Janusz Waluś ma w Polsce córkę i wnuczkę. Chce zacząć żyć. To prawda, środowiska skrajnej prawicy chciałyby go użyć jako symbolu. Ale mam nadzieję, że będzie miał na tyle rozumu w głowie, by trzymać się z dala od polityki – mówi Salonowi 24 Cezary Łazarewicz, dziennikarz, publicysta, autor książki o Januszu Walusiu.
Janusz Waluś, który odsiadywał wyrok (karę śmierci zmieniono na dożywocie) za zabicie Chrisa Haniego, jednego z liderów opozycji z czasów Apartheidu w RPA, wyjdzie na wolność. Decyzję tę w bardzo ostrych słowach skrytykowała wdowa po Hanim. Jak Pan ocenia ten wyrok?
Cezary Łazarewicz: W 2016 roku sąd penitencjarny postanowił, że Janusz Waluś jak każdy więzień podlega zwolnieniu warunkowemu, spełnił wszelkie wyroki. Nie ułaskawił Walusia, ale zwolnił warunkowo. I wyrok ten miał wykonać minister sprawiedliwości, ale nie wykonał. Przez sześć lat trwała debata, czy decyzja sądu była wiążąca, czy nie. Tam nie ma Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, ale Sąd Konstytucyjny. I teraz on orzekł, że Janusz Waluś powinien wyjść na wolność. Trudno tu cokolwiek komentować.
Tu jednak nie chodzi o sam wyrok, procedury, ale pewien kontekst. Kilka lat temu, przy okazji starań o warunkowe zwolnienie Walusia pojawiły się w Polsce głosy ludzi utożsamiających się ze środowiskami narodowymi, żądające uwolnienia Walusia. Nie wprost, ale między wierszami pochwalały nawet jego czyn?
Tak, pojawiły się takie głosy. Tymczasem co do czynu zgodzimy się chyba, że było to zabójstwo na tle politycznym, jedna z najgorszych zbrodni. A ci wszyscy, którzy bronili Walusia próbując jakoś usprawiedliwiać, czy wręcz robili z niego bohatera, bo zastrzelił bezbronnego Chrisa Haniego, który wracał ze sklepu, szkodzili sprawie zwolnienia warunkowego. I nie jest to moje wrażenie – powiedział mi to sam adwokat Janusza Walusia. W RPA te głosy zostały odebrane jako coś niedorzecznego i nienormalnego. Hani ma tam swoje miasta, ulice, pomniki, jest uważany za bohatera ich wolności, wyzwolenia spod Apartheidu. I nagle ludzie ci dowiadują się, że jest w Europie kraj, który czci zabójcę ich bohatera. Nie dziwi, że krew się w nich burzy.
Skoro była to zbrodnia, do tego tak jednoznacznie oceniona, czemu zabójca Haniego w ogóle wychodzi na wolność?
Janusz Waluś jest ostatnim więźniem w RPA, odsiadującym wyrok za przestępstwa Apartheidu. Wypuszczeni z więzień zostali wcześniej ludzie mający straszne rzeczy na sumieniu. Waluś był ostatnim więźniem politycznym. I siedział tak długo, ponieważ bardzo wpływowa żona Haniego uważała, że zabójca jej męża nie może być zwolniony. Sprawa miała charakter polityczny, nie była poddana zwyczajnej procedurze sądowej. Gdyby była, Waluś już dawno byłby na wolności. Już pod koniec lat 90-ych stanął przed Komisją Prawdy i Pojednania. Czytałem te zeznania. Powiedział tam wszystko co mógł powiedzieć, z dużymi szczegółami opisał jak doszło do zbrodni. A obietnica była taka, że jeśli ktoś uderzył się w piersi, powiedział prawdę, jak było, wychodził na wolność.
Ale Waluś na wolność nie wyszedł…
Nie wyszedł, bo w jego przypadku komisja uznała, że nie powiedział całej prawdy. Nie ujawnił współpracowników, którzy mu pomagali. Gdy patrzę na tę zbrodnię, to ona była moim zdaniem źle przygotowana, „po partacku”. Nie było tam zapewne zbyt wielu wspólników, co najwyżej kilku i ich ujawnił. Więc gdyby komisja konsekwentnie trzymała się zasady, że osoby ujawniające prawdę wychodzą na wolność, Janusz Waluś byłby wolny pod koniec lat 90-ych. Potem wielokrotnie walczył o zwolnienie warunkowe. Był wzorowym więźniem, nie sprawiał kłopotów. Wręcz przeciwnie, podczas napaści uratował życie jednemu ze strażników. Był szanowany i przez strażników, i przez osadzonych. Zachowaniu w więzieniu nie można nic zarzucić.
