Jego kuriozalny proces trwał 20 lat. W tym czasie ktoś zgubił należące do oskarżonego komputer i cenne materiały będące dowodami w sprawie. Ostatecznie z zarzutów, postawionych w 2002 roku, sąd go uniewinnił. Ale musi zapłacić koszty trwającego dwie dekady procesu. Sprawa Mirosława Ciełuszeckiego, choć wydawała się bliska finału, wciąż nie dobiegła końca.
Zdaniem naszych rozmówców sprawa Marka Karpia i Mirosława Ciełuszeckiego dowodzi zarówno patologii wymiaru sprawiedliwości sprzed reformy, jak i tego, że sama reforma nie dała nic – spośród trzech prokuratorów zaangażowanych w sprawę jeden broni dziś sądów, dwaj awansowali za dobrej zmiany. – Ktoś, kto krytykuje sposób, w jaki Zbigniew Ziobro zmieniał wymiar sprawiedliwości, ma oczywiście rację. Sprawa Mirosława Ciełuszeckiego i Marka Karpia pokazuje jednak, że patologie były w wymiarze sprawiedliwości od lat. I jak wiele pracy będą mieć siły demokratyczne, by w przyszłości naprawić działalność prokuratury i sądów – mówi Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, w latach 1997-2001. – To skandal. 20 lat temu człowieka UOP wyprowadził w kajdankach, prokurator publicznie mówił o winie i szkodzie w wielkich rozmiarach. Szkody tej nigdy nie udowodniono, ale proces toczył się dwadzieścia lat. Niestety, takich spraw było więcej, można je mnożyć – dodaje.
O co chodzi w sprawie Karpia i Ciełuszeckiego
O tej sprawie pisaliśmy wielokrotnie. Przypomnijmy najważniejsze fakty. Przedsiębiorca Mirosław Ciełuszecki prowadził firmę, która na przełomie stuleci była potentatem w branży chemicznej. Sprowadzała nawozy sztuczne z Białorusi. Jej działalność była w orbicie zainteresowania rządu – wtedy liczono, że dzięki relacjom gospodarczym z krajami takimi jak Białoruś można je będzie odciągać od współpracy z Rosją, kierować w stronę Zachodu. Doradcą Ciełuszeckiego w spółce Farm Agro Planta został Marek Karp – twórca i dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, think tanku badającego politykę Rosji i przestrzeni posowieckiej. – Oczywiście pamiętam firmę Farm Agro Planta Mirosława Ciełuszeckiego. Oni wspólnie z Markiem Karpiem mieli ciekawe pomysły, które mogły być korzystne dla polskiej gospodarki – wspomina Janusz Steinhoff. To jemu podlegał Ośrodek Studiów Wschodnich założony i kierowany przez Marka Karpia. – Działalność OSW, biały wywiad, także gospodarczy, była nieoceniona. A działanie firmy Cieluszeckiego, cenne – wspomina.
Proces sądowy, oskarżenie
W 2002 roku, niespełna rok po zmianie władzy (jesienią 2001 roku rząd przejął SLD) Karp i Ciełuszecki zostali oskarżeni w procesie karnym. Zarzuty były absurdalne. Karpiowi prokuratura zarzuciła, że rzekomo fikcyjnie doradzał w kwestiach wschodnich, nie miał – według prokuratury – do tego kompetencji. Jak przypomniała obrona i świadkowie w procesie (w tym były premier Jerzy Buzek, były wicepremier Janusz Steinhoff, zeznawać chciał także Zbigniew Brzeziński z USA, ale sąd nie uznał go za istotnego świadka) Karp doradzał prezydentom USA, Polski i Komisji Europejskiej, zatem trudno by nie miał kompetencji do doradzania firmie z Podlasia. Karp zmarł w 2004 roku. – Po śmierci Marka był on fetowany. OSW, do dziś ważny ośrodek ekspercki, nosi jego imię. A równolegle toczył się proces, w którym pośrednio wciąż był oskarżony – wspomina Ciełuszecki. Proces miał przebieg specyficzny, o czym pisaliśmy wielokrotnie. Przypomnijmy, że podczas rozpraw biegli popisywali się brakiem kompetencji (jednemu przelew ELIXIR kojarzył się z płynem).
Ping pong wygrany, ale czy ostatecznie?
