Sławomir Mentzen, prezes partii Nowa Nadzieja. Fot. Twitter/Sławomir Mentzen
Sławomir Mentzen, prezes partii Nowa Nadzieja. Fot. Twitter/Sławomir Mentzen
Marcin Dobski Marcin Dobski
15898
BLOG

Mentzen jest szantażowany? Chodzi o brata, który ma zarzuty kierowania grupą przestępczą

Marcin Dobski Marcin Dobski Marcin Dobski Obserwuj temat Obserwuj notkę 91
Prezes Nowej Nadziei (dawniej KORWiN) Sławomir Mentzen ujawnia, że od wielu lat prokuratura prowadzi sprawę przeciwko jego bratu, Tomaszowi, któremu grozi do 10 lat więzienia. "(...) dowiedzieli się o sprawie wpływowi ludzie. I zamiast doprowadzić do jej umorzenia i zakończyć tę kompromitację prokuratury, uznali, że to jest świetny materiał do tego, żeby mnie tym szantażować" - pisze jeden z liderów Konfederacji. Z wpisu Mentzena wynika, że naciski mogą wywierać ludzie z obozu władzy. Obaj bracia odesłali Salon24.pl do swoich wpisów w mediach społecznościowych. Nie chcieli nic więcej dodawać.

Nie przesądzając czy brat lidera Nowej Nadziei jest winny, czy też nie, bo to rozstrzygnie sąd, sytuacja wydaje się skandaliczna. Z naszych ustaleń wynika, że sprawę prowadzi Podkarpacki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Rzeszowie (dawna Prokuratura Apelacyjna w Rzeszowie).

Lider Nowej Nadziei przekazał, że w 2013 roku jego brat usłyszał zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, za co grozi mu 10 lat więzienia. Miał wówczas 25 lat. Przez tyle lat nie wniesiono aktu oskarżenia do sądu, ani nie umorzono sprawy.

Mentzen twierdzi, że mający dostęp do akt prokuratorskich mówią "na mieście" o tym, że mają na niego haki: "Chodzą po mieście i chwalą się, że mają na mnie haka. Skoro mojemu bratu grozi 10 lat więzienia, to w razie czego, oni będą mieli argumenty, żeby mnie nakłonić do korzystnego dla nich zachowania". 

Software a ustawa hazardowa 

Sprawa brata dotyczy tematów hazardowych. "Historia wygląda następująco. Mój brat pisał oprogramowanie dla człowieka, który chciał wykorzystać to, że do instrumentów finansowych nie mają zastosowania przepisy ustawy hazardowej. Skonstruował kioski internetowe umożliwiające inwestowanie w kilkusekundowe opcje na instrumenty finansowe. Na ekranie kiosków oprócz wykresów instrumentów finansowych, przedstawiany był wynik transakcji za pomocą kręcących się owoców, a kioski stawiane były w barach, pubach i na stacjach benzynowych, robiły więc konkurencję dla automatów do gier, czyli tzw. jednorękich bandytów. Różniły się od nich tym, że nie podlegały pod ustawę hazardową, ponieważ nie było żadnego losowania wyników. O wszystkim decydowały kursy instrumentów finansowych".

Jak wynika z informacji podanych przez braci, wszystko zaczęło się w 2013 roku, czyli jeszcze za rządów koalicji PO-PSL. Wtedy Centralne Biuro Śledcze Policji wraz z prokuraturą miało zatrzymać właściciela firmy, dla której oprogramowanie napisał Tomasz Mentzen. Wkrótce on też został wezwany na przesłuchanie, a potem usłyszał zarzuty kierowania grupą przestępczą. 

"W żadnym przesłuchaniu nie brał udziału nikt, kto miał jakiekolwiek pojęcie o pracy programisty, konstrukcji komputera czy jakichkolwiek sprawach technicznych. Próbowali nieudolnie wykazać, że żadnych kursów instrumentów finansowych nie było, a wyniki były losowane, nie mając na to absolutnie żadnych dowodów poza swoim głębokim przekonaniem. Ignorowali przy tym dowody, że wyniki nie były losowane i zależały wprost od notowań instrumentów na giełdach. Kierowanie grupą wlepili Tomkowi chyba przez pomyłkę, bo był tam tylko jednym z kilku programistów i jedyne czym w życiu kierował, to samochód" - pisze Sławomir Mentzen.

