Nurtuje mnie pytanie, jak to się stało, że obca rakieta wleciała na teren Polski, mogła spaść, zabiła ludzi. To pytanie na pewno jako parlamentarzyści zadamy rządzącym – mówi Salonowi 24 Dariusz Rosati, poseł Koalicji Obywatelskiej, były minister spraw zagranicznych.
W Przewodowie koło Hrubieszowa w województwie lubelskim doszło do tragedii, zginęły dwie osoby w wyniku eksplozji rakiet, które spadły na nasze terytorium. To wiemy na pewno. Wciąż nie wiemy na sto procent czy była to rakieta rosyjska, ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Co Pana zdaniem wydarzyło się przy polsko-ukraińskiej granicy?
Dariusz Rosati: Sądzę, że zdecydowanie lepiej ode mnie poinformowany w tej sprawie jest obecnie rząd. Wedle mojej oceny, uderzyła w Polskę rakieta zbłąkana, rosyjskiej produkcji. Za najmniej prawdopodobny uważam celowy atak Federacji Rosyjskiej. Dlatego, że byłaby to eskalacja, która Rosji nie daje nic. Na ostateczne ustalenie, czy była to zbłąkana rakieta wystrzelona przez Rosjan, czy Ukraińców, trzeba poczekać. Ale niezależnie od tego to, co się stało, dramat wynika z faktu, że obie strony korzystają nie tylko ze sprzętu nowoczesnego, ale i z przestarzałego, sowieckiej jeszcze produkcji.
Mnie natomiast nurtuje pytanie, jak to się stało, że obca rakieta wleciała na teren Polski, mogła spaść, zabiła ludzi. To pytanie na pewno jako parlamentarzyści zadamy rządzącym.
Przeczytaj też:
"Wybuchy w Przewodowie to test dla Polski i NATO" [WYWIAD]
Jaka powinna być reakcja dyplomatyczna władz na to, co się stało?
Jeśli potwierdziłoby się, że spadł na nas pocisk rosyjski, to oczywiście żądanie wyjaśnień i wyegzekwowanie przynajmniej wyrazów ubolewania oraz jasnej deklaracji, że nie było to celowe działanie, lecz błąd. W przypadku Ukrainy sprawa jest oczywista, że doszło do tragicznej pomyłki.
Do tragedii pod Hrubieszowem doszło podczas zmasowanego ataku rakietowego Rosji na Ukrainę. Niedawno Putin wycofywał wojska z Chersonia, a teraz dokonuje takiego ataku. Co chciał w ten sposób osiągnąć?
Fakt, że te rakiety spadły na nasze terytorium podczas zmasowanego ataku Rosji moim zdaniem dowodzi, że doszło do pomyłki, że nie mamy do czynienia z celowym zaatakowaniem Polski. Takie błędy po prostu się zdarzają, wiemy, że spora część rosyjskich rakiet po prostu nie dolatuje do celu.
Natomiast odpowiedź na pytanie, co Putin chciał osiągnąć dokonując takiego ataku, jest bardzo prosta. To przede wszystkim odpowiedź na zdobycie przez Ukraińców Chersonia. Chodzi więc o zwykły ordynarny odwet. Tym bardziej obrzydliwy, że wymierzone w infrastrukturę cywilną, nie wojskową. Drugim celem jest zastraszenie społeczeństwa ukraińskiego. Pozbawienie go prądu i wody. Putin liczy, że w ten sposób być może zmiękczy prezydenta Wołodymira Zełenskiego do jakichś rozmów pokojowych.
Właśnie, nie brakuje na Zachodzie głosów, że dalsza wojna jest nieopłacalna dla obu stron i Ukraina powinna jednak spróbować się porozumieć?
Byłoby to najgorsze rozwiązanie i wielki błąd. Oczywiście Ukraińcy zrobią to, co będą uważali. Ale na dziś taki rozejm oznaczałby jedynie oddanie Rosji części terytorium i danie czasu na przegrupowanie sił i wzmocnienie wojsk. Tymczasem nawet ten atak wskazuje na słabość Rosji, która używa posowieckiego sprzętu, a nie nowoczesnych Iskanderów. Moim zdaniem, jeśli Ukraina wytrwa, to odbicie kolejnych miast jest jedynie kwestią czasu.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Przeczytaj też:
Polska szykuje odpowiedź na wybuchy. "Oficjalny komunikat ws. przyczyn będzie dziś"
Nagranie z Przewodowa. Zniszczenia i ogromny krater
Inne tematy w dziale Społeczeństwo