Dobrze, że Baltic Pipe powstał. To sukces polskiego rządu. Ale ten sam rząd w sposób niezrozumiały dla mnie nie popiera koncepcji Unii Europejskiej, żeby założyć oszczędność gazu na poziomie 15 proc. Byłoby to w interesie naszego kraju – mówi Salonowi 24 Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka (1997-2001).
Polska otwiera gazociąg Baltic Pipe. Dzięki temu gaz popłynie, zima ma być spokojna, a Polska uniezależnia się od rosyjskiego surowca. Podziela Pan optymizm rządzących?
Janusz Steinhoff: Przede wszystkim samo powstanie Baltic Pipe jest bardzo dobrą wiadomością. Daje Polsce szanse na dywersyfikację dostaw gazu. Uniezależnia nasz kraj od surowca z Rosji i od szantażu zakręcenia kurka. To, że udało się go bezpiecznie i sprawnie wybudować jest niekwestionowaną zasługą obecnego rządu. To jest sukces osobisty Piotra Naimskiego.
To zresztą kontynuacja wcześniejszej polityki, przypomnę, że rząd Jerzego Buzka miał plany budowy Baltic Pipe, dywersyfikacji gazu, wyrwania naszego kraju z tej pętli zależności od Rosji. Niestety nasi następcy najpierw, będąc w opozycji, inwestycję wściekle atakowali, potem ją zablokowali. To kosztowało polską gospodarkę przynajmniej kilka, żeby nie powiedzieć kilkanaście miliardów dolarów. Bo przez te wszystkie lata płaciliśmy rentę od braku alternatywy. Teraz dzięki Bogu udało się Baltic Pipe wybudować.
Przeczytaj też:
Premier Morawiecki przekazał bardzo ważną wiadomość. Polskie rodziny odetchną
Kontrowersyjne tezy byłej żony Kulczyka. "Kiedyś to było" bez depresji
Czyli gaz popłynie, na zimę jesteśmy zabezpieczeni?
Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Analitycy twierdzą, że jeszcze przed budową należało zawrzeć kontrakty na dostawy. Wtedy mielibyśmy komfort jeśli chodzi o dostawy. Dziś Baltic Pipe powstaje z lekkim opóźnieniem. Dotyczy ono budowy części lądowej, przez Danię. Tam były protesty ekologów. To zostało rozwiązane.
Ale o ile sama inwestycja będzie już otwarta, to pełną przepustowość Baltic Pipe uzyska 1 stycznia 2023 roku. To przepustowość dziesięciu miliardów sześciennych gazu. Ale nie oznacza to, że tyle surowca od razu popłynie do Polski. Około 3 miliardów metra sześciennego gazu będą wydobywały nasze spółki zależne od PGNiG i Lotosu. W roku 2024 ich wydobycie może się zwiększyć do 4 miliardów. To jest pewne. W piątek media poinformowały, że PGNiG wynegocjowało z grupą Equinor umowę na 2,4 miliardów metra sześciennego gazu rocznie przez dziesięć lat. Już w przyszłym roku moglibyśmy liczyć na ponad 5 miliardów metra sześciennego gazu, w kolejnym roku na 6 miliardów. Jeśli podpisano tę umowę, to jest to wielki sukces. Natomiast wynegocjowanie większej ilości może być na ten moment bardzo trudne.
Dlaczego?
W kolejce po gaz z Norwegii ustawiła się potężna kolejka krajów Unii Europejskiej. Był tam kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Norwegowie są w stanie wydobyć 117 miliardów metra sześciennego gazu rocznie, na ten moment nie ma możliwości, by wydobycie to zwiększyć. A zniwelowanie 170 miliardów, które do Europy przestało płynąć z Rosji, nie jest prostą sprawą.
Dlatego tym bardziej należy się cieszyć, jeśli informacje o umowie podpisanej przez PGNiG się potwierdzą. I to należy rządowi zapisać na plus. Natomiast polski rząd w sposób niezrozumiały dla mnie nie popiera koncepcji Unii Europejskiej, żeby założyć oszczędność gazu na poziomie 15 proc. Byłoby to w interesie naszego kraju. Obniżenie popytu na gaz wiązałoby się z obniżeniem ceny na rynku europejskim gazu. Trzeba działać wielokierunkowo. Liczyć się z tym, że w najbliższych 2-3 latach, sytuacja na rynku będzie trudna. Bo nie zakładam, by relacje z dostawcami rosyjskimi miały się zmienić.
Mam nadzieję, że się nie zmienią, dopóki Rosja nie stanie się demokratyczna. My Polacy ostrzegaliśmy Europę od lat. Sami doświadczaliśmy tego, jak Rosja traktowała dostawy gazu jako narzędzie swojej imperialnej polityki. Dziś Europa mówi, że należało słuchać Polski.
Mówi Pan o ograniczeniach gazu, jednak w przypadku, gdyby trzeba było gaz wyłączać, w pierwszej kolejności cięcia dotkną dużych odbiorców, wielkie zakłady?
Oczywiście w pierwszej kolejności dotkną odbiorców nie komunalnych, ale przemysłowych. Natomiast jeżeli nie wprowadzimy programu oszczędności dla odbiorców komunalnych, to cięcia wobec tych przemysłowych będą znacznie większe. A to z kolei wpłynie też na poziom życia zwykłych obywateli. Trzeba przeżyć ten czas oszczędzając gaz.
Stąd triumfalizm polskiego rządu, który mówi, że jako jedyni jesteśmy zabezpieczeni, lepiej od innych, jest niezrozumiały. Bo owszem, mamy możliwość magazynowania gazu, ale na poziomie 15 procent. Niemcy mają 23 procent. Średnia europejska wynosi ponad 30 procent. A więc zabezpieczenie Polski nie jest lepsze niż innych krajów. Natomiast są regulacje chroniące dostawy gazu dla odbiorców komunalnych, by wyłączać ich w ostatniej kolejności. Co więcej, gdyby nie daj Boże na skutek jakiegoś kataklizmu, np. awarii gazociągu dostawy do odbiorców komunalnych, te dostawy były utrudnione, to są mechanizmy solidarnościowe w Unii Europejskiej, które obowiązkowo wymuszają pomoc krajów sąsiednich.
Przeczytaj też:
Putin zrobił to. W Rosji wkrótce zapełnią się łagry?
Morawiecki stawia twarde żądanie spółkom Skarbu Państwa. Powstaje Tarcza Solidarnościowa
Prezes PiS o reparacjach. Ostro o polityce Niemiec: Nieuczciwa i przewrotna
Tusk nie popuści Gowinowi. Padła jednoznaczna deklaracja
To już pewne: inflacja wzrośnie. Minister finansów ogłasza nowy wskaźnik
Inne tematy w dziale Społeczeństwo