W związku z żałobą narodową po tragicznych wydarzeniach w Seulu, festiwale, parady oraz inne aktywności z okazji Halloween są odwoływane w całej Korei Południowej. W wyniku wybuchu paniki w stolicy tego kraju zginęło tam ponad 150 osób.
Imprezy Halloweenowe odwoływane w Korei Południowej
W mieście Pusan odwołany został Festiwal OneAsia, gdzie na występach gwiazd muzyki k-pop spodziewano się 40 tysięcy widzów. O odwołaniu festiwalu halloweenowego poinformował również park rozrywki Legoland w mieście Czunczeon, leżącym 75 km od Seulu, a także władze dzielnic stolicy.
Agencja Yonhap poinformowała też, że w całym kraju w sklepach zdjęto dekoracje halloweenowe i plakaty ogłaszające wydarzenia, które miały się odbyć z tej okazji.
"Wszędzie znajdowały się martwe ciała"
— To było wstrząsające; wszędzie znajdowały się martwe ciała, ratownicy przenieśli je na główną ulicę — opisywała 30-letnia Włoszka, która w nocy z soboty na niedzielę przebywała w Seulu, w pobliżu miejsca, w którym doszło do tragicznych wydarzeń.
— Zdaliśmy sobie sprawę, że coś jest nie tak, gdy utknęliśmy w tłumie. Potem zaczęli robić przejście dla ratowników, a wkrótce na wszystkie telefony przychodziły już alerty, żeby unikać tej okolicy — relacjonowała. Kobieta wówczas przechodziła ulicą, na którą służby wynosiły zabitych i rannych.
— Staraliśmy się iść dalej, by uniknąć tego horroru, ale policja i lekarze wszędzie próbowali ratować ludzi — powiedziała 30-latka. Dodała, że "wielu ludzi nie wiedziało" o tragedii i w innych częściach dzielnicy cały czas trwały imprezy, podczas gdy lekarze walczyli o życie stratowanych osób.
— My też na początku myśleliśmy, że to tylko kilka osób straciło przytomność z powodu alkoholu. To się często zdarza. Pod koniec nocy zdaliśmy sobie sprawę, że ci ludzie nie żyją — powiedziała kobieta.
Świadkowie opisują tragiczne wydarzenia w Seulu
Świadkowie tragedii w Seulu, cytowani przez media, opisują, że pod naporem tłumu ludzie "padali jak domino". Wiele osób próbowało ratować się w sklepach, jednak te były już zamknięte.
— Ludzie napierali w dół na stromej uliczce z klubami, w efekcie inni ludzie krzyczeli i padali jak domino. Myślałem, że też zostanę zadeptany na śmierć, bo ludzie napierali, nie zdając sobie sprawy, że na początku tłumu inni upadają — napisał anonimowy świadek na Twitterze, którego wypowiedź przytoczyła agencja Yonhap.
Z kolei jedna z kobiet, która także ocalała z tragedii opisała, że w małej uliczce nagle zgromadził się wielki tłum.
— Osoba niska, taka jak ja, nie mogła nawet oddychać. Przeżyłam, bo znajdowałam się w bocznej części uliczki. Wygląda na to, że ludzie na środku ucierpieli najbardziej — powiedziała.
— Wygląda na to, że ofiar było więcej, ponieważ ludzie próbowali uciekać do pobliskich sklepów, ale znaleźli się z powrotem na ulicy, bo te skończyły już pracę — mówił inny ocalały z tragedii, cytowany przez Yonhap.
RB
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka