Sejm zdecydował o przesunięciu wyborów samorządowych. Opozycja mówi o zagrożeniu dla demokracji, PiS tłumaczy, że przeciwnie – wybory do samorządu i parlamentu w jednym czasie byłyby realny, zagrożeniem, nie ma szans na ich jednoczesne przeprowadzenie. Kto ma rację?
Patrząc funkcjonalnie, faktycznie, wybory samorządowe i parlamentarne w jednym czasie byłyby trudniejsze do przeprowadzenia. Byłyby tu różne drobne problemy, chociażby kwestie związane z ciszą wyborczą, finansowaniem kampanii, pracą komisji wyborczych, pewna dezinformacja wyborców związana chociażby z tym, że ludzie widzieliby tych samych polityków na listach różnych ugrupowań itd.
Wreszcie powód polityczny. Nie ulega wątpliwości, że przesunięcie wyborów jest na rękę Prawu i Sprawiedliwości. Po pierwsze – PiS zawsze wypada słabiej w wyborach samorządowych. Ma też w nich dodatkową konkurencję walczącą o ten sam elektorat – komitety lokalne, w jakiejś mierze osiągające dobre wyniki w regionach Polskie Stronnictwo Ludowe.
I jeszcze jedno – najbliższe wybory będą mieć charakter plebiscytu, który wcale nie musi być dla PiS korzystny. Zawirowania gospodarcze, nawet gdyby wojna nagle się zakończyła, nie skończą się od razu. I będą obecne do końca kadencji PiS.
Jest gorzej, niż myślano. Inflacja rośnie
Najnowszy rating dla Polski. „Szok stagflacyjny mocno uderzył w polską gospodarkę”
Jaki ma to związek z przesunięciem wyborów samorządowych?
Decyzję podjął Sejm, podpis należy do prezydenta. Do bardzo podobnej sytuacji, przesunięcia wyborów samorządowych, doszło w roku 1998. Wtedy „za” była koalicja rządząca – AWS – UW. Przeciw Sojusz Lewicy Demokratycznej. I wywodzący się z lewicy prezydent Aleksander Kwaśniewski ustawę podpisał. Dzięki temu zyskał bardzo budując swój PR prezydenta ponad podziałami, właśnie tamta decyzja była ważnym elementem budowania wizerunku Kwaśniewskiego, który pozwolił mu wygrać wybory prezydenckie już w I turze. Czy teraz może być tak, że teraz Andrzej Duda zadziała w drugą stronę i zawetuję ustawę PiS?
To mało prawdopodobne z kilku względów. Po pierwsze prezydent Aleksander Kwaśniewski podejmował decyzję, gdy starał się o drugą kadencję. Andrzej Duda jest w trakcie drugiej kadencji. Po drugie – gdy w Finlandii podejmowano decyzję w związku z przesunięciem terminu wyborów miał miejsce konsensus w sprawie między partiami. Tylko jedna partia – najbardziej prawicowa – była przeciw.
Mówię o tym, bo gdyby u nas prezydent zastanawiał się nad powstrzymaniem PiS przed przesunięciem wyborów, zapewne przeprowadziłby wcześniej konsultacje polityczne. Sądzę, też, że raczej prezydent podpisze ustawę o przesunięciu wyborów. Inaczej byłoby, gdyby chodziło o ustawę, o której też donosiły media – zmieniającej ustawę o okręgach wyborczych. Zwiększeniu ich liczby do 100. Wtedy weto prezydenta byłoby bardziej prawdopodobne.
To mało prawdopodobne. Bo faktycznie, o takich zmianach mówiono. Ale po pierwsze, taki projekt budziłby już bardzo poważne wątpliwości konstytucyjne. Po drugie, prezydent najprawdopodobniej by go zawetował. Po trzecie – ten projekt wcale nie będzie służył partii rządzącej.
Myślę, że przeforsowanie zmian w ordynacji wyborczej ucieszyłoby jedną osobę. Byłby nią Donald Tusk. Wprowadzenie podziału na 100 okręgów wyborczych promowałoby wyłącznie duże partie. Jedyną formacją opozycyjną, która by na tym zyskała, to Platforma Obywatelska. Mniejsze ugrupowania albo nie dostałyby się do Sejmu w ogóle, albo otrzymałyby niewiele mandatów. Jednak przy takim plebiscycie głosowanie byłoby zerojedynkowe. PiS mógłby władzę stracić, a nie miałby już z nikim możliwości budowania koalicji.
Tu jest jeszcze jedna kwestia. Mniejsze formacje programowe, są czasem szansą dla wyborców. Na przykład sympatycy lewicy, niekoniecznie popierający SLD, mogli głosować na małe formacje lewicowe. Wyborcy prawicy, na mniejsze partie prawicowe. Już kilka lat temu skrócono czas zbierania podpisów, przez co małe formacje nie miały szans w ogóle wystartować w wyborach. Zmiana prawa wyborczego małe formacje wykończyłaby na dobre, a wyborców skazała na wybór między PiS a PO?
Ostatnie wybory były jednak wyjątkowe. Po raz pierwszy wszystkie partie startujące w wyborach dostały się do Sejmu. Ten Sejm był bardzo reprezentatywny. I to wielkie osiągnięcie. Nowa ordynacja, z podziałem na sto okręgów, całkowicie odwróciłaby ten trend. Doszłoby do absurdalnych sytuacji, w których bardziej opłacałoby się założyć partię regionalną, popularną na przykład na Podkarpaciu, nie mającą żadnego poparcia w innych regionach, niż ugrupowanie o stabilnym, ale niedużym poparciu w całej Polsce. Najprawdopodobniej jednak do tego nie dojdzie.
Przeczytaj też:
O wolność trzeba nieustannie walczyć. Konferencja GenFree: Przyszłość Inicjatywy Trójmorza
Kiedy pojawi się nota do Niemiec ws. reparacji? Polityk PiS podał wstępny termin
Putin nielegalnie wciela okupowane tereny do Rosji. Komentuje też wycieki z Nord Stream
Komentarze
Pokaż komentarze (52)