- PiS prowadzi w sondażach. Gdyby wybory odbyły się dziś, zająłby pierwsze miejsce. Ale też jeśli te wyniki sondażowe potwierdziłyby się w wyborach, to oddaje władzę. Bo nie jest w stanie powołać koalicji, a sam rządu nie stworzy. Dziś PiS na pewno nie jest faworytem – mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis. Socjolog, Uniwersytet Jagielloński.
Wrócił do rządu minister Janusz Kowalski, co wywołało pewne kontrowersje. Do tego mamy spory o przesunięcie wyborów, konflikt wokół Smoleńska. Wcześniej też rząd odpalił temat reparacji, a Donald Tusk określił się bardzo mocno za liberalizacją aborcji. Polityka przyśpieszyła. Z sondaży wynika, że PiS jest faworytem, ale trudna jesień może odwrócić ten trend?
Prof. Jarosław Flis: Polemizowałbym ze stwierdzeniem, że PiS jest dziś jakimkolwiek faworytem. Owszem, prowadzi w sondażach. Gdyby wybory odbyły się dziś, zająłby pierwsze miejsce. Ale też jeśli te wyniki sondażowe potwierdziłyby się w wyborach, to PiS oddaje władzę. Bo nie jest w stanie powołać koalicji, a sam rządu nie stworzy. Socjaldemokraci w Szwecji też zdobyli najwięcej głosów. Ale co z tego, skoro gabinetu nie byli w stanie powołać. Dlatego sądzę, że dziś PiS na pewno nie jest faworytem. Oczywiście jest bardzo napięta sytuacja międzynarodowa, wojna w Ukrainie. Drożyzna, szykuje się ciężka zima. A przede wszystkim sytuacja wewnętrzna w obozie rządzącym jest niezwykle napięta. Ja bym do tych wymienionych zdarzeń dodał odwołanie Jacka Kurskiego. Ono jest zupełnie niezrozumiałe. I widzimy, że trwają tam walki buldogów pod dywanem. Są wewnętrzne napięcia i niejasne sytuacje. Więc PiS ma bez wątpienia bardzo mocno pod górkę.
Przeczytaj też:
Gmyz: Scholz wzywał do rewizji granic? To manipulacja albo nieznajomość niemieckiego
Czy można jednak już dziś stawiać pieniądze na to, że Zjednoczona Prawica utraci władzę?
Absolutnie nie. Ostatnie sukcesy armii ukraińskiej dają pewne nadzieje na to, że wojna się skończy. Gdyby faktycznie skończyła się szybko, nastąpił powrót do normalnego handlu gazem, cofnęła się drożyzna, wtedy społeczeństwo odetchnie. No i odetchnie też partia rządząca. Ale raczej należy szykować się na trudną zimę, co partii rządzącej nie pomaga. To nie znaczy, że wynik jest przesądzony. Największym wrogiem wygranej jest zbytnia pewność siebie. Przekonanie o własnym zwycięstwie. Oczywiście walka jest intensywna, ale też ma charakter werbalny. Bo to, że się wyrzuci ministra, o którym nikt wcześniej nie słyszał, że w zamian na stanowisko powróci Janusz Kowalski, to są sprawy malej wagi. Kampania jest ostra, ale padło w niej już wszystko. Wszędzie słyszeliśmy obrażanie i oskarżanie przeciwnika o najgorsze rzeczy. O to, że ktoś jest agentem Putina, w zasadzie na nikim już te wzajemne oskarżenia nie robią wrażenia. Problemy, takie jak kwestie międzynarodowe, inflacja, są realne. Tocząca się dyskusja poważna nie jest.
Problemy są poważne, pytanie, na ile odczują to ludzie. Bo dziś nasze analizy zakładają, że utrzyma się podział na PiS i anty-Pis. Czy nie uważa Pan, że może dojść do sytuacji, w której Polacy pod wpływem drożyzny tak zniechęcą się do rządu, że pokażą PiS-owi czerwoną kartkę i partia rządząca jak niegdyś SLD wypadnie z tej ścisłej czołówki, spadnie do „niższej ligi”, a powstanie jakaś zupełnie nowa formacja, która będzie rywalizować z Platformą?
To jest bardzo mało prawdopodobne. Ale naprawdę do zmiany rządu nie potrzeba tsunami. Wystarczy zachowanie mniej więcej status quo. Niech na przykład PiS dostanie 32, albo nawet 34 proc., a Konfederacja nie wejdzie do Sejmu, a już partia rządząca oddaje władzę. Sytuacja jest bardziej przewidywalna, niż wynikałoby to z histerycznego przebiegu debaty.
Jednak SLD był hegemonem, a po utracie władzy spadł nawet poniżej trzeciego miejsca. Teraz nie widzi Pan możliwości, że tak się stanie?
Nie sądzę. Wtedy też wytworzył się zupełnie nowy podział polityczny. Dziś nie widzę kto miałby ten nowy podział tworzyć, kto miałby na przykład zastąpić Prawo i Sprawiedliwość w walce parlamentarnej w Polsce. Bardzo mało prawdopodobne.
W 2020 roku, podczas kampanii prezydenckiej powiedział Pan, że obie strony przesadzają w tym topornym przekazie medialnym. Ale przerażające jest to, że ktoś w końcu wygra. I będzie przekonany, że wygrał dzięki temu topornemu przekazowi, a nie pomimo tego przekazu. Czy fakt, że Jarosław Kaczyński zgodził się na odwołanie Jacka Kurskiego po objeździe po Polsce oznacza, że uznał, że ten przekaz TVP mu szkodzi, czy chodziło o rozgrywki wewnętrzne?
Raczej chodziło o rozgrywki wewnętrzne. I ustawienie do pionu mniejszych partii i poszczególnych polityków. Bo sporo taki gracz jak Jacek Kurski stanowisko stracił, to znaczy, że nikt nie może być pozycji pewny. Ale osobiście nie mam pojęcia, czy ta dymisja komuś w obozie władzy szczególnie pomoże, czy zaszkodzi.
Przeczytaj też:
Co dokładnie powiedział Scholz w Poczdamie? Wrzawa o kwestię granic
Tusk w Poczdamie o wojnie w Ukrainie. "Utrzymajmy jedność UE, USA i NATO"
Inne tematy w dziale Społeczeństwo