Codziennie w Polsce nie dochodzi do 47 tysięcy zaplanowanych wizyt u lekarza. Dzieje się tak dlatego, że pacjenci po prostu ich nie odwołali. W skali kraju rocznie bezpowrotnie marnowanych jest aż 17 milionów terminów. Trudno się więc dziwić, że na poradę u specjalistów w publicznej służbie zdrowia trzeba czekać nawet 7 lat, a prywatne konsultacje są coraz droższe.
Mocno ponad 200 pacjentów na lekarza
W Polsce mieszka 38 milionów osób, a liczba lekarzy posiadających prawo do wykonywania zawodu wynosi 150 tysięcy Z prostego przeliczenia wynika, że na jednego medyka przypada 233 potencjalnych pacjentów. Jesteśmy społeczeństwem, które coraz bardziej się starzeje, a jak wiadomo z wiekiem przybywa nie tylko lat, ale również chorób. Częściej więc musimy odwiedzać lekarzy. To dlatego pomimo stale rosnących nakładów system ochrony zdrowia nie jest w stanie sprawnie i na czas pomóc wszystkim chorym.
Polecamy:
„Politycy stawiali Niemcy za wzór. W tej kwestii powinni natychmiast pójść ich śladem”
Biały Dom ostrzega: Rosja coraz bardziej nieobliczalna. Ryzyko wzrasta
Polacy masowo nie odwołują wizyt u lekarza
Problem nieodwoływania wizyt w gabinetach lekarskich dotyczy przychodni prywatnych i tych finansowanych przez NFZ. W gabinetach komercyjnych zasady są ustalane przez właściciela, ale wizyty opłacane przez NFZ podlegają już ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.
Zgodnie z nią na pacjenta nałożony jest obowiązek powiadomienia o rezygnacji z wizyty, bo przepis wyraźnie mówi, że „w przypadku, gdy świadczeniobiorca nie może stawić się u świadczeniodawcy w terminie określonym lub gdy zrezygnował ze świadczenia opieki zdrowotnej, jest on obowiązany niezwłocznie powiadomić o tym świadczeniodawcę”.
Brak sankcji za ważne zaniedbanie pacjentów
Co z tego, skoro ustawa nie przewiduje sankcji za brak poinformowania przez pacjenta o odwołaniu wizyty? W efekcie miliony pacjentów całkowicie bezkarnie umawia się na wizytę u kilku specjalistów jednocześnie, blokując innym chorym terminy. Dlatego w sondażach prowadzonych wśród lekarzy, aż 90 procent z nich chce wprowadzenia kar dla pacjentów za nie stawiania się na zaplanowane konsultacje.
Przyczyn nie odwoływania wizyt jest wiele i są one różne. Zdarzają się sytuacje losowe, czy zapominanie o wyznaczonym terminie. Jednak przede wszystkim dominuje źle rozumiana zapobiegliwość, bo polski pacjent lubi zapisywać się do lekarza na zapas i na wszelki wypadek Dlatego rejestruje się w kilku poradniach, nierzadko w różnych miasta blokując miejsca innym.
Brak społecznej odpowiedzialności
Istnieje duża grupa pacjentów, którzy korzystają z systemu opieki zdrowotnej, ale nie uważają, że powinni informować placówki o rezygnacji z wizyty. Jak wskazują eksperci brakuje społecznej odpowiedzialności za zdrowie innych osób oraz świadomości, że przekłada się to na dostępność specjalistów. Pacjenci nie wiedzą, że źle postępują i nie zdają sobie sprawy ze skali problemu.
Gdyby pacjenci z wyprzedzeniem anulowali wizyty lekarskie, to dawaliby szansę na skorzystania z porady lekarskiej innemu choremu człowiekowi, któremu spotkanie z lekarzem często może uratować życie. Dodatkową korzyścią jest to, że lekarz zamiast siedzieć w gabinecie i czekać na pacjenta, który i tak nie przyjdzie mógłby w pełni wykorzystać swój czas na pomoc tym, którzy rzeczywiście jej potrzebują. Nierzadko zdarza się przecież tak, że specjalista czeka w poradni na pacjenta, a piętro wyżej na oddziale znajdują się chorzy potrzebujący pomocy, którzy otrzymają ją dopiero wtedy, gdy lekarz zakończy pracę w poradni.
To potęguje kryzys w ochronie zdrowia
Nie odwoływanie wcześniej umówionych wizyt potęguje jeszcze kryzys w ochronie zdrowia, bo zarezerwowanego, a nie wykorzystanego terminu nie można w ostatniej chwili przekazać innemu choremu. Stąd dochodzi do sytuacji ekstremalnych i zagrażających zdrowiu, a nierzadko życiu pacjentów. W niektórych regionach Polski, na wizytę u endokrynologa trzeba czekać nawet 7 lat, u okulisty 5 lat, a u pediatry 4 lata. Dermatolog i ortopeda przyjmą nas po 3 latach, a ginekolog „już” po roku od chwili zapisania się do kolejki. Oczywiście są możliwe szybsze wizyty, ale trzeba umieć je wyszukiwać, trochę jak wyjazd „last minute” na wakacje. I nie ma reguły, bo wszystko przecież zależy od możliwości kadrowych poszczególnych przychodni i szpitali.
Wydłużają się nie tylko terminy w „państwowej” służbie zdrowia, ale rosną również ceny w prywatnych gabinetach, do których kolejki są znacznie krótsze. Dzisiaj trudno znaleźć w Polsce miejsce, gdzie za prywatną wizytę można zapłacić poniżej 200 zł, a przecież najczęściej jedno spotkanie z lekarzem to za mało by można było się skutecznie wyleczyć. Najdrożej kosztują porady w dużych miastach. I tak za wizytę u psychiatry trzeba zapłacić nawet 400 złotych, podobnie kosztuje porada u kardiologa, zwłaszcza dziecięcego. Chirurg naczyniowy, hematolog, hepatolog, alergolog i neurolog przyjmą nas za 250 – 300 złotych. Domowa wizyta lekarza rodzinnego to wydatek przynajmniej 200 złotych.
Informacje o dostępnych terminach publikuje portal terminyleczenia.nfz.gov.pl.
Tomasz Wypych
Czytaj dalej:
VII Kongres Open Eyes Economy Summit w Krakowie
Nie wjedziesz do Krakowa. Kierowców nie będzie stać na to, co im zafundowali radni
Kaczyński z ważną zapowiedzią. 11 grudnia poznamy nowe propozycje PiS
Zwrot w sprawie systemów Patriot. Błaszczak ma propozycję dla Niemiec
Burger Drwala powraca w sieci McDonald's. Cena odstrasza
Inne tematy w dziale Rozmaitości