Łukasz Minta, jeden z pomysłodawców festiwalu Great September udostępnił na Facebooku obszerny wpis, w którym opisał kulisy współpracy z organizatorami imprezy – Arturem Rojkiem i jego żoną. Okazuje się, że przez długi czas zwlekano z podpisaniem stosownych umów, a artyści oraz kluby, w których odbywały się wydarzenia skarżą się na nieotrzymane do dziś wynagrodzenie (festiwal miał odbyć się we wrześniu, jednak został przeniesiony na koniec października).
— Zostaliśmy z długami za kampanię promocyjną, koszta osobowe oraz hotele — pisze Minta. — Za naszą pracę oczywiście nikt nie zamierza nam zapłacić — opisuje.
Sam Rojek jak dotąd nie odniósł się do sprawy.
Great September – szansa dla młodych artystów i nie tylko
Great September to festiwal, którego organizacją zajmował się Artur Rojek. Na imprezie zaprezentowało się ponad stu artystów. Podczas wydarzenia artyści mogli także spotkać się z przedstawicielami branży muzycznej, a także wziąć udział w warsztatach i panelach dyskusyjnych poświęconym wyzwaniom, przed jakimi stoi branża muzyczna.
Pierwsza edycja imprezy odbyła się w październiku tego roku. Początkowo jej termin ustalono na wrzesień, jednak niedługo przed planowaną datą ogłoszono przeniesienie wydarzenia. Od kilku tygodni spekulowano na temat kulis zerwania współpracy Artura Rojka z drugim pomysłodawcą festiwalu – Łukaszem Mintą, który w środę opublikował szczegółowy wpis na Facebooku, w którym opisał całą sprawę.
Pomysłodawca festiwalu o kulisach organizacji imprezy
— W związku z zakończeniem mojej pracy w Łodzi postanowiłem opowiedzieć Wam o festiwalu Great September, w organizację którego byłem zaangażowany przez ponad rok, a po którym zostały mi tylko długi — zaczyna Minta. — Piszę to również dlatego, że do tej pory sporo osób kontaktuje się ze mną myśląc, że mam coś wspólnego z tą imprezą.
Łukasz Minta opisał, że w sierpniu ubiegłego roku rozpoczął rozmowy z Arturem Rojkiem, podczas których przygotowywano koncepcję artystyczną festiwalu.
— Władze miasta zareagowały entuzjastycznie przeznaczając na realizację duże pieniądze, które zapewniały komfort pracy przy pierwszej edycji. Ja będąc na miejscu zacząłem od poszukiwania miejsc i osób chętnych do współpracy. Okazało się, że w Łodzi jest mnóstwo świetnych klubów oraz ludzi, którzy mogą pomóc w organizacji tej imprezy. Dodatkowo pojawili się ludzie z branży, którzy mieli nas wesprzeć. Była to m.in Monika Biss (współpracująca na codzień z Arturem) Karolina Wanat oraz Magda Graczyk z firmy Spontan (obsługującej też Off Festiwal), Joanna Żabierek. Wszystkie te osoby zostały zatrudnione przez firmę mojej żony, która miała doświadczenie z produkcji Spring Break (podobny festiwal, organizowany od wielu lat w Poznaniu – przyp. red.) — opisuje.
Co z umową?
Minta opisał, że w organizację festiwalu włączyła się również żona Artura Rojka, "przez której Fundację miały przechodzić dotacje oraz wpływy od sponsorów". Jak podkreślił autor wpisu, "od tego momentu współpraca zaczęła się komplikować".
