W haśle „To nasza wojna” nie chodzi o to, że mamy wysłać żołnierzy na front ukraiński. Ale o to, żeby każdy zrozumiał, że od losu Ukrainy zależy też los Polski i Polaków, a w dalszej kolejności Europy i całego świata. A tego, że Rosjanie na Ukrainie nie poprzestaną możemy być pewni – mówi Salonowi 24 Przemysław Miśkiewicz, przewodniczący stowarzyszenia Pokolenie, które od lat wspiera Ukrainę, pomaga uchodźcom.
We wtorek na miejscowość Przewodów w powiecie hrubieszowskim w województwie lubelskim spadła rakieta. Najpierw wydawało się, że to rakieta rosyjska, potem pojawiły się informacje, że jednak była to rakieta ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Pana stowarzyszenie od początku protestów na Majdanie w 2013 i 2014 roku wspiera Ukraińców, teraz wspiera uchodźców. Jak taka informacja, że rakieta była ukraińska wpłynie na relacje polsko-ukraińskie?
Przemysław Miśkiewicz: Przede wszystkim podkreślmy, że nie ma większego znaczenia, czy była to rakieta rosyjska, czy ukraińska. Całą winę za atak na Ukrainę ponosi Rosja. I to Rosja przypuściła frontalny atak rakietowy we wtorek 15 listopada. Ukraina nie odpowiada za to, że się broni. Doszło z winy Rosji do wielkiej tragedii.
Są pierwsze polskie ofiary agresji Putina. Nie mówię tu o ochotnikach, którzy biorą udział w wojnie – oni narażali się świadomie. Tu zginęli cywile. Nieświadomi tego, że cokolwiek im zagraża. Winę za śmierć podczas wojny ponosi agresor. Natomiast co do reakcji, odsyłam do swojego wpisu na Facebooku po tragedii w Przewodowie. Przy czym nie chodzi mi o sam wpis, ale o reakcję na niego.
Polecamy:
"Wybuchy w Przewodowie to test dla Polski i NATO" [WYWIAD]
Jak rozumiem atak na Ukraińców, działalność typowych rosyjskich trolli?
Właśnie nie tylko. Oczywiście trolle istnieją, istnieją też ludzie o prorosyjskich poglądach, ale oni choć głośni stanowili i wciąż stanowią margines. Natomiast pod moim wpisem, że tocząca się wojna jest też naszą wojną, pojawił się szereg komentarzy ludzi twierdzących, że wojna ta nie może być nasza. Że należy się trzymać od niej z daleka. Wygląda na to, że ta postawa wynika bardziej ze strachu.
Mniej obawiam się tego, że Polacy przestaną wspierać Ukraińców, czy że pojawią się antyukraińskie wystąpienia – to na szczęście wciąż margines, choć oczywiście trzeba na propagandę trolli reagować i mówić, jak jest naprawdę. Bardziej jednak obawiam się głosów na zasadzie – „nie mieszajmy się”, „to nie nasz konflikt”, „trzymajmy się od niego z daleka”. Liczba głoszących tego typu poglądy nie jest duża. Myślę, że to jest koło 10 proc. społeczeństwa. Ale jest zauważalna, nie wolno jej lekceważyć.
Gdy rozmawiam z ludźmi prezentującymi tego typu pogląd twierdzą oni, że nie mają nic do Ukraińców, współczują im, Rosji się obawiają. Ale właśnie z obawy przed nią należy zabezpieczyć się, zamknąć w domu i czekać aż burza przejdzie. I to jest postawa ponad podziałami – bo głosi ją bardzo wielu prawicowców, ale kiedyś również Ewa Kopacz jako premier mówiła o matce, zamykającej dom na cztery spusty, by chronić dzieci. Wtedy wojna była znacznie bardziej ograniczona, dziś toczy się na terenie całej Ukrainy. Jednak o ile z tym pragmatycznym podejściem można się nie zgadzać, trudno jednak odmówić mu logiki. Sprowadza się do pytania – po co mieszać się w wojnę, skoro przez to rosyjskich zbrodniarzy możemy mieć u siebie?
Mówimy, że to nasza wojna właśnie dlatego, żeby nie mieć rosyjskich żołnierzy u siebie. W naszej historii wielokrotnie stawaliśmy do walki jako przedmurze zachodniej cywilizacji. Dziś znów toczy się wojna cywilizacyjna. Gdzie z jednej strony jest zachodnia cywilizacja, Ukraina, która chcę się z Zachodem zjednoczyć, z drugiej zbrodnicza, azjatycka cywilizacja postbolszewickiej Rosji. Pierwszy raz od wielu lat wojna toczy się poza naszymi granicami. Ale możemy być pewni, że jeśli dziś Ukraina przegra, to potem jednym z kolejnych państw, które Rosja zaatakuje, będzie Polska. Dlatego właśnie to nasza wojna.
Po 24 lutego pisaliśmy „To też nasza wojna”, później „To wciąż nasza wojna”, dziś piszemy „To nasza wojna”. Żeby było jasne, chcę to wyraźnie podkreślić – nie chodzi o to, że mamy wysłać żołnierzy na front ukraiński. Chyba, że chodzi o ochotników – oni z różnych krajów NATO w tej wojnie uczestniczą. Chodzi o to, żeby każdy zrozumiał, że od losu Ukrainy w tej wojnie, zależy też los nas, a w dalszej kolejności Europy i całego świata.
Trzeba w ramach Paktu Północnoatlantyckiego dążyć do tego, by Ukrainę wesprzeć. Zapewnić jej wparcie od dyplomatycznego, poprzez humanitarne, po dostarczanie najnowocześniejszego sprzętu. Należy dążyć do zamknięcia nieba nad Ukrainą. Trzeba też dbać o rozwój własnego potencjału obronnego. Super, że jesteśmy w NATO. Ale proszę zauważyć, że dopiero po tym, jak Ukraińcy stawili mocny opór zaczęła się realna pomoc Zachodu dla Kijowa. Na poziomie krajowym musimy jasno dokumentować rosyjskie zbrodnie, podkreślać, że nawet jeśli spadłaby na nas przeciwlotnicza rakieta z Ukrainy, to winę za zmasowany atak ponosi Rosja. Trzeba zrobić wszystko by Ukraina nie przegrała. Przy czym porażką będzie też zgniły kompromis.
Są jakieś przecieki, że Zachód proponuje rzekomo rozwiązania polegające na oddaniu Krymu, czy Donbasu Rosji, ale dzięki temu Ukraina zyskałaby pokój?
Taki pokój byłby chwilowy. Jestem przekonany, że zawarcie porozumienia na zasadzie oddajemy część ziem na kilka lat, zawieramy rozejm, tylko zamrozi konflikt. Doprowadzi do sytuacji, w której Rosja zyska czas na przegrupowanie sił, odzyskanie pozycji. I za jakiś czas lepiej przygotowana uderzy, pójdzie po resztę Ukrainy. Potem na nas. Tymczasem jestem przekonany że wyzwolenie reszty terytorium Ukrainy jest kwestią czasu, że odbity zostanie także Krym.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Przeczytaj też:
Nagranie z Przewodowa. Zniszczenia i ogromny krater
Polska szykuje odpowiedź na wybuchy. "Oficjalny komunikat ws. przyczyn będzie dziś"
Inne tematy w dziale Polityka