W sobotę na łamach "Gazety Wyborczej" ukazał się wywiad z Grażyną Kulczyk. Wypowiedziała się ona m. in. na temat tego, jak dogaduje się z młodzieżą oraz tego, jak ocenia jej podejście do pracy. — Młodzi zerkają na zegarek, nie chcą pracować dłużej, niż przewiduje ustawa — stwierdziła. — Ja pracowałam nawet i dwadzieścia godzin! — wspomina czasy, w których - rzekomo - nie było depresji, gdy człowiek zajmował się pracą.
Wywiad z Grażyną Kulczyk w "Gazecie Wyborczej"
Grażyna Kulczyk, zapytana na łamach "Gazety Wyborczej" o to, jak dogaduje się z młodzieżą przyznała, że "lubi młodych" oraz, że "od zawsze otacza się nimi w pracy". Przyznała jednak, że istnieje pewna "przepaść" w podejściu do wielu spraw.
— My byliśmy jedną z pierwszych rodzin, które po transformacji tak mocno pracowały na sukces. Wiara w lepsze jutro pozwalała nam na dokonywanie rzeczy niemożliwych. Pracowaliśmy dzień i noc, sprawiało nam to ogromną frajdę — wyjaśnia Kulczyk. — Dziś w oczach przedstawicieli młodego pokolenia nie widzę tego błysku, zapału. Zarówno pokolenie Z, wcześniej X, milenialsi... — dodała.
Grażyna Kulczyk: Nic nie dzieje się natychmiast
Kobieta dodała, że "młodzi nie chcą pracować dłużej, niż przewiduje ustawa".
— Jesteśmy w trakcie robienia czegoś fantastycznego, a ktoś nagle wychodzi do domu. Nie dlatego, że się źle czuje czy że ma dziecko, tylko po prostu – wyczerpał swój czas pracy. Ja tak nie umiem — powiedziała Grażyna Kulczyk. Dodała, że zdarzało jej się pracować "nawet i dwadzieścia godzin".
Dalej opisała ona, że narzekanie bierze się z pracowania bez pasji.
— Kiedy pracuje się bez pasji, zerka się na zegarek i narzeka. To pasja powoduje, że się człowiek wkręca. My byliśmy wkręceni, wierzyliśmy w to, co robimy — oznajmiła.
— Nic się nie dzieje natychmiast. Młodzi chcieliby, żeby efekty były zaraz, głównie finansowe. A to nie przydaje nam tej wartości, o którą tak naprawdę w człowieczeństwie chodzi — przyznała Grażyna Kulczyk. Dopytana o to, czy może jednak młodym chodzi o "dobrą płacę za dobrą pracę" stwierdziła, że wielu polskich i szwajcarskich pracodawców oferuje "naprawdę godne pieniądze", o których ona wraz z mężem "nie mogła nawet marzyć".
"Dzieci i młodzież ma wszystko na tacy"
W dalszej części rozmowy była żona Jana Kulczyka stwierdziła, że "świat zwariował", ponieważ "skrzydła młodym ludziom podcina brak perspektyw". Zapytana o to, czy wierzy w to, że praca może być lekiem na "poczucie beznadziei" odpowiedziała twierdząco.
— Tak. Dzięki temu wstaję rano z łóżka. I dlatego, wydaje mi się, daję z siebie nie sto, tylko sto kilkadziesiąt procent — przyznała.
Grażynę Kulczyk zapytano także o to, czy zdarza jej się miewać stany depresyjne i zwątpienia.
— Nie. Nasze pokolenie było uczone dyscypliny, może to nas uodporniło. Mówiłam to panu. Dziś przynosimy dzieciom i młodzieży wszystko na tacy. To wina rodziców, dziadków – pracowali na dwa, trzy etaty, aby następnemu pokoleniu było lepiej — odpowiedziała. Przyznała jednak, że "nie ma pretensji" do młodzieży, ponieważ "przyszło im żyć w bardzo niepewnych czasach".
"Ewidentnie zła organizacja pracy"
Na Twitterze pojawiają się komentarze na temat wywiadu z Grażyną Kulczyk na łamach "Gazety Wyborczej".
— Grażyna Kulczyk ma ewidentnie złą organizację pracy jeśli nie potrafi zmieścić się w przewidzianym czasie — napisał jeden z użytkowników.
— Przeczytałem wywiad z Grażyną Kulczyk w "GW" i już wiem, co w swoim życiu robiłem źle. No i dobrze wiedzieć, że stany depresyjne nie dopadają tych, którzy zostali nauczeni dyscypliny za młodu i dużo pracowali — napisał dziennikarz WP Patryk Słowik.
RB
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Rozmaitości