— Artur okazał się osobą mało decyzyjną, a jego Żona delikatnie mówiąc nie pomagała. Nie chcę Was zamęczać szczegółami - kluczowa stała się kwestia umowy — wyjaśnia Minta. — Dla mnie było naturalne, że przy imprezie o budżecie grubo ponad 2 mln złotych dokument potwierdzający warunki jest naturalną kwestią. (...) Żona Artura zobowiązała się do jej przygotowania. Na tym etapie nie było nerwowych ruchów bo w marcu 2022 dostałem zaliczkę (bez umowy) na poczet organizacji imprezy i z tego były opłacane pensje dla zatrudnionych osób, koszty promocji i produkcji, itd — opisuje autor, po czym podkreślił, że w czerwcu bieżącego roku zaczął się "poważnie martwić", ponieważ odpowiednia umowa nadal nie została przygotowana, "a pieniądze z zaliczki się skończyły".
"Jestem traktowany niepoważnie"
Minta wskazuje, że był jednocześnie zaangażowany w pozyskiwanie sponsorów imprezy, a budżet robił się "coraz okazalszy".
— Wreszcie dostałem maila, w którym Żona Artura napisała, że ma już umowę przygotowaną przez prawnika ale musi ją przeczytać — pisze Minta. — Trochę mnie zmartwiło, że nie mogę zapoznać się z dokumentem w tym samym czasie, ale stwierdziłem, że kilka dni nie robi różnicy. Z kilku dni zrobił się miesiąc, była już połowa lipca, czyli dwa miesiące do imprezy — relacjonuje. Dodał, że wówczas wysłał zapytanie o dokumenty.
— Dostałem odpowiedź, która mnie zmroziła. W dniu 14 lipca br. Żona Artura napisała mi, że nie miała jeszcze czasu zająć się umową — wyjawia Łukasz Minta. Podkreślił przy tym, że wówczas zrozumiał, że "jest traktowany niepoważnie" oraz, że "ktoś próbuje go oszukać w dosyć prymitywny sposób".
Spór o dokumenty
Wówczas Minta postanowił przerwać prace nad festiwalem, do momentu podpisania wszystkich dokumentów.
— Reakcja była bardzo nerwowa. Zostałem uznany za szantażystę, osobę skrajnie nieprofesjonalną, która miała tylko wyprodukować imprezę a teraz próbuje zniszczyć wspaniały pomysł Artura. Co raz bardziej uświadamiałem sobie, że w tej relacji Artur delikatnie mówiąc nie jest frontmanem, a raczej technicznym swojej Żony i to ona podejmuje decyzje — pisze jeden z pomysłodawców Great September.
Minta podkreślił, że nie zamierzał ustąpić w kwestiach formalnych, zwłaszcza, że był on odpowiedzialny za ponoszenie wszelkich koszta związanych z promocją i produkcją imprezy. (ciąg dalszy na następnej stronie)
— W tym czasie Artur podczas rozmów bez udziału małżonki deklarował chęć podpisania umowy, ale poprosił abym przejął inicjatywę bo oni mają na głowie Off Festiwal (inny festiwal organizowany przez Artura Rojka w Katowicach – przyp. red.) — pisze Minta. — Wydawało mi się, że sytuacja została opanowana, straciliśmy sporo czasu jednak impreza była nadal do uratowania. Mój prawnik przygotował umowę, która miała być podpisana zaraz po Off Festiwalu — dodaje.
Artur Rojek złożył donos do miasta Łódź
Autor zdradził, że nigdy nie doszło do podpisana przygotowanego dokumentu, a Rojek napisał donos do miasta Łódź.
— Zostałem w nim opisany jako osoba skrajnie nieodpowiedzialna, niezbyt ceniona w branży, z poważnymi problemami emocjonalnymi. Wg jego oceny festiwal był zagrożony w związku z moją postawą, a jedyną szansą na jego realizacje było zastąpienie mnie... managerem Artura — relacjonuje Łukasz Minta. Dodał, że w tym samym czasie zabrano mu całą dokumentację związaną z imprezą oraz zablokowano mu dostęp do wszelkich materiałów związanych z festiwalem.
— Na stronie festiwalu w opisie imprezy zniknęło moje nazwisko i okazało się, że jedynym pomysłodawcą i twórcą festiwalu jest Artur Rojek... — pisze Minta.