Od 2015 roku podobno w sprawie nic się nie dzieje. Nie pojawiły się nowe dowody, ani akt oskarżenia. 

Oświadczenie Tomasza Mentzena 

W bardzo wyczerpujący sposób odnosi się do sprawy Tomasz Mentzen na swoim profilu w mediach społecznościowych. Cytujemy jego wyjaśnienia w całości. Jego konkluzje, które mają świadczyć o niewinności, zamieszczamy na początku:

"1) W czasie jak to się działo ustawa hazardowa w ogóle nie obowiązywała

2) Nawet jak gdyby obowiązywała to przepisów ustawy hazardowej nie stosuje sie do instrumentów finansowych

3) Nawet gdyby jakimś cudem ta instytucja finansowa jednak wpadała pod prawo hazardowe to ja w tej firmie w ogóle nie pracowałem, pracowałem dla kontrahenta tej firmy i pracowałem nad innym systemem

4) Nawet gdyby to moja firma jednak była za ten hazard odpowiedzialna to kompletnie nie mam pojęcia dlaczego szeregowy pracownik miałby odpowiadać za brak jakichś zezwoleń firmy? Nie godzę się z narracją mówiącą że działaliśmy jako grupa przestępcza. Byliśmy zwykłą firmą w której każdy myślał że działa legalnie. Nie działaliśmy w żadnym porozumieniu w sprawie łamania prawa, ja nic takiego nie robiłem i nie ma możliwości mi tego udowodnić bo to zwyczajnie nieprawda".

Całe oświadczenie Tomasza Mentzena, brata lidera Konfederacji:

"W nawiązaniu do posta mojego brata Sławomira Mentzena zamieszczam trochę szczegółów sprawy w której zostałem niesłusznie posądzony o dokonanie kilku przestępstw w tym o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Chcę tym tekstem pokazać jak sprawa wygląda z mojej perspektywy oraz wyjaśnić jakie były moje motywacje do określonych działań.

W 2012 roku rozpocząłem pracę nad oprogramowaniem kiosków internetowych dla firmy świadczącej usługi pośrednictwa pieniężnego (mającej oczywiście na to odpowiednie pozwolenia od państwa). W kioskach tych miała być możliwość: wymiany walut, doładowań telefonów, przegladania internetu, dokonywania przelewów na dowolne konto bankowe oraz transferowanie środków do zagranicznej instytucji finansowej. Dodatkowo kilka lat wcześniej brałem udział w tworzeniu oprogramowania służącego do pobierania kursów walut (w tym kryptowalut) od największych dostawców takich usług i wysyłania tych danych w dowolne miejsce. W 2012 roku to oprogramowanie zostało wykorzystane przez pewną zagraniczną instytucje finansową która współpracowała z firmą dla której pracowałem. Dodam, że nie podejmowałem żadnych decyzji na temat tego jak coś ma działać. Dostawałem specyfikacje i pisałem kod ją wypełniający. Firmę, dla której pracowałem, będę nazywał "moją firmą" dla ułatwienia, nie miałem w niej żadnych udziałów ani nią nie zarządzałem. CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

