Technicznie wybory do Sejmu i samorządu można zrobić w tym samym czasie. Ale w PiS doskonale wiedzą, że wybory samorządowe wyraźnie przegrają. Że osiągną w nich słaby wynik. I bardzo nie chcą, by elekcje do samorządu i parlamentu były w tym samym czasie – mówi Salonowi 24 Marek Sawicki. Były minister rolnictwa, poseł PSL.
Prawo i Sprawiedliwość przeprowadza w Sejmie projekt zmiany dotyczącej wyborów samorządowych. Zamiast jesienią 2023 roku odbyć by się miały one wiosną 2024 roku. Dobry pomysł, konieczność, czy może jak twierdzi część opozycji zagrożenie dla demokracji w Polsce?
Marek Sawicki: Pomysł wynika z kalkulacji politycznej rządzących. Odpowiedź na pytanie, czy jest dobry, czy zły, zależy od punktu siedzenia. Dla nich, dla Prawa i Sprawiedliwości, jest to pomysł świetny. Natomiast stanowi kolejne naruszenie porządku prawnego, porządku kadencji. Tłumaczenia rządzących są absurdalne, bo przecież gdy zmieniali prawo o samorządzie terytorialnym w 2018 roku doskonale wiedzieli, że jeśli nie będzie wcześniejszych wyborów do Sejmu i Senatu, nastąpi zbieg i będą wybory parlamentarne i samorządowe w tym samym czasie. To wtedy, jeśli już należało to prawo zmienić. Ale tu chodzi o interes polityczny PiS-u. Partia rządząca ma jednak większość, aby takie zmiany przeprowadzić. Wiec sądzę, że ustawa ta przejdzie.
Przeczytaj też:
Sekretarz PiS o zmianie terminu wyborów. Co dalej z ordynacją wyborczą?
Politycy PiS mają konkretne argumenty. Głosowanie w tym samym czasie do parlamentu i samorządu ma być trudne do przeprowadzenia, powodować olbrzymi chaos. Więc pytanie, czy technicznie w ogóle da się to zrobić, i czy nie lepiej głosowania przenieść a inny termin?
Technicznie jest to jak najbardziej do zrobienia, wybory mogłyby się odbyć w tym samym czasie. Argument, że jacyś kandydaci mogliby kandydować jednocześnie do samorządu i Sejmu, jest nietrafiony. Bo i tak w razie wyboru taki kandydat przyjmie jedną funkcję. Jednak tu – powtórzę – nie liczą się realne argumenty. Liczy się chłodna kalkulacja PiS.
Na czym miałby polegać interes partii rządzącej?
Oni doskonale wiedzą, że wybory samorządowe wyraźnie przegrają. Że osiągną w nich słaby wynik. I bardzo nie chcą, by elekcje do samorządu i parlamentu były w tym samym czasie. W 2018 roku doskonale wiedzieli, że terminy wyborów wypadną w tym samym czasie. Mogli zrobić zamiast np. 5 lat kadencji samorządu pierwszą przejściową, 4,5 roku. Wtedy jednak nie przejmowali się tym. Byli przekonani, że są jak nieboszczka PZPR, nieśmiertelni. A tu minęły lata, sondaże są słabsze. Wiedzą, że mogą przegrać. Wybory samorządowe są dla nich bardzo trudne. Więc nie chcą ryzykować ich w sąsiedztwie parlamentarnych. Chcą ratować co się da.
Przeczytaj też:
Biden został zapytany o ukraińską kontrofensywę. Nie pozostawił wątpliwości
Rząd Morawieckiego zmarginalizuje wyrok Trybunału Konstytucyjnego? Sędzia nie kryje emocji
Inne tematy w dziale Polityka