Nie było drugiej postaci, która powodowałaby u mnie tak dużą złość w latach 80., a jej działalność wywoływałaby bezsilność w latach 90., a której odejście przyjmowałbym z tak wielką obojętnością w tej chwili. Jerzy Urban była to postać bardzo zła, choć też nietuzinkowa – mówi Salonowi 24 Przemysław Miśkiewicz, opozycjonista w okresie PRL, współautor Encyklopedii Solidarności.
Jerzy Urban, rzecznik rządu PRL w latach 80-ych i główny propagandysta stanu wojennego wg jednych poniósł klęskę. Bo uwielbiał rozgłos, a po śmierci mówi się o nim mniej, niż się wydawało. Wg innych odniósł zwycięstwo, bo nie dość, że modny jest atak na Kościół, to jeszcze jest moda na wybielanie PRL i oczernianie Solidarności. Patrząc z perspektywy działacza opozycji w PRL i współautora Encyklopedii Solidarności, komu przyznałby Pan rację?
Przemysław Miśkiewicz: Uważam, że to on wygrał i mówię to z ogromnym smutkiem. Bo owszem, w mediach, portalach internetowych, jego śmierć nie jest głównym tematem. Ale gdy spojrzymy na media społecznościowe, na Facebook, to Urban jest prawie we wszystkich wpisach. I to jest jakieś jego zwycięstwo. Po ludzku: jako człowieka, który był ateistą, niewierzącym. Bo patrząc od strony chrześcijańskiej, my jako wierzący oceniamy, iż na pewno przegrał, jeśli w ostatnich chwilach nie zmienił swojego spojrzenia na wiarę i Boga. Ale tego to już nie nam sądzić.
Prof. Antoni Dudek: Urban wyznawał ideę "panświnizmu", już ma naśladowców
Przejdźmy do bardziej przyziemnych, ludzkich ocen, Urbana jako postaci historycznej?
Był wyjątkowym szkodnikiem. Celowo po śmierci Urbana jeszcze raz przeanalizowałem jego drogę. I zawsze znajdował po złej stronie. W czasie wojny był jeszcze mały, ale już od lat 50-tych był po stronie reżimu, w najgorszym, stalinowskim okresie. W połowie lat 50-ych zaliczył epizod w „Po Prostu”, gdzie spotkał się z porządnymi ludźmi, jak Jan Olszewski. Ale szybko w pobliże partii powrócił.
W pobliże, ale do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej się nie zapisał?
Nie był w partii, ale to niczego nie zmienia, podobnie jak legendy o zakazie pisania. On miał zakaz publikowania pod nazwiskiem. Ale nie z powodu krytyki władzy, a dlatego, że obraził profesora z komisji antyalkoholowej. Gomułce to się nie spodobało. Była to nie szykana polityczna, a kaprys komunistycznego dyktatora, by komuś utrudnić nieco życie. Ale faktem jest, że Urban był po stronie reżimu: związany z Mieczysławem Rakowskim, który, gdy został wicepremierem, wziął za sobą go do rządu.
Na ile działalność Urbana była faktycznie szkodliwa z punktu widzenia Solidarności?
Przed stanem wojennym był mało szkodliwy, bo ruch Solidarności liczył 10 milionów osób, a konferencje rzecznika mogły co najwyżej śmieszyć. Ale po stanie wojennym był już szkodliwy bardzo. Do najbardziej haniebnych działań można zaliczyć oczywiście sprawę zamordowanego przez milicjantów Grzegorza Przemyka. Śledztwo zostało wtedy skierowane na fałszywe tory. Urban je utwierdzał, wiedząc jak było, kłamał o rzekomej winie pielęgniarzy. Ludzie ci niewinnie siedzieli, jeden o mało nie popełnił samobójstwa.
Druga sprawa to nagonka na bł. ks. Jerzego Popiełuszkę. Urban pod pseudonimem "Jan Rem" pisał, atakując błogosławionego. Człowiek, który organizował seanse nienawiści, jako seanse nienawiści określał pokojowe msze za Ojczyznę ks. Jerzego. Nie wiemy oczywiście, kto wydał rozkaz zabicia kapłana, czy był to Czesław Kiszczak, czy ktoś inny. Czy Urban o planach zabicia wiedział? Z pewnością uczestniczył w nagonce, inspirował.
I trzecia sprawa – Czarnobyl. Urban kłamał, jak cały rząd, że żadnego zagrożenia nie ma dla Polaków. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak dalece szkodliwa była jego działalność.
Jak ocenia Pan znaczenie Urbana i jego wydawnictwa po roku 1989?
U zarania III RP tygodnik Solidarność miał milionowy nakład. Byłby wyższy, ale były ograniczenia w produkcji papieru. Tyle, że milionowe nakłady miał też tygodnik „Nie” Jerzego Urbana. Były rzecznik PRL od końca lat 60-ych przyjaźnił się z Adamem Michnikiem. Tyle, że za lata 60-te pretensji do Michnika nie mam – wtedy ta przyjaźń była czymś zupełnie innym. Ale po latach 80-ych, wszelkich zbrodniach stanu wojennego i późniejszych, draństwach komunistycznego rządu, była kompromitacją.
Ta scena, gdy Jerzy Urban, Adam Michnik i Monika Olejnik wsiadają razem do taksówki i jadą na jakąś wspólną imprezę, jest symboliczna. Bo właśnie Michnik i Urban odegrali w III RP niezwykle szkodliwą rolę. Urban miał wpływ na ludzi mniej wykształconych, Michnik na warstwy wykształcone.
Nie było drugiej postaci, która powodowałaby u mnie tak dużą złość w latach 80. Nie było drugiej postaci, której działalność wywoływałaby u mnie taką bezsilność w latach 90. Wreszcie nie było drugiej postaci, której odejście powodowałoby u mnie tak wielką obojętność w tej chwili. Była to postać bardzo zła, ale też nietuzinkowa.
Przeczytaj też:
Rada Polityki Pieniężnej podjęła decyzję ws. stóp procentowych. Jest zaskoczenie
Potencjał rynku pracy wśród krajów Trójmorza. Jak wypada Polska?
Inne tematy w dziale Kultura