To co w projekcie było nietypowe, to wspomniana instytucja finansowa, z którą firma dla której pracowałem bliżej współpracowała. Z jednej strony była to w miarę zwykła platforma pozwalająca na dokonywanie inwestycji na rynku forex. Użytkownik mógł kupować opcje binarne obstawiając zmianę kursu koszyka walut (w tym BTC) do dolara. Opcje miały krótki czas zapadalności - od 1s do 10 minut, można było grać na wzrost, spadek lub zmienność (czyli spadek i wzrost w jednym, nie ważne czy cena urośnie czy spadnie, ważne żeby się zmieniła). To co tę platformę odróżniało od innych, to jeden z dostępnych sposobów na przekazywanie użytkownikowi wyniku jego inwestycji. Zamiast zwykłego tekstu "zysk z zamkniętej pozycji +100PLN" użytkownik mógł wybrać opcje w której na ekranie są widoczne bębny z różnymi symbolami znanymi z gier hazardowych. Mechanika tej animacji była prosta. W momencie gdy użytkownik zdecydował się na zakup opcji/koszyka opcji bębny zaczynały się kręcić. W momencie wygaśnięcia opcji platforma obliczała zysk/stratę na podstawie zmiany kursu instrumentu bazowego i w zależności od tego zysku/straty bębny zatrzymywały sie na odpowiednim układzie, który reprezentował zysk/stratę. Czyli jeżeli ktoś zarobił 10 USD to oprócz dopisania 10 USD na konto użytkownik widział np. 3 wisienki w rzędzie. To jaką część ekranu mają zajmować bębny było do wyboru przez użytkownika. Mogło to być 0% (brak bębnów), 10-20%, czy nawet około 70%. Oczywiście to jaką opcje graficzną wybrał użytkownik nie wpływało na to czy jego zyski/strata była zależna od kursu walut czy od losowania. W przypadku gdy wykres był mniej widoczny od bębnów w dalszym ciągu 100% zależało od kursów walut, a nic od losowania.

Jak już wspominałem, kioski internetowe, które oprogramowywałem miały możliwość zarówno przelewania środków bezpośrednio do wspomnianej platformy, jak i wejście na dowolną stronę internetową. W tym oczywiście na stronę platformy inwestycyjnej. Użytkownik platformy inwestycyjnej mógł oczywiście założyć sobie konto w domu, dokonać przelewu bankowego i inwestować na rynku forex ze swojego laptopa. Mógł tez te same czynności wykonać na naszym kiosku. Takie same czynności można było też wykonać w dowolnej kafejce internetowej, w naszych kioskach było to jednak wygodniejsze.

Gdy dowiedziałem się jakiego rodzaju grafiki wyświetla partner biznesowy firmy, w której pracowałem zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno te kręcące się bębny są legalne. Czy przypadkiem dodanie bębnów do operacji finansowych nie powoduje, że jakimś sposobem wpada to pod przepisy prawa hazardowego. Przyznam też, że wtedy moje zaniepokojenie nie wynikało absolutnie z obawy o moje bezpieczeństwo prawne, byłem przekonany, że nawet jeżeli ktoś gdzieś nie dopełnił jakiejś formalności, czy też źle zinterpretował prawo, to jedyne czym ryzykuję to tym, że moja firma straci partnera biznesowego, a nie że ktoś uzna, że to ja jestem odpowiedzialny za organizowanie gier hazardowych. Okazało się jednak, że ta sprawa nawet nie jest dyskusyjna. Zostałem przez kierownictwo firmy zapewniony, że w polskim systemie prawnym przepisów ustawy hazardowej nie stosuje się w stosunku do transakcji zawartych w ramach instytucji finansowych. Dodatkowo została mi przedstawiona korespondencja z Ministerstwem Finansów w której MF zostało zapytane, czy dodanie do platformy inwestycyjnej symboli hazardowych i animacji bębnów czyni taką platformę hazardową, czy też dalej jest to platforma inwestycyjna. MF odpowiedziało, że oczywiście to jakiego rodzaju grafiki są wyświetlane nie ma znaczenia, znaczenie ma to, czy pod spodem faktycznie są instrumenty finansowe czy też nie.

