Jak ktoś najpierw traktuje te samorządy w sposób obcesowy, stosował zasadę dziel i rządź, oskarżał je o różne rzeczy, nie powinien się dziwić, że dziś nie ma ze strony społeczności lokalnych wielkiego entuzjazmu do współpracy – mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis, socjolog Uniwersytet Jagielloński.
Na ile sprawa węgla, tego jak rząd poradzi sobie z cenami i niedoborami tego opału, wpłynie na to, czy PiS utrzyma się, czy nie utrzyma przy władzy?
Prof. Jarosław Flis: Będzie to na tej wadze politycznej bardzo istotny odważnik. Przede wszystkim – to, czy jest w domu ciepło, czy nie, dotyczy wszystkich, jest tematem emocjonującym społeczeństwo. Poza tym, akurat palenie węglem dotyczy uboższej części społeczeństwa. Zazwyczaj, nie zawsze jest to regułą – bo zdarzają się oczywiście ludzie zamożni, którzy używają węgla. Ale w zdecydowanej większości przypadków osoby bogatsze, które stawiają nowe domy, instalują nowocześniejsze formy grzewcze. Więc wysokie ceny węgla, brak surowca, uderzą w osoby biedniejsze, które siłą rzeczy bardziej to odczują niż odczuliby najzamożniejsi. Jest też drugi element bardzo istotny w kontekście politycznym. Kwestia zarówno pod względem społecznym, jak i politycznym najbardziej dotyka rejonów i grup najczęściej głosujących na Prawo i Sprawiedliwość.
Czy można zaryzykować tezę, że jeśli PiS nie poradzi sobie z tym problemem, w zderzeniu z inflacją i innymi problemami, będzie oznaczać koniec tej partii?
Wyżej wymienione czynniki mogą mieć wpływ na wynik wyborczy, ale nie zaryzykowałbym tezy, że nastąpi całkowity „koniec PiS”. Taki koniec był wielokrotnie wieszczony w przypadku Platformy Obywatelskiej. Miała ona zniknąć ze sceny politycznej, niczym AWS, czy Unia Wolności. Nic takiego nie nastąpiło. Pomimo wielu perturbacji, kłopotów, które były o drodze, formacja ta nadal jest licząca się, nr jeden w opozycji. Być może PiS straci władzę. I będzie mieć dłuższy czas na otrzeźwienie – może to będą cztery lata, może osiem, dwanaście, czy nawet szesnaście lat. Przykład demokracji zachodnich, nie tylko USA, czy Wielkiej Brytanii pokazuje, że poszczególne ugrupowania mogą być długo w opozycji, skutecznie działać, ale po jakimś czasie wrócić na pierwsze miejsce.
PiS skarży się, że współpraca z samorządami daleka jest – delikatnie mówiąc – do ideału. Był protest samorządowców, ostatnio w sprawie węgla w Warszawie została podpisana jakaś umowa między władzami miasta a rządem, ale samorządowcy mocno krytykują rząd, przedstawiciele partii krytykują włodarzy powiatów i gmin.
Jak ktoś najpierw traktuje te samorządy w sposób obcesowy, stosował zasadę dziel i rządź, oskarżał je o różne rzeczy w czasie, gdy lansowane były wybory kopertowe, nie powinien się dziwić, że dziś nie ma ze strony społeczności lokalnych wielkiego entuzjazmu do współpracy. Szczególnie, że samorządowcy zostali często postawieni pod ścianą. Dochodzi do sytuacji, że firma komercyjna – bo państwowy zakład to też przecież spółka prawa handlowego – domaga się, by wójtowie rozprowadzali ich produkt. To absurd. Podobnie jak absurdalne są słowa, że „jak się komuś nie podoba, to wprowadzimy zarząd komisaryczny”. No nie, tak się nie robi. Zarząd komisaryczny wprowadza się w przypadku uporczywego łamania prawa. Od tego jest jeszcze odwołanie do sądu. Komisarza można zresztą wprowadzić dopiero wtedy, gdy wyrok sądowy się uprawomocni. Czyli za ładnych kilka miesięcy. PiS ma poważny problem z budowaniem relacji i we własnych szeregach, i tym bardziej na zewnątrz.
Co do budowania relacji – były premier i lider największej partii opozycyjnej, Donald Tusk powiedział, że Trybunał Stanu to „pieszczota”. Że PiS-owcy będą siedzieć. Czy to dobra strategia przed wyborami, po drugie, czy faktycznie realne jest osądzenie poprzedników, skoro nikt w Polsce poprzedników nie osądził, w dodatku przez pierwsze dwa lata Tusk będzie mieć przeciwko sobie prezydenta, który raczej zablokuje rozliczenia?
Słowa o tym, że trzeba powsadzać do więzień przeciwników kierowane są do tego najtwardszego elektoratu. Teoria, że trzeba przede wszystkim zmobilizować zdeklarowanych wyborców, tylko po części jest słuszna. Bo zwycięstwo ma dwie nogi. Skakanie na jednej nic nie daje. Są po stronie opozycji wyborcy oburzeni, którzy chcą rozliczeń. I zwyczajnie zdegustowani rządem, zawiedzeni, którzy chcieliby po prostu zmiany władzy. I to oni przesądzają o wygraniu wyborów. wystarczyło powiedzieć, że są raporty Najwyższej Izby Kontroli, są poważne wątpliwości w pewnych sprawach, które wymagają wyjaśnienia, prawo powinno działać. To by wystarczyło. Nie trzeba było mówić o wsadzaniu polityków do więzień. Ale Jarosław Kaczyński też miał podobne wystąpienie. Zacietrzewienie do niczego nie prowadzi.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Gospodarka