Zniknęły dowody – w tym duży komputer stacjonarny firmy Ciełuszeckiego, zapewne przypadkiem, z materiałami mającymi być dowodami obrony. Nie wiadomo kto zgubił ów sprzęt – czy zrobił to sąd, prokuratura, czy biegły Janusz M. (instytucje i biegły oskarżają się wzajemnie). Mogłoby to wyjaśnić śledztwo, ale prokuratura nie uznała za stosowne zająć się sprawą. Wykazała za to wiele determinacji w ściganiu przedsiębiorcy. I to zarówno za rządów SLD, PO, jak i PiS. Jak się okazuje, z trzech zaangażowanych w sprawę prokuratorów jeden dziś walczy o wolne sądy, dwaj awansowali za dobrej zmiany. O samym oskarżeniu, kuriozalnych zarzutach (np. działaniem na niekorzyść firmy miała być transakcja, na której firma zarobiła) pisaliśmy wiele razy. To temat na osobny materiał. Kluczowe jest jednak to, że w kwietniu, po dwudziestoletnim ping pongu sądowym (sprawa w sądzie rejonowym, potem apelacyjnym, okręgowym, znów apelacyjnym, kasacja w Sądzie Najwyższym i powrót do apelacyjnego), sąd z poważnych zarzutów Ciełuszeckiego uniewinnił.
Odszkodowanie? To sąd chce pieniędzy!
Skazał go natomiast za drobne rzeczy, np. błędne przechowywanie firmowych papierów. Nie jest to przestępstwo, za które idzie się do więzienia. Nie da się jednak złożyć w jego sprawie kasacji. Broniący przedsiębiorcy działacze społeczni oburzali się, że skazanie za błahostki jest perfidnym działaniem sądu, który chce utrudnić przedsiębiorcy drogę do odszkodowania. A jest o co walczyć – Ciełuszecki na podstawie prokuratorskich zarzutów spędził osiem miesięcy w areszcie. Stracił firmę i majątek, przy czym straty finansowe można by wyliczać w setkach milionów złotych. Jak się okazało, faktycznie chodzić mogło o pieniądze. Ale nie na odszkodowanie dla przedsiębiorcy. Pieniędzy zażądał… sąd. Po dwudziestu latach procesu, w którym okazało się, że wszystkie pierwotnie stawiane zarzuty zostały obalone, w którym gubiono dowody w sprawie, sąd nakazał Ciełuszeckiemu zapłacenie kosztów procesu w wysokości 20 tysięcy złotych. – Powiem szczerze, że myślałem iż nic mnie w tej sprawie już nie zdziwi. Pomyliłem się bardzo – mówi nam przedsiębiorca.
Dwie dekady osobliwości
W sprawie jest wiele rzeczy niezwykłych. Sama przewlekłość – aż dwadzieścia lat. Gdyby nawet oskarżony był winny, tak długi proces jest formą dręczenia, uniemożliwia mu szansę na powrót do normalnego życia po odbyciu kary. Ale oskarżony winny nie był, a ze wszystkich poważnych zarzutów sąd go uniewinnił. A jednak każe mu płacić odszkodowanie. W trakcie sprawy zmieniały się rządy i nadzór nad prokuraturą. Sami oskarżający są politycznie po różnych stronach barykady. Ale też ponad podziałami jednoczyli się ludzie broniący przedsiębiorcy. W sprawę angażowali się ludzie o tak przeciwstawnych poglądach jak Piotr Ikonowicz i Marek Jurek. Opisywały media od radykalnej lewicy po prawicę, i "Do Rzeczy", i "Dziennik", i TVN i TVP. I wbrew temu, co wydawało się jeszcze niedawno, sprawa daleka jest od finału. – Wróciłem do Polski na apel prezydenta Lecha Wałęsy. Wierzyłem w niepodległość i demokrację. Teraz nie odważyłbym się nikogo zachęcać do powrotu – nie kryje rozgoryczenia Mirosław Ciełuszecki.
Przemysław Harczuk
Przeczytaj też:
PO krytykuje budowę zapory z obwodem kaliningradzkim. Siemoniak wyjawił, dlaczego
„Robin Hood” z Polski kolejnym papieżem? Media mają swojego faworyta
W Polsce nie da się dodzwonić do przychodni, jest tylko gorzej
Badania techniczne pojazdów na nowych zasadach. Przepisy weszły w życie po cichu
Inne tematy w dziale Społeczeństwo