Rada ds. strategicznych spółek skarbu państwa to był jeden z lepszych pomysłów reformy państwa jakie padły nad Wisłą w ostatnich latach. I naprawdę wielka szkoda, że sam PiS natychmiast wycofał go z gry.
Akurat obszar „naprawy państwa” jest tą dziedziną, w której PiSowcy nie za bardzo się po roku 2015 popisali. By nie powiedzieć, że zawiedli nadzieje. Zwłaszcza, gdy ktoś brał na poważnie snutą tak chętnie na niezliczonych panelach i debatach (Polska Wielki Projekt, Instytut Sobieskiego) retorykę „obozu IV RP”. Wiele tam było słusznej krytyki państwa zaniedbanego, niedoinwestowanego, niezdolnego do realizacji długofalowych celów strategicznych, półperyferyjnie uzależnionego od bogatych grup interesu i targanego ciągłymi zmianami filozofii rządzenia niczym chorągiewka na wietrze.
PiS wycofuje się z projektu ws. spółek skarbu państwa
PiS jak Escobar
Sęk w tym, że PiS nie zdołał - mimo wzięcia pełni władzy - przeprowadzić tu fundamentalnej zmiany. Nie można powiedzieć, że nie próbowali. Ale PiSowcy przypominali mi w tym dziele słynnego Pabla Escobara z popularnego kilka lat temu serialu „Narcos”. Pablo też z początku chce iść „po bożemu” - daje się nawet wybrać do parlamentu i zaczyna myśleć o prezydenturze. Stare kolumbijskie elity szybko mu jednak pokazują, że nigdy nie będą go traktowały jak jednego z nich. I dobrowolnie się z nim władzą nie podzielą. Pablo nie daje za wygraną. Oni też nie. Konflikt o władze zaczyna eskalować. A na wojnie nie przebiera się w środkach.
Potworna zbrodnia w Garwolinie. Pozbyli się dziecka, teraz grozi im dożywocie
Trochę podobnie - oczywiście „toute proportions gardee” - było z PiSem po roku 2015. Też myśleli pewnie, że będzie im łatwiej. Nie docenili jednak jak mocno okopały się na swoich pozycjach elity III RP - prawnicza wierchuszka albo liberalne media. Nie liczyli się pewnie z tak zawziętym oporem euroestabliszmentu. W efekcie zapowiadane plany naprawy państwa i jego instytucji nigdy się nie zmaterializowały. A PiS, mając do wyboru naprawić coś „doraźnie i na gębę” albo podejść do sprawy „strukturalnie i systemowo”, wybierał zwykle to pierwsze. Tak było z zapewnieniem finansowania mediom publicznym (nadal zamiast stałego podatku na ten cel mamy dobrą wolę rządzących). Tak było z reformą służby cywilnej. Tak był w bardzo wielu innych przypadkach.
Na tym tle zgłoszony w poniedziałek poselski projekt powołania rady ds. spółek strategicznych był czymś innym. Rodzajem przebłysku innego - dawno niewidzianego - myślenia. Sensownie diagnozował problem, który polega na (mówiąc nieładnie) na cyklicznym skoku na stołki. A opisując sprawę w sposób bardziej elegancki na natychmiastowej wymianie kadr i strategicznych kierunków funkcjonowania tych instytucji po zmianie ekipy rządzącej. PiS sam zresztą postąpił z tymi instytucjami dokładnie wedle tego schematu.
Rada ds. spółek strategicznych dla państwa
Aby temu zaradzić wskazano w projekcie, że taka rada miałaby otrzymać prawo do blokowania natychmiastowego „skoku” na kilka spółek energetycznych czy farmaceutycznych: na Orlen, PSE czy Polfę-Tarchomin. Oczywiście, że mamy tu schemat „odkopywania drabiny”. Armia wchodzi po niej na mury i zdobywa twierdzę. A potem pyk… i już drabina ląduje na dole. Nikt tego samego manewru nie będzie mógł już powtórzyć. Ale też… bez przesady. Zaproponowany przez posłów PiS sposób doboru składu rady (sejm, senat, prezydent) to nie jest żaden odlot. Tylko zastosowanie dobrze znanego schematu wymuszania politycznego pluralizmu, który służy nam w przypadku wielu organów takich jak RPP albo KRRiTV.
Oczywiście cały antyPiS rzucił się na projekt w dobrze znanym geście świętego oburzenia. Ogłaszając, że PiS się kończy i że już szykują sobie szalupy ratunkowe. Może tak, może nie. Szkód tylko, że oczywiście nikt po stronie antypisowskiej nawet nie doda, że zaproponowany tu mechanizm jest dokładnie tym, czego oni sami przez parę lat się domagali.
Rosjanie rozpoczynają wielkie, jądrowe ćwiczenia. Wysłali ostrzeżenie Amerykanom
Projekt był dobry
Narzekając na PiSowskie przejęcie państwa i obsadzenie spółek swoimi ludźmi. Ileż było lamentów i narzekań nad „niszczeniem państwa” i „brakiem procedur”? A teraz co? Pojawił się projekt, który ma takie przejmowanie utrudnić a oni mówią, że teraz już nie chcą. Jak gdyby już poczuli, że za rok to oni będą mogli dokonać swojej rekonkwisty. I chyba należy się spodziewać, że - na tym etapie - sztandary „propaństwowości”, „ograniczenia samowoli władzy” i „wspierania pluralizmu”, którymi antyPiS tak chętnie wymachiwał od 2015 roku - pójdą gdzieś w najgłębszy kąt piwnicy. Mnie to raczej nie zdziwi.
Ale, że PiS tak szybko zwinął żagle tego projektu? To jednak jest zaskoczenie.
Rafał Woś
Inne tematy w dziale Polityka