Czyli żeby podsumować moją ówczesną sytuację. Pracowałem jako programista dla firmy mającej pozwolenie na świadczenie usług pośrednictwa pieniężnego. Jednym z naszych partnerów biznesowych była legalnie działająca zagraniczna instytucja finansowa. Instytucja ta oferowała coś co mogło się wydawać podejrzane z punktu widzenia ustawy hazardowej. Niemniej zostało mi udowodnione, że absolutnie nie ma się czym przejmować i wszystko działa legalnie, i na każde działanie ma odpowiednie pozwolenie. Żeby sprawa była jeszcze bardziej czysta okazało się, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że w Polsce ustawa hazardowa tak naprawdę, to nie obowiązuje. Wiązało się to z tym, że Polska nie dopełniła jakichś formalności związanych z notyfikacją ustawy hazardowej i UE zawiesiła jej działanie do czasu poprawienia błędów formalnych. Nie było to dla mnie jakoś szczególnie istotne ponieważ tak czy siak żyłem w świadomości ze nawet jakby jednak ta ustawa obowiązywała to i tak nie dotyczy ona instytucji finansowych, czyli nie dotyczy naszego partnera biznesowego, czyli już z całą pewnością nie dotyczy mnie. CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Akcja CBŚ 

Dodam jeszcze, że właściciela firmy znałem osobiście i darzyliśmy siebie obustronnym zaufaniem. Jednym z przejawów tego zaufania był fakt, że miałem dostęp do konta bankowego szefa z możliwością wypłaty gotówki. Z tego dostępu skorzystałem dwa razy. Pierwszy raz był jakoś w marcu-kwietniu 2013 roku, kiedy to Cypr zamroził/zagroził że zamrozi środki w swoich bankach. Szef mający wtedy na koncie w polskim banku znaczne środki (powyżej 1mln PLN) poprosił mnie żebym jak najszybciej wypłacił je z konta, żeby polski rząd mu tego nie zamroził. Nie pamiętam już dlaczego sam tego nie zrobił, może był za granicą, może zwyczajnie nie miał czasu - wypłata większej gotówki z banku potrafi trwać godzinami. Wiem natomiast, że zarówno dla mnie jak i dla niego wypłata legalnie zarobionych pieniędzy z banku nie wyglądała w absolutnie żaden sposób podejrzanie. Do głowy mi nie przyszło, że później ktoś to uzna za pranie pieniędzy…

Firma rozwijała się dość dynamicznie aż do kwietnia 2013 roku. Wtedy to prokuratura z Rzeszowa wraz z CBŚ przeprowadziła olbrzymią akcję w wyniku której kilka osób zostało aresztowanych, a CBŚ wraz ze służbą celną zatrzymał w jeden dzień ponad tysiąc naszych kiosków internetowych. Aresztowane osoby (w tym mój szef) dostali zarzuty organizowania gier hazardowych bez zezwolenia, prania pieniędzy oraz działania (a niektórzy kierowania) w zorganizowanej grupie przestępczej. Szczerze mówiąc byłem wtedy w niezłym szoku. Nie wiedziałem za bardzo co się dzieje i co mam robić. Byłem jednak dość mocno przekonany, że ta sprawa to pomyłka i że w ciągu kilku dni wszystko się wyjaśni.

Nic bardziej mylnego. Po dwóch-trzech dniach okazało się że prokurator skutecznie zawnioskował o 3 miesięczny areszt dla mojego szefa. Ja natomiast dostałem telefon z policji z prośbą żeby przyjść na komisariat ponieważ chcą mnie przesłuchać w charakterze świadka. Na wezwanie oczywiście się stawiłem. Podczas przesłuchania nabrałem pewności, że sprawa to jedna wielka pomyłka i że teraz to już na pewno sprawa się wyjaśni pozytywnie. Okazało się bowiem, że prokuratura jest przekonana, że wspomniana wcześniej instytucja finansowa to jeden wielki pic i że zysk/strata nie zależy od rynków finansowych tylko od losowania. Z racji tego, że ja WIEDZIAŁEM że jest inaczej nabrałem absolutnej pewności o niewinności szefa i całego przedsięwzięcia. Sprawa wydawała mi się na ten moment absolutnie jasna. Prokuratura się po prostu pomyliła. Oczywiście skutki tej pomyłki są opłakane, niemniej po zabezpieczeniu urządzeń, zabezpieczeniu kodu systemu wszystko okaże się jasne i sprawa zostanie umorzona. Na tym etapie miałem przekonanie graniczące z pewnością, ze cała sprawa jest mniej lub bardziej złośliwą ale jednak pomyłką. Żaden nowy fakt czy dowód wskazujący na nielegalność działań firmy (a tak naprawdę to kontrahenta mojej firmy...) nie został ujawniony. To co zostało przede mną ujawnione to to że policja myśli, ze ta platforma inwestycyjna (która była stroną www...) jak i nasze kioski internetowe mogą działać bez internetu i w konsekwencji sobie z tego wywnioskowali ze to wszytko jedno wielkie losowanie i hazard.

