Zarówno Partia Demokratyczna, jak i Republikańska uznają, że Chiny i Rosja są największym wyzwaniem dla Waszyngtonu. Niebezpieczeństwo w razie utraty przez Demokratów większości w Kongresie nie dotyczy bezpośrednio kwestii polityki zagranicznej. Problemem może być wymuszone i większe niż do tej pory zaangażowanie prezydenta Joe Bidena w rozwiązywanie wewnętrznych sporów – mówi Salonowi 24 Paweł Zalewski, poseł Polska 2050.
Ewentualna wygrana Republikanów w wyborach do Kongresu zdaniem części komentatorów może spowodować, że Amerykanie zmienią politykę wobec Rosji, przestaną wspierać Ukrainę. Inni podnoszą, że w obydwu amerykańskich formacjach są frakcje izolacjonistyczne, ale nie będą miały one wielkiego znaczenia, bo i Republikanie i Demokraci uznają, że wsparcie Ukrainy jest w interesie USA. Kto ma rację?
Paweł Zalewski: Zarówno Partia Demokratyczna, jak i Republikańska uznają, że Chiny i Rosja są największym wyzwaniem dla Waszyngtonu. I niezależnie od tego, kto sprawuje władzę, spodziewać się możemy kontynuacji dotychczasowej polityki. Oczywiście są różnice zdań dotyczące tego, jak konkretnie tę politykę zagraniczną prowadzić. Są to jednak detale – ogólne podejście jest takie samo. I nie obawiałbym się wycofania Waszyngtonu ze wsparcia Ukrainy. Natomiast w związku z wyborami do Kongresu widzę inne niebezpieczeństwo – utraty przez Demokratów większości w obu izbach. Jednak to ryzyko nie dotyczy bezpośrednio kwestii polityki zagranicznej. A tego, że nowy Kongres będzie nieprzychylny polityce Joe Bidena i będzie torpedować jego działania. Kongres ma bardzo duże uprawnienia polityczne, ma choćby możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności prezydenta. Takie przypadki mieliśmy już w historii, gdy Kongres podjął próbę impeachmentu prezydenta Billa Clintona. Problemem może być wymuszone wynikiem wyborów większe niż do tej pory zaangażowanie prezydenta Joe Bidena w rozwiązywanie wewnętrznych sporów.
Przeczytaj też:
Były szef MSZ: Stosunek USA do Puyoona nie zmieni się, niezależnie od tego, kto rządzi
Tylko to nie będzie mieć większego wpływu na politykę zagraniczną, która jest kluczowa z naszego punktu widzenia?
Bezpośredniego nie. Istnieje natomiast obawa, że przez polityczne naciski pozycja osobista prezydenta Bidena nieco osłabnie. A sam prezydent dużo energii, poświęcanej na sprawy Ukrainy będzie musiał poświęcić na toczenie sporów z Republikanami w Kongresie. I to w pewnym sensie wpłynie też negatywnie na pozycję prezydenta. Ale jeśli chodzi o politykę zagraniczną jako taką zmian większych się nie spodziewam. Po pierwsze politykę tę prowadzi sam prezydent – nic nie zapowiada, by linia miała się zmienić. I same partie w tematach polityki zagranicznej mają podobne stanowisko w najważniejszych kwestiach. Jeśli są różnice. to dotyczą spraw szczegółowych. Ale problemem może być wymuszone wynikiem wyborów większe niż do tej pory zaangażowanie prezydenta Joe Bidena w rozwiązywanie wewnętrznych sporów.
Sprawa zaangażowania Amerykanów w naszym regionie świata jest kluczowa z punktu widzenia polskiej racji stanu. Rząd Zjednoczonej Prawicy bardzo mocno stawiał na budowanie dobrych relacji z administracją Donalda Trumpa. Do tego stopnia, że początkowo nawet nie było gratulacji dla Joe Bidena.
O, to był symbol. Zgrzytów w relacjach z nową administracją było więcej.
Jednak po 24 lutego te relacje się znów ociepliły. Polska prowadzi politykę proukraińską, a Stany Zjednoczone Ukrainę wspierają. Jakie znaczenie z punktu widzenia Polski może mieć zmiana większości w Kongresie USA?
Moim zdaniem nie będzie mieć znaczenia. Jeśli Amerykanie utrzymają wsparcie dla Ukrainy na obecnym poziomie, to Polska będzie kluczowym krajem w udzielaniu tej pomocy, będzie dla Waszyngtonu niezastąpiona. Nie będzie to też miało znaczenia z punktu widzenia partii rządzącej. Bo ze współpracy Amerykanie nie zrezygnują. Ale też obecnie rządzący wcale nie będą bardziej wspierani przez amerykańskich polityków niezależnie czy Republikanie będą mieć większość w jednej, czy dwóch izbach Kongresu. To bez znaczenia.
Przeczytaj też:
Były minister transportu o CPK: PO uderza w coś, nad czym pracowali jej ministrowie
„Kucharz Putina” wprost o ingerencji w wybory w USA. "Będziemy dalej to robić"
Inne tematy w dziale Polityka