Problem ludzi, którzy wsiadają za kierownicę po alkoholu, jest powszechny. I wiele państw stosuje różne rozwiązania, aby ten problem ograniczyć, tymczasem skutki są zazwyczaj ograniczone. Konfiskata aut w części USA przyniosła pozytywny skutek. Liczba pijanych kierowców spadła, choć nie tak bardzo, jak oczekiwano. Jednak każde działanie, mające na celu zmniejszenie liczby pijanych kierowców, ma sens i warto je wprowadzać – mówi Salonowi 24 Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu BRD24.pl.
Sejm przegłosował ustawę o konfiskacie pojazdów pijanych kierowców. Jeśli prezydent ją podpisze, będzie roczne vacatio legis, a potem nowe prawo wejdzie w życie. Ustawa budzi spore emocje. Dyskusję na temat skuteczności tej metody. Czy w innych krajach takie rozwiązanie było stosowane i, co najważniejsze, czy ograniczyło problem pijanych za kierownicą?
Łukasz Zboralski: Problem ludzi, którzy wsiadają za kierownicę po alkoholu, jest powszechny. Stwarzają oni ogromne zagrożenie. I wiele państw stosuje różne rozwiązania, aby ten problem ograniczyć, choć skutki są zazwyczaj ograniczone. Konfiskata aut w części USA przyniosła pozytywny skutek. Liczba pijanych kierowców spadła, nawet, jeśli nie tak bardzo, jak oczekiwano. Jednak każde działanie, mające na celu zmniejszenie liczby pijanych kierowców, ma sens i warto je wprowadzać.
Przeczytaj też:
"Wybuchy w Przewodowie to test dla Polski i NATO" [WYWIAD]
To, że z problemem trzeba walczyć nie ulega najmniejszej wątpliwości. Ale metody kontrowersje już budzą. W przypadku konfiskaty aut podnoszono na przykład kwestię samochodów służbowych. Oczywiście zdarzały się patologie, gdzie kierowca pijany, czy odurzony musiał siadać za kółko, bo tego chciał szef. Ale też często jest tak, że ktoś po prostu na co dzień korzysta ze służbowego pojazdu. Trudno, by właściciel kontrolował go przez 24 godziny na dobę. A są też sytuacje, w których z samochodu korzysta np. małżeństwo albo ojciec do "spółki" z synem.
Tak, były podnoszone takie kontrowersje, na szczęście ustawodawca problemy te rozwiązał. Wedlug nowego prawa w przypadku, gdy pijany kierowca jedzie samochodem, którego nie jest właścicielem, albo nie jest jedynym właścicielem, musi po prostu zapłacić równowartość pojazdu. Przy okazji rozwiązano kilka innych problemów. Na przykład były wątpliwości, co w sytuacji, gdy pijany kierujący rozbije samochód. Byłoby to niesprawiedliwe, gdyby ktoś kto „tylko” zaliczył wpadkę polegającą na jeździe po alkoholu miał konfiskowany samochód, a ktoś kto rozbił oddawał jedynie wrak, bądź płacił równowartość zniszczonego auta. To zostało rozwiązane w ten sposób, że zostanie oszacowana wartość tego pojazdu sprzed wypadku – na podstawie marki, modelu, rocznika. I tę równowartość zapłaci pijany kierowca.
W trakcie prac nad ustawą podnoszono też temat bardzo drogich specjalistycznych pojazdów, których kierowca zostanie przyłapany na jeździe po alkoholu. Trudno wymagać, by ktoś musiał płacić na przykład ponad milion równowartości ciężarówki. Ten problem też ustawodawca rozwiązał – w przypadku tego typu samochodów będzie obowiązywać kara grzywny od 5 tysięcy złotych, a wysokość tej grzywny indywidualnie będzie ustalał sąd.
Jednak sam Pan przyznaje, że problem pijanych kierowców nie jest łatwy do rozwiązania, a konfiskata aut pomoże tylko częściowo. Zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć – skoro w jakiejś perspektywie czasowej Unia Europejska zakaże produkcji określonych samochodów z uwagi na emisję spalin, to może nakazać producentom instalowanie takich urządzeń, które nie pozwolą na jazdę pijanym kierowcom?
Gdyby takie rozwiązanie przyjąć obligatoryjnie dla wszystkich producentów, dałoby efekt. Co do bezpieczeństwa, abstrahując już od pijanych kierowców, byłaby też możliwość wyposażenia pojazdu w mechanizm, niepozwalający na rozwinięcie prędkości wyższej niż maksymalna w danym miejscu. Taki system mógłby na podstawie GPS odczytywać jakie jest ograniczenie i na tej podstawie kontrolować prędkość, nie pozwalając na niebezpieczną jazdę. To jednak melodia przyszłości.
Od początku stycznia obowiązują bardzo surowe mandaty za właśnie niebezpieczną jazdę. W pierwszym półroczu spadła liczba wypadków śmiertelnych, wszyscy mówili jednak, że za wcześnie na wnioski, kluczowy będzie czas wakacji. Jak teraz, w połowie listopada można ocenić zmiany, które weszły z początkiem roku?
Dane do końca października potwierdzają utrzymanie się tego korzystnego trendu. To znaczy w tym najważniejszym wskaźniku, czyli wypadków śmiertelnych, mieliśmy spadek o 15 proc. Można oczywiście mówić, że to nie jest jakaś ogromna liczba. Pamiętajmy jednak, że po pierwsze chodzi o ludzkie życie.
Po drugie, ten spadek ma miejsce w stosunku do poprzednich lat, które były czasem pandemii, w którym nastąpiło ograniczenie mobilności. A więc sytuacja, gdy po okresie pandemicznym natężenie ruchu wróciło do czasu sprzed koronawirusa, gdy ludzi na drogach ginie mniej, świadczy pozytywnie o wprowadzonych zmianach.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Polska szykuje odpowiedź na wybuchy. "Oficjalny komunikat ws. przyczyn będzie dziś"
Nagranie z Przewodowa. Zniszczenia i ogromny krater
Inne tematy w dziale Polityka