Z sondaży osobistej popularności naprawdę niewiele wynika. Byli w Polsce politycy cieszący się ogromną sympatią i zaufaniem, którzy jednak sukcesów nie osiągnęli. O Ryszardzie Kaliszu jako o polityku mało kto dziś pamięta, Bronisław Komorowski przegrał z mało wówczas znanym Andrzejem Dudą. Z kolei PiS zarządzany przez będącego liderem rankingów nieufności Jarosława Kaczyńskiego potrafił wygrywać wybory – mówi Salonowi 24 prof. Rafał Chwedoruk, politolog, Uniwersytet Warszawski.
Z sondażu pracowni IBRiS dla Onetu wynika, że Donald Tusk ma spory elektorat negatywny, który w dodatku rośnie. Przegrywa i z Rafałem Trzaskowskim i z prezydentem Andrzejem Dudą. Z czego ten elektorat negatywny wynika?
Prof. Rafał Chwedoruk: On absolutnie nie jest zaskoczeniem. Donald Tusk nie jest w polityce od wczoraj. Od dawna już miał określony spory elektorat negatywny. Wyborcy nie popierający PO pamiętają mu podniesienie wieku emerytalnego i wiele innych decyzji z czasów, gdy był premierem. Wzrost tego elektoratu negatywnego także nie jest zaskoczeniem. Ma wizerunek głównego przedstawiciela, lidera antypis. Więc siłą rzeczy ma elektorat negatywny właśnie w elektoracie partii rządzącej, staje się dla tych wyborców głównym punktem odniesienia.
Przeczytaj też:
Najnowszy sondaż. Trzaskowski z największym zaufaniem Polaków, Tusk ma powody do niepokoju
Przegrywa jednak i z Andrzejem Dudą, i z Rafałem Trzaskowskim. Prezydent Warszawy jest dużo popularniejszym politykiem niż Tusk?
Tylko, że z sondaży osobistej popularności naprawdę niewiele wynika. Byli w Polsce politycy cieszący się ogromną sympatią i zaufaniem, którzy jednak sukcesów nie osiągnęli. Swego czasu Ryszard Kalisz i Radosław Sikorski. Były szef dyplomacji choć politykiem był i jest wpływowym, to liderem nigdy się nie stał. A o Ryszardzie Kaliszu jako o polityku mało kto dziś pamięta. Wcześniej przegrał też i wypadł z polityki bardzo popularny Kazimierz Marcinkiewicz. Ogromną osobistą popularnością cieszył się jako prezydent Bronisław Komorowski. Nie miało to znaczenia, gdy przyszło do realnego starcia. Przegrał z mało wówczas znanym Andrzejem Dudą. I w drugą stronę – PiS zarządzany przez będącego liderem rankingów nieufności Jarosława Kaczyńskiego potrafił wygrywać wybory.
Tylko, czy na przykład duży elektorat negatywny nie wpłynie na relacje między partiami opozycyjnymi, które Tusk chce zjednoczyć?
W niedużym stopniu, ponieważ w przypadku bycia faktycznym liderem mniej liczy się osobista popularność polityka, bardziej jego zaplecze. Znów posłużę się przykładem. Bardzo dużą popularnością cieszyła się premier Beata Szydło. Mimo wszystko pożegnała się ze stanowiskiem szefowej rządu, zastąpił ją Mateusz Morawiecki. O liderowaniu Tuska decydować będzie siła jego partii. Na ile PO zachowa przewagę nad pozostałymi bytami opozycji.
Ideą Tuska jest jednoczenie całej opozycji. Powstanie jedna lista, dwie, czy może – co chyba najbardziej logiczne – trzy: lewicowa, centrowa i bardziej prawicowa odbierająca głosy też PiS-owi?
To ostatnie rozwiązanie choć pod względem podziałów ideowych mogłoby się wydawać logiczne, jest najmniej prawdopodobne. Liczy się bowiem skuteczność takiej inicjatywy. A start aż trzech list sprawiłby, że jedna z nich – śmiem twierdzić, że ta najbardziej na prawo – byłaby zagrożona nie wejściem do Sejmu. A to oznaczałoby oddanie za darmo kilku procent głosów PiS-owi. Dużo bardziej prawdopodobne są dwie listy, lewicy z PO i PSL z Polską 2050. Tylko to z kolei rozwiązanie nielogiczne. Platforma Obywatelska miałaby znaleźć się w obozie z lewicą, z którą wiele ją różni, a jednocześnie konkurować z formacją zlożoną z PSL, w którym była w koalicji i jest jednej grupie w Parlamencie Europejskim. I Polski 2050, w której znajduje się wielu byłych działaczy PO. To byłoby mało logiczne, choć nie można tego wykluczyć. Wchodzimy w decydujący moment jeśli chodzi o ewentualne powstanie jednej listy.
Od czego zależy, czy lista ta powstanie?
Od sytuacji ogólnej – na ile PiS będzie tracił pod wpływem kryzysu i od sondaży ugrupowań opozycyjnych. Dla PO kluczowa jest „trójka” na przedzie przed wynikiem, czyli przekroczenie 30 proc. poparcia. Dla Polski 2050 dwucyfrowy wynik, dla lewicy 8 proc. Dla PSL wynik wyraźnie powyżej progu wyborczego. Jeśli te warunki będą spełnione, a PiS będzie notował słabe wyniki, może jednej listy nie być. Jeśli PiS będzie miał szansę zachować władzę, a wyniki partii opozycyjnych będą słabsze, wtedy będzie jedna lista. Bo potencjał wyborczy opozycji jako całości jest dziś większy od PiS. Gdybym musiał postawić pieniądze, to postawiłbym, że raczej będzie jedna lista. Ale nie chciałbym tych pieniędzy stawiać, bo szansę na to oceniam na 51:49. Dla wspólnej listy opozycji, drugim wariantem są dwie listy. Za najmniej prawdopodobne uważam większe rozdrobnienie.
Przeczytaj też:
Przez dwadzieścia lat był niesłusznie oskarżony. Sąd go uniewinnił, ale żąda pieniędzy
Brazylia po wyborach. „Bolsonaro mogą pociągnąć do odpowiedzialności nawet za ludobójstwo”
Inne tematy w dziale Polityka