Żeby to dobrze zobrazować, to trochę tak, jakby mojego kolegę aresztowali pod zarzutem np. napadu na bank. Na początku wydawałoby mi się to niemożliwe, ponieważ kolegę znam, i wiem że by czegoś takiego nie zrobił. Potem zostałbym wezwany na przesłuchanie i okazałoby się, że zarzut dotyczy napadu w Katowicach który miał miejsce o tej samej godzinie kiedy ja z tym kolegą piłem piwo w Toruniu. Czy ktokolwiek w takiej sytuacji uznałby, że kurcze ten kolega to jednak bandyta i należy się od niego odciąć? Nie, raczej każdy prawy i uczciwy człowiek jeszcze bardziej by tego kolegi bronił.

W moim przypadku było podobnie. Okazało się bowiem, że szefowi są potrzebne pieniądze na adwokatów. Jako, że nie miałem swoich środków, które mogłyby pomóc sprawdziłem czy na koncie szefa są jakieś pieniądze, które można podjąć. Wiedziałem, że tylko ja oprócz szefa mam takie uprawnienia do konta. Zastanawiałem się chwilę, czy podjęcie tych środków jest legalne. Doszedłem do wniosku, że skoro są uczciwie zarobione (bo przecież zarzut losowania wyników jest z gruntu nieprawdziwy) to chyba jest OK. Dodatkowo pomyślałem, że skoro prokuratura się chwaliła, że w akcji uczestniczyło kilka tysięcy policjantów i ze to największa akcja policyjna tego typu w historii Polski, to jeżeli uznaliby te środki za nielegalne, to przecież by je w banku zablokowali prawda? Skoro więc nie zablokowali i zostały zarobione legalnie to wypłaciłem kolejne paręset tysięcy, które zostało przeznaczone na pomoc prawną dla niesłusznie podejrzanych. Podczas tej wypłaty byłem przekonany o legalności mojego działania, byłem też równocześnie przekonany, że jest to swego rodzaju zwracanie na siebie uwagi służb co w konsekwencji może się wiązać z jakimiś niesprawiedliwymi nieprzyjemnościami, uznałem jednak, że z racji tego, że działanie jest legalne to nieprzyjemności nie będą jakieś wielkie a pomóc niesłusznie posądzonym po prostu trzeba. CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Po kilku tygodniach moja firma zyskała nowego prezesa (stary dalej siedział w areszcie) który to postanowił zawalczyć o dobre imię przedsiębiorstwa. Zostało więc zorganizowane spotkanie z chyba większością kontrahentów spółki, na sali było myślę coś około 100 osób. Byli to z tego co mi się wydaję głównie właściciele miejsc gdzie stały nasze kioski. Na prośbę ówczesnego prezesa zgodziłem się wziąć udział w tym spotkaniu, ponieważ mogłoby się trafić jakieś bardziej techniczne pytanie, na które prezes nie potrafiłby odpowiedzieć. Podczas spotkania jeżeli byłem o coś pytany to mówiłem praktycznie to samo co podczas przesłuchania, czyli ze urządzenie nie miało w swoim składzie żadnego modułu losującego i że zgodnie z moją wiedzą zysk/strata był obliczany na podstawie zmiany kursu walut. Wiedziałem, że wzięcie udziału w tym spotkaniu jest kolejnym wystawieniem się na pożarcie przez prokuraturę. Niemniej byłem wtedy jak i teraz przekonany, że prawda zwycięży i że nie należy się bać jej mówić. Tym bardziej, że w areszcie siedział cały czas niewinny człowiek.