Pan widział się z Walusiem kilka lat temu?
Byłem u niego dwa razy, w 2018 roku. On sprawiał wrażenie człowieka pogodzonego z losem. Był przekonany, że na wolność już nie wyjdzie. Stało się inaczej. Najprawdopodobniej za kilka dni będziemy go mieli w Polsce. Bo Janusz Waluś jest pozbawiony obywatelstwa południowoafrykańskiego. W związku z czym po wypuszczeniu z więzienia zostanie przewieziony na lotnisko i wsadzony w samolot i odesłany do Europy, albo do Polski.
Wróćmy do ofiary Janusza Walusia. Chris Hani jest przedstawiany albo jako bohater demokratycznego ruchu oporu, albo jako wręcz komunista, lider skrajnej lewicy?
Określenia takie jak lewica, prawica, absolutnie nie mają sensu w przypadku Południowej Afryki. Wielu ludzi popierało partię komunistyczną, gdyż przyjmowała w swoje szeregi czarnych mieszkańców RPA, prześladowanych w ramach Apartheidu, pozbawionych w kraju jakichkolwiek praw. Jak ja rozmawiałem z tymi ludźmi, to oni o sowieckim modelu komunizmu nie mieli pojęcia. I sam Waluś mówił, że jak rozmawiał z naszymi antykomunistami to miał wrażenie, że rozmawia z nimi o żelaznym wilku. Natomiast Hani był działaczem radykalnym, stał na czele organizacji zbrojnej, która się nazywała Włócznią Narodu. Przebywał na emigracji. Ale z chwilą powrotu z emigracji wyrzekł się przemocy. W dni poprzedzające zabójstwo jeździł po kraju, starał się uspokajać radykalnie nastawione przedmieścia. Uważał, że należy prowadzić dialog, że systemu się nie zmieni przez uliczne zamieszki, ale kartką wyborczą. I ta zmiana nastąpiła rok po śmierci Haniego. Jest jeszcze jedna kwestia. Oni na Polskę patrzyli jako wręcz na wzór zmian, Nelson Mandela marzył, aby na jego zaprzysiężeniu pojawił się Lech Wałęsa. Ale ówczesny prezydent nie przyjechał, bo uznał, że nie będzie do komunistów jeździć.
Jakie były motywacje samego Walusia?
Na początku lat 90. w RPA zdecydowaną większość stanowili czarni mieszkańcy, biali byli w mniejszości, ale to oni mieli prawa. Żyli niczym pączki w maśle. I Waluś, przedstawiciele partii konserwatywnej, którą on wspierał, obawiali się, że szybka zmiana, zakończenie polityki apartheidu, pogrąży kraj w chaosie. Chodziło o to, żeby ten proces zakłócić. Oni liczyli, że po zabójstwie „czarne przedmieścia” wyjdą protestować, będą zamieszki, a sytuację uspokoi wojsko i na jakiś czas rządzić będzie jakaś junta wojskowa, trzymająca pod karabinami te miliony ludzi.
Pytanie, jak postąpi Janusz Waluś po powrocie do kraju, gdy pojawią się na przykład jakieś ruchy skrajnej prawicy, które zechcą z niego robić swojego idola?
Trudno mi powiedzieć, co on zrobi. Ale jedno jest pewne – gdy rozmawiałem z Walusiem on miał świadomość, że nie zna, nie rozumie współczesnego świata. Pamiętajmy że w więzieniu spędził ponad 29 lat. I nie jest tak, że w tym czasie wychodził na jakieś przepustki. Przeciwnie, on był dość skutecznie izolowany. Nie wie, czym jest internet, telefony, smartfony, maile. Zna ten świat co najwyżej z gazet. Ma w Polsce córkę i wnuczkę. Chce zacząć żyć. To prawda, środowiska skrajnej prawicy chciałyby go użyć jako symbolu. Ale mam nadzieję, że będzie miał na tyle rozumu w głowie, by trzymać się z dala od polityki.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka