Wybory za pasem. A opozycja ciągle nie widzi, jak wielką sobie robi krzywdę swoim własnym egzaltowanym, przesadzonym i odpychającym antypisizmem.
Jak zdarta płyta
Wyobraźcie sobie konkurs piosenki. Wchodzi pierwszy uczestnik. Śpiewa „O mój rozmarynie”. Publiczność bije brawo. Po nim na scenie pojawia się drugi.
„Co nam Pan przygotował?
„Ja dziś zaśpiewam.. „O mój rozmarynie”.
Wchodzi trzecia uczestniczka.
„A Pani? Co nam Pani zaśpiewa?
„O mój rozmarynie.. - intonuje.
Zaraz za nią następny. Śpiewa - och, cóż za niespodzianka!! - „O mój rozmarynie”. I tak dalej.
Wydaje mi się, że tak właśnie czuje się spora część polskich wyborców, gdy patrzy - u progu przedwyborczego roku - na polską opozycję. Bo na tej opozycji wszyscy - duzi i mali, grubi i chudzi, młodzi i starzy, łysi i włochaci - zdają się śpiewać jedną i tę samą piosenkę”. Jest to ta sama łzawa „Ballada o złym Kaczorze”. Pierwsza zwrotka o Morawieckim, który kłamie. Druga o Obajtku, który nas okrada. Trzecia, o Ziobrze, co nas podsłuchuje. Czwarta o Sasinie, który… I tak dalej. Wiecie wszyscy dobrze, jak to leci.
Nie mam nic do ballady o złym Kaczorze. Naprawdę. Tak to jest w demokracjach, że się tu takie rzeczy na okrągło śpiewa. Nie rozumiem tylko opozycji. Bo mam wrażenie, że ta monotonia głosów bardzo jej dziś szkodzi. I odsuwa od upragnionego zwycięstwa w roku 2023.
Stały elektorat to domena opozycji
Dlaczego tak uważam? To proste. Bo „Ballada o złym PiSie” to jest oczywiście doskonałe dzieło. W punkt. 10/10. Racja kompletna. Wspaniałe i skończone arcydzieło. Ale niestety tylko dla pewnej części chodzących na wybory Polek i Polaków. Oni „Ballady o złym Kaczorze” mogą słuchać 24 godziny na dobę. Oni nawet to robią, dywersyfikując przekaz między TVN-em a TOK FM. Zagryzając Newsweekiem i Gazetą Wyborczą.
Tworzy to z grubsza korpus tych 35-45 proc. elektoratu. Od lat, mimo zmieniających się sondaży. Raz PO w dół, a Hołownia w górę. Innym znów razem Lewica albo PSL pod lub nad progiem. Ale to ciągle te same 35-45 proc.
Polakom żyje się (nie)źle
I to jest właśnie kluczowy problem ze śpiewaniem ciągle tej samej piosenki. Bo prawda jest taka, że „Ballada o złym Kaczorze” po prostu nie trafia do wrażliwości i potrzeb pewnej - niemałej - części polskiego elektoratu. To ludzie, których życiowe doświadczenie ostatnich lat zwyczajnie nie pokrywa się z totalną opowieścią o upadku Polski po roku 2015. O faszyzmie, końcu demokracji, drugiej Grecji, trzeciej Wenezueli, Polexicie itd.
Więcej nawet. Opozycja, która potrafi tylko i wyłącznie uderzać w te histeryczne tony jest dla nich niewiarygodna. W jakimś sensie obraża wręcz ich inteligencję oraz zdolność do oceny sytuacji. Jasne, że wśród tych ludzi jest wielu takich, którym rata kredytu wzrosła z powodu podwyżek stóp. Albo takich, którzy czują na własnej skórze, że płace przestały nadążać za inflacją. Ale Tusk, Hołownia, Czarzasty ani Kosinak ze swoim jednolitym i skrajnie antypisowskim przekazem po prostu do nich nie trafiają.
Do nich opozycja mogłaby dotrzeć przyznając (choćby taktycznie), że PiS wiele rzeczy zrobił dobrze. Na przykład mówiąc: to dobrze, że państwo zaczęło się bardziej interesować tymi, co na dole. Dobrze, że płaca minimalna rośnie dynamicznie. Dobrze, że rząd umie powiedzieć Komisji Europejskiej, że też może się mylić (na przykład w kwestii klimatu). Dobrze, że trochę zatrzęśli przywilejami różnych nadzwyczajnych kast.
Bo to są dla wielu ludzi ważne zdobycze minionych siedmiu lat. Ale jednocześnie ludzie wiedzą, że PiS tak wielu rzeczy w tym czasie nie zrobił. Nie wybudował tanich mieszkań. Nie przeprowadził wielu obiecanych inwestycji. Nie doprowadził do wzrostu pensji w wielu sektorach gospodarki. I może powinien zostać zastąpiony przez kogoś innego. Ale na pewno nie przez kogoś, kto umie tylko powtarzać od rana do nocy, że „druga Grecja, trzecia Wenezuela i żyje się gorzej niż za okupacji”. Bo przecież to nie jest prawda.
Paradoks
Ale tego opozycja jakoś nie potrafi z siebie wydobyć. Nikt nie umie nawet tego zanucić. Coś tam próbują pod nosem. Jak Biedroń na początku. Jak czasem Zandberg. Momentami Hołownia. Ale zaraz potem fałszują tak okropnie, że nie są dla ludzi atrakcyjną alternatywą. Dla ludzi niczym się od siebie nie różnią. W konsekwencji PiS-owi jest dużo łatwiej, bo może skoncentrować się na walce z głównym rywalem Donaldem Tuskiem. Cała reszta to z tej perspektywy pionki.
Jak opozycja może tego nie widzieć? A jednak nie widzi. Ciągle nie dostrzega, jak wielką sobie robi krzywdę swoim pensjonarskim antypisizmem. Oni tę „Balladę o złym Kaczorze” śpiewają już od tak dawna, że sami chyba uwierzyli, że to zesłana z niebios prawda objawiona. I tak ich pomysł na wygranie wyborów jest dokładnie tym, co im tych wyborów wygrać nie pozwoli. Taki paradoks.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Polityka