Po kolejnych kilku tygodniach w trakcie zagranicznych wakacji dostałem telefon z CBŚ i zostałem wezwany na przesłuchanie w charakterze świadka. Jako, że od samego początku chciałem sprawę jak najszybciej wyjaśnić to skróciłem wakacje i zameldowałem się o 7 rano w siedzibie CBŚ w Rzeszowie. Tam się okazało, że policjant zapraszając mnie na przesłuchanie zełgał straszliwie, ponieważ jednak będzie mnie przesłuchiwał nie w charakterze świadka tylko podejrzanego. Może byłem wtedy zbyt dużym idealistą, ale przed dłuższy czas nie mogłem się pogodzić z faktem, że przedstawiciel władzy skłamał jak pies parszywie i nie widział w tym absolutnie nic niestosownego. Kłamca ten, wielokrotnie wyśmiewał moje oburzenie jego kłamstwem. W ten właśnie sposób zostały mi przedstawione zarzuty organizowania gier hazardowych bez zezwolenia, prania pieniędzy oraz kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą.

Pranie pieniędzy dostałem za wspomniane wypłaty gotówki z banku. Gry hazardowe organizowałem w taki sposób, że napisałem program do kiosku internetowego na którym ludzie uruchamiali stronę www, która to zdaniem śledczych działała w trybie offline i losowała wygrane. Temat grupy jest w tym wszystkim najgorszy, ponieważ za to moje niby kierowanie grozi mi aż do 10 lat więzienia. Gdyby tej grupy nie było to sprawa byłaby już przedawniona. Zarzut grupy brzmi też najgorzej pijarowo, kojarzy to się z prawdziwymi mafiami, napadami na TIRy czy porwania dla okupu. W tej sprawie oczywiście żadnych wątków "przemocowych" nie ma. Po prostu skoro rzekome przestępstwo popełniało zdaniem prokuratury "wspólnie i w porozumieniu" kilka osób to kwalifikuje się to na grupę przestępczą. Zarzut kierowania (a nie tylko uczestnictwa) dostałem natomiast najprawdopodobniej przez przypadek. Nie znam ani jednego powodu dla którego miałbym mieć akurat kierowanie ponieważ niczym nie kierowałem. Wiem natomiast, że drugi programista który dostawał te same zarzuty, tego samego dnia co ja również dostał zarzut kierowania grupą. Zapytał on jednak prokuratora dlaczego ma kierowanie. Prokurator przyznał, że się pomylił i że przekopiował tę część z zarzutów od szefa, i że już poprawia, i wstawił tylko uczestnictwo. Ja natomiast bardziej się zszokowałem, że jako uzasadnienie prania pieniędzy mam wpisaną wypłatę ich z banku i skupiłem się na pytaniach dotyczących tej części. W każdym razie prokuratora, który dawał mi te zarzuty już w tej prokuraturze nie ma (wyleciał ponieważ jest mu zarzucane, że po pijaku wjechał do rowu i uciekł przed policją do lasu) więc może nigdy się nie dowiemy dlaczego mam zarzut akurat kierowania.

