krytykowały policję za to, że zbyt bardzo skupia się na rozdawaniu odblasków pieszym, a nie na ściganiu piratów drogowych. Moim zdaniem była tu trochę przesada, bo same odblaski autentycznie sprawiają, że pieszy jest widoczny. Nie brak też informacji o sytuacjach, w których rowerzyści są sprawcami wypadków, a bywają też agresywni wobec kierowców i pieszych. Czy to nie poszło dziś u nas w drugą stronę – że bierze się pod lupę zachowania kierowców, a w ogóle lekceważy odpowiedzialność rowerzystów i pieszych?
Nigdy nie ma sytuacji, w której wszyscy użytkownicy dróg będą zachowywać się idealnie. I zawsze będzie jakaś część uczestników ruchu drogowego, których należałoby wyeliminować. W przypadku piratów za kierownicą aut jest najłatwiej – bo są punkty karne itd. Trudniej z pieszymi, czy rowerzystami. Pamiętać należy, że rowerzyści są drugą grupą w Polsce, która powoduje wypadki drogowe, chociaż cierpią w nich najczęściej oni sami. I to inna skala niż w przypadku kierowców aut – bo nie wyrządzają tylu krzywd innym naokoło.
Jest wiele głosów, które mówią, że należy porządkować ruch rowerowy. Konieczne są też jakieś działania edukacyjne wobec pieszych. Po zmianie przepisów zabrakło właśnie przypomnienia pieszym, że mają też swoje obowiązki. Bo to, co chciano osiągnąć – zmianę zachowań kierowców przed przejściami dla pieszych – powoli się udaje. Ale też są problemy w przypadku pieszych. Dotyczą nie tylko kwestii edukacji. Osoby starsze często przyznają, że doskonale wiedzą, jak się zachować na przejściu dla pieszych. A mimo to najczęściej padały ofiarami wypadków. I przyczyną zazwyczaj była gorsza percepcja – na przykład pogorszenie wzroku, wynikająca z tego nieprawidłowa ocena prędkości i odległości jadącego samochodu. Tu rozwiązaniem jest zmiana infrastruktury. Likwidacja przejść przez kilka jezdni bez sygnalizacji świetlnej. Budowanie na nich albo właśnie świateł, albo zwężanie ulic do jednej jezdni. Montowanie progów zwalniających. Tak, by też uniemożliwić kierowcom zbyt szybką jazdę w newralgicznych miejscach.
Jest jeszcze jedna rzecz budząca emocje. W mediach społecznościowych toczą się ostre spory między pieszymi a dostawcami, przywożącymi towar do punktów gastronomicznych czy handlowych. Moim zdaniem obie strony mają rację. Bo owszem – zdarzały się tragiczne sytuacje, w których auta dostawcze najechały na kogoś, czasem nawet śmiertelnie. Ale też trudno winić właścicieli sklepów, czy restauracji za to, że infrastruktura w wielu miastach jest fatalna, że praktycznie uniemożliwia się dojazd do takich placówek. Czy nie należałoby jednak w pierwszej kolejności o możliwość parkowania w okolicy tego typu punktów?
Ja bym odwrócił to pytanie. Bo owszem zdarza się, że dochodzi do najechań na pieszego, bo kierowca go nie zauważył. I rozumiem, że właściciele sklepików mają niekomfortową sytuację związaną z brakiem możliwości wyładowania towaru. Ale to każe spojrzeć też inaczej na wynajem miejsc. I być może w przyszłości przedsiębiorcy powinni szukając miejsca pod działalność – czy to handlową, czy gastronomiczną – wybierać takie lokalizacje, w których to parkowanie nie będzie problemem.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Przeczytaj też:
Śmierć wciąż szuka pieszych. Zmiany w przepisach nie zadziałały?
Inne tematy w dziale Polityka