Marsz przeciw drożyźnie i w obronie klimatu w niedzielę w Paryżu zgromadził około 140 tys. osób - podają organizatorzy protestu. Na czele demonstracji szli szef Francji Nieujarzmionej Jean Luc Melenchon oraz tegoroczna laureatka Nagrody Nobla z literatury Annie Ernaux.
Annie Ernaux na czele protestu
Zdjęcia francuskiej pisarki z demonstrantami i deputowanymi partii Nupes były szeroko udostępniane na portalach społecznościowych, co świadczy o symbolicznym znaczeniu tego spotkania. Podczas protestu było widocznych wielu reprezentantów ruchu „żółtych kamizelek”, w tym ważna postać tego ruchu " w osobie Jérôme'a Rodriguesa, ale także wielu emerytów.
"W drodze na marsz 16 października. Dziękujemy Ani Ernaux za obecność. W obliczu wysokich kosztów życia i bezczynności klimatycznej jesteśmy tutaj!" napisał na Twitterze Melenchon.
- Dzisiaj jest pierwszy dzień - marsz ludowy. W drugim dniu (tj. w poniedziałek) będziemy protestować przeciwko użyciu przez rząd art. 49.3 (pozwalającego rządowi pomijać parlament w procedowaniu istotnych społecznie ustaw - PAP), a w trzecim dniu (we wtorek) będzie strajk generalny – zapowiedział Melenchon. Lider LFI dodał, że "obecnie przygotowujemy budowę nowego Frontu Ludowego, który w odpowiednim czasie obejmie władzę w kraju”.
Związki noblistki z Melenchonem
Ernaux nie po raz pierwszy wsparła Melenchona, który, jak powiedział, "płakał ze szczęścia" po tym, jak dowiedział się, że pisarka otrzymała Nagrodę Nobla. "Literatura francuskojęzyczna przemawia do świata delikatnym językiem, który nie jest językiem pieniędzy" - napisał.
W ostatnich wyborach prezydenckich udzieliła mu również swojego poparcia, m.in. w artykule w HuffPost, z 8 marca 2022 roku.
"Dla mnie to Jean-Luc Mélenchon idzie najdalej w konkretnym osiągnięciu równości kobiet i mężczyzn" - pisała wówczas powieściopisarka, powołując się na przykład na propozycję przeznaczenia 1 mld euro "na likwidację przemocy wobec kobiet" czy "urlop ojcowski o takim samym wymiarze jak urlop macierzyński".
"Dużym błędem byłoby oddzielenie specyficznej walki z kobietami od walki z wszelką dyskryminacją społeczną. Ze swojej strony nigdy nie rozdzielałam tych dwóch rzeczy" - wyjaśniła noblistka.
Demonstranci rzucali fajerwerkami w policję
Policja użyła gazu łzawiącego na uboczu marszu, po tym, gdy demonstranci zaatakowali kilku funkcjonariuszy policji, rzucając w nich fajerwerkami. Zdemolowany został oddział banku Societe Generale oraz restauracja MacDonald.
Deputowany LFI François Ruffin wygłosił krótkie przemówienie, prosząc rządzących o „trochę zwykłej przyzwoitości” dla robotników i wskazując na kastę „grubych ludzi, którzy się objadają, podczas gdy inni głosują”. „Pytamy rząd o koszty życia i klimat” – oświadczył.
Tłum demonstrantów gwizdał, gdy politycy lewicy mówili o bogactwie francuskich miliarderów i biedzie „zwykłych Francuzów” oraz m.in. o jachcie jednego z najbogatszych biznesmenów we Francji Bernarda Arnaulta.
W niedzielnym marszu wzięło udział - według organizatorów - około 140 tys. osób. Policja nie podała jeszcze żadnych danych, choć w wyciekłej w tygodniu notatce wywiadowczej była mowa o 30 tys. protestujących, których spodziewano się w Paryżu. Mélenchon zareagował na tę liczbę mówiąc o "ogromnym sukcesie".
Do marszu nie przyłączyli się m.in.: lider koalicji ekologów Yannick Jadot, lider komunistów Fabien Roussel i były socjalistyczny prezydent Francois Hollande.
ja
Czytaj także:
Afera taśmowa. Szokująca teza o tym, że nagrania sprzedano Rosjanom, bez dowodów
Kowalski komentuje incydent z Jakim w windzie: Kołodziejczakiem powinna się zająć ABW
Kaczyński w Sieradzu o nadchodzących wyborach. "Mobilizacja powinna być taka jak w 1989"
Sara James ma szansę zrobić karierę w USA. Ten człowiek jej pomoże
Inne tematy w dziale Społeczeństwo