O ile pierwsze przesłuchanie w Toruniu było robione trochę na odwal się (szybkie przeczytanie pytań, zanotowanie odpowiedzi i nie dopytywanie o nic, może max 1h), o tyle w Rzeszowie CBŚ i prokurator przesłuchiwał mnie łącznie dobre 20h w ciągu dwóch dni. To przesłuchanie ujawniło w moich oczach olbrzymią skalę niekompetencji i dziadostwa naszych służb. Z przesłuchania absolutnie jednoznacznie wynikało, że policja i prokurator są absolutnie przekonani o tym, że nasze kioski internetowe posiadają jakiś moduł sprzętowy służący specjalnie do losowania wyników. Żeby lepiej zrozumieć tę sprawę muszę w dwóch zdaniach opisać jak nasze urządzenie działało. Nasze urządzenie składało się z następujących komponentów fizycznych: komputer klasy pc, ekran dotykowy, urządzenie przyjmujące banknoty/monety, urządzenie wypłacające banknoty/monety, drukarka oraz sterownik (płytka drukowana naszego autorstwa) do urządzeń do monet/banknotów. Ten sterownik to swoista przejściówka między urządzeniami do wpłat/wypłat a komputerem klasy pc. Można było do tej płytki podłączyć wiele różnych typów akceptorów/wrzutników. Generalnie nic specjalnego, to jak ta przejściówka działała było do sprawdzenia przez biegłego informatyka w max kilka dni. Niemniej ta właśnie płytka została wytypowana przez naszych dzielnych śledczych jako moduł losujący i byłem o jej działanie pytany przez godziny. Pytania się tak dłużyły dlatego ze policjant był absolutnie przekonany że mu ściemniam i próbował złapać mnie na kłamstwie i zaplątaniu się. Co więcej wiele razy z triumfem wręcz stwierdzał ze mnie na kłamstwie i kręceniu w sprawie tej płytki złapał. Działo się to dlatego, że ten policjant (to nie jego wina oczywiście, nie każdy musi się na wszystkim znać) kompletnie się nie znał na informatyce i bardzo często nie rozumiał on ani swojego pytania ani mojej odpowiedzi i wyciągał z nich absurdalne wnioski. Podczas przesłuchania wielokrotnie prosiłem o obecność jakiegoś policjanta co się choć trochę na informatyce zna, bo tak to to wszystko jest całkowicie bez sensu. Policjant nawet dzwonił w tej sprawie w kilka miejsc, niestety nikogo takiego nie udało się załatwić. Jako przykład absurdalności tego przesłuchania opowiem bardziej szczegółowo jak to policjant próbował znaleźć dowód na to że urządzenie nie łączy się z internetem. Dostałem pytanie mniej więcej brzmiące: "Przy pomocy jakiego urządzenia kiosk łączył się z internetem?". Powiedziałem trochę zmieszany że jeżeli chodzi o urządzenie to najbliżej prawdy będzie odpowiedz "przy pomocy karty sieciowej". No i się zaczęło. Policjant znowu myślał że jest to jakieś dedykowane urządzenie (tak jak ten nasz sterownik do banknotów) które dodaliśmy w jakimś niecnym celu do naszego kiosku. Policjant wypytywał np o to czy wiem na pewno czy ta karta sieciowa się łączyła z internetem czy tylko udawała. Jak powiedziałem że wiem (ponieważ kiosk się z internetem łączył i nie było innej drogi) to policjant zaczął mnie przepytywać czy może ja tą kartę oprogramowałem skoro mam pewność że się łączyła. To zaczęło długą i całkowicie bezsensowna dyskusje na temat co to znaczy "oprogramować kartę sieciową". Rozmowa krążyła o sterownikach do karty, przez pytania co to znaczy że wiem jak karta działa, przez pytania skąd wiem skoro sam sterowników nie pisałem. Każda moja uwaga że ta rozmowa nie ma absolutnie żadnego sensu i znaczenia dla sprawy tylko pogarszała moją sytuację ponieważ policjant czuł że chcę się z tej rozmowy wykręcić ponieważ to jest mój słaby punkt. Tak mi mniej więcej minęło 20h przesłuchań. CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE

Nigdzie nie pojawił się żaden wątek wskazujący, że w tej sprawie jest coś o czym nie wiem a co powoduje że działania szefa (czy może tez moje) były jednak nielegalne. Celem moich przesłuchań było potwierdzenie wyimaginowanych tez śledczych jakoby to wszystko działało inaczej niż zostało przez firmę przedstawione. Nie jestem prawnikiem. Gdyby się okazało, że z powodu jakichś zawiłości prawnych coś tam jednak było nie tak to bym z pokorą przyjął opinię prawników. Oczywiście nie czułbym się w żaden sposób winny. Uważam, że zrobiłem zdecydowanie więcej niż wymaga tego standardowa ostrożność żeby się upewnić czy pracując jako szeregowy programista działam legalnie. Samo zaś aresztowanie i zadawane mi pytania paradoksalnie mnie tylko utwierdziły w tym że wszystko tam było OK.