Autor pisze, że miasto próbowało dokonywało prób mediacji, jednak bezskutecznie. Udało się jedynie podpisać dokument, w którym obie strony zobowiązały się do podjęcia próby zrealizowania imprezy w oryginalnym terminie. Finalnie jednak Rojek wraz z żoną zdecydowali o przeniesieniu wydarzenia na kolejny miesiąc, bez udziału Minty.
"Zostaliśmy z długami"
Dalej Minta opisuje, jak skończyła się opisywana sytuacja. Podkreśla, że za jego pracę "nikt nie zamierza zapłacić", a niektórzy artyści i kluby do dziś nie otrzymały należnego wynagrodzenia.
— Zostaliśmy z długami za kampanię promocyjną, koszta osobowe oraz hotele. Od kilku miesięcy próbujemy mailowo rozliczyć nasze wydatki z Żoną Artura w celu odzyskania pieniędzy, ale wygląda to niepoważnie. Za naszą pracę oczywiście nikt nie zamierza nam zapłacić. Za to "nowa" organizacja festiwalu wyglądała tak, że jeszcze w połowie listopada niektórzy artyści i kluby pytały, kiedy dostaną należne im pieniądze. Sporo z nich nie miało nawet podpisanych umów — opisuje Łukasz Minta.
— Dlaczego o tym wszystkim piszę? Okazałem się bowiem głupi i naiwny — pisze autor. Dodał, że wcześniej słyszał niepochlebne opinie na temat Artura Rojka i jego żony, jednak był pewien, że "przy tak dużej imprezie i tak dużym budżecie nic złego się nie wydarzy".
— Chciałbym jednak żebyście poznali tą historię, aby nikt z Was nie był następny. Wygląda na to, że przede mną jest całkiem spora lista osób, których doświadczenia są podobne. Opowiadamy sobie o tym po cichu, szeptem i pozwalamy na takie sytuacje tylko dlatego, że nikt nie chce być tym pierwszym. Ok, no to ja będę tym pierwszym — podsumowuje Łukasz Minta. Dodaje, że nie wyklucza również skierowania sprawy do sądu.
Branża muzyczna komentuje skandal z Arturem Rojkiem
Post Łukasza Minty skomentowało wiele osób z branży muzycznej i nie tylko.
— No ciężki temat. Trzymam kciuki. Chciałbym tylko dodać, że pierwsi byliśmy my w Myslovitz. Także uważaj na siebie — napisał członek zespołu Myslovitz Przemysław Myszor.
— Nie patrząc się w tym momencie na żadną ze stron. Dobrze jest, że to napisałeś. Najgorzej jest rozmawiać i nakręcać się za placami - uważam, ze trzeba jasno i konkretnie mówić o takich sprawach. Jest to bardzo gruba akcja, ale wierzę, że będzie pozytywny finał, abyś odzyskał środki za swoją pracę — skomentował Tomasz Lektarski, właściciel wrocławskiej agencji artystycznej LIONSTAGE.
— Opowiadamy sobie o tym po cichu albo i głośno, zawsze jednak kuluarowo i w gronie branżowym. Nikogo, kto cokolwiek robił przy Off albo zna ludzi, którzy robili nie dziwi fakt, że ich współpracownicy zmieniali i zmieniają się jak na karuzeli. Tam się nikt nie utrzymał dłużej niż 2-3 lata. Powinni dodatek za pracę w szkodliwych warunkach przyznawać! — czytamy.
— Nie wiem co napisać… też zmarnowałem swój czas, wykorzystałem do tej produkcji swoją wiedzę i kontakty… finalnie też zostałem na lodzie. Mam nadzieję, że będą/są rozliczone osoby i kluby które wciągnąłem w ten festiwal… o sobie nie wspomnę — pisze Hubert Kozera, organizator Songwirter Łódź Festiwal.
Sam Artur Rojek jak dotąd nie odniósł się do sprawy. Będziemy informować o dalszym rozwoju wydarzeń.
RB
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Kultura