Olaf Scholz odrzuca wszelką krytykę, dotyczącą egoistycznego podejścia Niemiec do energetyki i Rosji, które sprowadziły kłopoty na Europę. Kanclerz uważa, że jego kraj jest jednym z najbardziej solidarnych krajów na Starym Kontynencie.
Dwudniowy szczyt unijny w Brukseli ma podjąć decyzje, które m.in. załagodzą kryzys z drożyzną na rynku energii. - Przywódcy Unii Europejskiej muszą przedyskutować na szczycie w Brukseli, czy ceny na rynku energii są odpowiednie - oświadczył w rozmowie z dziennikarzami Olaf Scholz. Polityk zastrzegał, że ceny nie spadają tak szybko, jak powinny.
Tusk przemówił ws. zeznań Marcina W. "Strzelił pan sobie samobója"
Scholz nie przyznaje się do błędów
Jeden z reporterów zapytał Scholza, czy kryzys nie jest z winy Niemiec, ponieważ przeznaczyły 200 mld euro wsparcia dla rodzimych firm i mieszkańców. Decyzja oburzyła wielu przywódców i unijnych urzędników, uważających, że w ten sposób Berlin pogłębia kryzys, myśląc tylko o sobie, podczas gdy mniej zamożne kraje nie dysponują tak potężnymi środkami na pakiety pomocowe - podawało niedawno "Politico". Krytycy Scholza wskazują też na to, że współpraca Niemiec z Gazpromem i jej konsekwencje po inwazji na Ukrainę doprowadziły do skoku cen za energię i gaz.
- Niemcy należą do najbardziej solidarnych krajów w Europie - odpowiedział Scholz, podając za przykład czas pandemii koronawirusa. Jak argumentował, inne kraje również wspierają swoich obywateli w chwilach kryzysu i nie ma w tym nic złego.
Morawiecki ma pomysł, jak powstrzymać drożyznę za gaz. "Popierają nas inne państwa"
Wielu przywódców ma pretensje do Scholza
"Zamiast budować konsensus co do dalszej drogi Europy, niemieccy politycy od tygodni angażują się w niegodne użalanie się nad sobą, narzekając na to, że reszta UE jest niesprawiedliwa i ich nie rozumie" - analizowało sytuację przed obradami przywódców państw unijnych "Politico".
"Ale Scholz i jego ministrowie mogą winić tylko siebie, za własne błędy w polityce i komunikowaniu. Przez większą część tego roku opóźniali oni decyzje na szczeblu UE, które mogłyby pomóc obniżyć niebotycznie wysokie ceny energii. Jednocześnie zajmowali się wewnątrzkrajowymi dyskusjami, czy na przykład przedłużyć funkcjonowanie dwóch lub trzech elektrowni jądrowych o kilka miesięcy tej zimy. Podczas gdy jakaś dysfunkcyjna Belgia, którą również rządzi koalicja ze sceptycznymi wobec energii jądrowej Zielonymi, zdecydowała już w marcu o przedłużeniu życia dwóch reaktorów o 10 lat" - czytamy.
Wpływowy magazyn nie ma wątpliwości, od kogo zależą stawki za energię. "Wielu liderów w całej Wspólnocie zastanawia się, czy kanclerz Olaf Scholz zdaje sobie z tego sprawę. Oczekują oni, że po miesiącach ignorowania swoich partnerów Berlin powinien być wreszcie bardziej otwarty na kompromisy. Znakiem, że tak nie jest (...) jest przełożenie francusko-niemieckich konsultacji międzyrządowych zaplanowanych na przyszły tydzień. Powód? Ponieważ (niemieccy) ministrowie chcą wyjechać na ferie. (...) Oczywiście nie mogą ich przerwać na spotkanie w Paryżu z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i jego ministrami" - zaznaczono w tekście.
Przywódcy europejscy mają za złe Scholzowi, że nie informował ich wcześniej o pakiecie 200 mld euro na ochronę swoich rodaków. "Fakt, że nikt w niemieckim rządzie nie przewidział negatywnej reakcji UE na program 200 miliardów euro, mówi wiele o poziomie prowincjonalności największego i najbogatszego kraju UE. Tamtejsi ministrowie federalni mają obsesję na punkcie wyborów w regionach takich jak Dolna Saksonia, czy komentarzy jakiegoś bawarskiego lidera, ale zdają się nie zastanawiać nad tym, co dzieje się w Paryżu, Rzymie czy Warszawie" - stwierdza "Politico".
Rosyjskie Iskandery zawierają amerykańskie komponenty. Producent się tłumaczy
GW
Inne tematy w dziale Polityka