Na moje szczęście prokurator nie zawnioskował o areszt dla mnie i po 2 dniach ciężkich przesłuchań wróciłem z zarzutami do domu. Na tym etapie byłem przekonany o tym ze ta sprawa to jedna wielka hucpa. Już nie pomyłka a hucpa. Działania policji i prokuratury pokazywały, że im wcale nie zależy na dojściu do prawdy. Im zależało na łapaniu za słówka i na udowodnieniu z góry ustalonej tezy. Tezy o której skąd inąd wiem że była fałszywa. Gdyby zadali sobie trud przebadania tej płytki to by po kilku dniach wiedzieli że nie jest to żaden moduł losujący, zamiast tego woleli zamknąć ludzi w areszcie i rozdawać zarzuty za które grozi 10 lat więzienia na prawo i lewo.

W ciągu dwóch lat byłem jeszcze 2 czy 3 razy przesłuchiwany w Rzeszowie. Przesłuchiwania były znowu bezsensowne i nic z nich nie wynikało. Podczas jednego przesłuchania do pokoju wszedł jakiś wyższą rangą policjant i jak usłyszał do której sprawy jestem przesłuchiwany to zaczął narzekać że ta sprawa to jeden wielki absurd, że on ma tutaj masę spraw z prawdziwymi bandytami a tutaj mu każą takimi głupotami się zajmować i że on wnosi o umorzenie sprawy. Jednym z powodów dla których chciał umorzenia tej sprawy było to, że w sądach masowo zaczęli wygrywać sprawy ludzie którzy organizowali prawdziwe gry hazardowe na automatach. Działo się tak dlatego, że sądy zaczęły przyznawać, że w nasza ustawa hazardowa nie działa ponieważ nie została prawidłowo notyfikowana w UE. Pomimo tego wydarzenia i deklaracji policjanta sprawa nie została umorzona i z mojej perspektywy nic się w niej nie dzieje.

Osobiście jestem głęboko przekonany o swojej niewinności na co najmniej czterech poziomach:

1) W czasie jak to się działo ustawa hazardowa w ogóle nie obowiązywała

2) Nawet jak gdyby obowiązywała to przepisów ustawy hazardowej nie stosuje sie do instrumentów finansowych

3) Nawet gdyby jakimś cudem ta instytucja finansowa jednak wpadała pod prawo hazardowe to ja w tej firmie w ogóle nie pracowałem, pracowałem dla kontrahenta tej firmy i pracowałem nad innym systemem

4) Nawet gdyby to moja firma jednak była za ten hazard odpowiedzialna to kompletnie nie mam pojęcia dlaczego szeregowy pracownik miałby odpowiadać za brak jakichś zezwoleń firmy? Nie godzę się z narracją mówiącą że działaliśmy jako grupa przestępcza. Byliśmy zwykłą firmą w której każdy myślał że działa legalnie. Nie działaliśmy w żadnym porozumieniu w sprawie łamania prawa, ja nic takiego nie robiłem i nie ma możliwości mi tego udowodnić bo to zwyczajnie nieprawda.

Z mojej perspektywy sprawa jest naprawdę głęboko absurdalna i to ja jestem w niej ofiarą a państwo polskie napastnikiem". 

- Dziwne, że sprawa nie wyszła wcześniej, skoro to trwa od tylu lat. Wygląda na to, że ktoś zaczął obawiać się Mentzena, skoro dopiero po przejęciu przez niego władzy temat zaczyna wypływać - mówi Salon24.pl polityk z obozu władzy.

Marcin Dobski

Czytaj dalej:

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj91 Obserwuj notkę

Dziennikarz Salon24

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (91)

Inne tematy w dziale Polityka