Bartłomiej Misiewicz, były rzecznik MON za czasów ministra Antoniego Macierewicza, został skazany za bezprawne reklamowanie wódki w mediach społecznościowych. Przedsiębiorca będzie musiał zapłacić 20 tys. złotych grzywny. Od wyroku nie ma odwołania.
Sąd Okręgowy w Warszawie ostatecznie nie uwzględnił apelacji obrony Bartłomieja Misiewicza, domagającej się uniewinnienia. Były rzecznik resortu obrony nie zjawił się w piątek na sali sądowej. Jego problemy zaczęły się od udostępniania informacji w formie reklamy o wódce własnej produkcji, którą nazwał "Misiewiczówka".
Jest nowy prezes KGHM. To były szef Poczty Polskiej i urzędnik MON
Obrona Misiewicza nie przekonała sądu
"Kwestię tę sąd I instancji bardzo starannie przeanalizował i uzasadnił" - komentowała wyrok pierwszej instancji sędzia Agnieszka Techman. Jej zdaniem, nie ma wątpliwości, że posty na Twitterze o mocnym trunku były de facto reklamą. A na to Misiewicz nie miał zezwolenia, łamiąc ustawę o przeciwdziałaniu alkoholizmowi.
- Zachwalanie, reklamowanie napoju alkoholowego okazywanego wraz z etykietą i stwierdzeniem, że jest to "prawdopodobnie najlepszy produkt", w jakiej formie powinien być podawany. Tego rodzaju treści nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że intencją, celem i zamiarem oskarżonego była reklama tego produktu wbrew art. 13. ustawy o przeciwdziałaniu alkoholizmowi i wychowaniu w trzeźwości - stwierdziła sędzia.
Niemcy. Przez wizytę polityków z G7 złamano tradycję, chadecy wściekli
"Misiewiczówka"
Obrona przekonywała w sądzie, że wpisy o wódce docierały tylko do wąskiego grona znajomych byłego urzędnika rządu. - Każda dowolna osoba mogła zapoznać się z tymi wpisami, dlatego był to niewątpliwie nieograniczony krąg osób - kontrował sąd.
Misiewicz został w ub. roku oskarżony o sprzedaż "Misiewiczówki" bez zezwolenia i reklamę produktu w sieci. W połowie lipca br. sąd rejonowy uznał, że znamiona czynu zabronionego wyczerpywało umieszczanie postów dotyczących wódki na Twitterze i skazał Miesiewicza na karę 20 tys. zł grzywny. Sąd nie przychylił się przy tym do zawartych w akcie oskarżenia zarzutów sprzedaży alkoholu bez zezwolenia i promowaniu alkoholu na stronie internetowej sklepu sprzedającego "Misiewiczówkę".
Życie poza polityką Misiewicza
Misiewicz zajął się biznesem alkoholowym po nieudanym etapie w MON. Jako bliski współpracownik ówczesnego ministra Antoniego Macierewicza stanowił łakomy kąsek dla tabloidów. Gazety rozpisywały się o zachowaniu Misiewicza względem żołnierzy, którzy mieli mu salutować, o zakrapianych imprezach w towarzystwie znajomych, gdzie miał chwalić się swoimi wpływami w resorcie obrony narodowej.
W 2016 roku trafił do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Po kolejnych aferach - w związku z oferowaniem stanowisk w spółkach państwowych radnym opozycji w Bełchatowie w zamian za dołączenie do koalicji samorządowej z PiS, zrezygnował z funkcji. W 2017 roku Misiewicz został pełnomocnikiem PGZ ds. komunikacji. I tu rozpoczęły się jego kolejne problemy z prawem - CBA zatrzymała mężczyznę dwa lata później.
Prokuratura zarzuca mu działanie na szkodę PGZ i narażenie spółki na stratę 1,2 mln zł. Grozi mu za to nawet do 10 lat więzienia. W areszcie Misiewicz spędził blisko pół roku. Wyszedł za poręczeniem majątkowym w wysokości 100 tys. złotych.
„Elektorat negatywny Tuska? Nie jest zaskoczeniem. Liderowi PO zupełnie nie szkodzi”
GW
Inne tematy w dziale Gospodarka