Bardzo wysokie ceny gazu spowodowały, że zakłady Azoty i Anwil wstrzymały produkcję nawozów. Brak produkcji nawozów sprawi, że będą one bardzo drogie. W efekcie spadną plony. Będzie mniej jedzenia, które będzie bardzo drogie – mówi Salonowi 24 Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka (1997-2001).
Mamy drożyznę, która przekłada się na bardzo wysokie ceny energii. Co czeka nas w najbliższych miesiącach, jaki jest najbardziej pesymistyczny, a jaki optymistyczny scenariusz?
Janusz Szteinhof: Optymistycznych scenariuszy mieć w tych czasach nie można. Możemy co najwyżej rozważyć scenariusz najgorszy lub najlepszy w sytuacji, w której się znajdujemy. A sytuacja ta jest bardzo zła. Ceny gazu poszybowały do niebotycznych poziomów. Jeszcze niedawno nie mieściło się w głowie, żeby cena na giełdzie TGE przekroczyła 100 Euro, półtora roku temu było to kilkanaście euro. Dziś jest prawie 300 euro. Mamy też bardzo poważne perturbacje na rynku węgla.
Jak w takim razie wyglądają te wszystkie złe, ale niektóre gorsze scenariusze?
To, co możemy powiedzieć na pewno to to, że czeka nas ciężka zima. Bez względu na to, jak się to wszystko ułoży musimy mieć świadomość, że będziemy mieć niższa temperaturę w domach. Oczywiście są rozmaite rekompensaty, ale fakt, że ceny są tak niebotyczne odbije się na wszystkich. Na użytkownikach komunalnych, prywatnych, ale przede wszystkim na użytkownikach w przemyśle. Informacja ze środy, że Azoty, a wcześniej Anwil wycofały się z produkcji nawozów z uwagi na ceny gazu to bardzo niepokojący sygnał. Wiele osób nie zdaje sobie nawet sprawy jak poważne wywoła to konsekwencje.
Co będzie skutkiem wstrzymania produkcji przez zakłady azotowe?
Samo wstrzymanie produkcji jest skutkiem bardzo wysokich cen gazu. A spowoduje wzrost cen nawozów i to znaczący. Jak nawozy będą bardzo drogie, to spadnie ich zużycie. A jak spadnie zużycie, zmniejszą się plony. Mniejsze plony to mniej zebranych zbóż. A to z kolei sprawi, że podrożeje żywność. A więc to, co się dzieje, stanowi zaczyn do perturbacji w całej gospodarce.
Nie brak głosów, że w Polsce będą przerwy w dostawach energii elektrycznej, że dojdzie do blackoutu. Czy jest możliwe, że nagle zabraknie prądu, niczym za komuny będzie wyłączane światło w domach, mieszkaniach i firmach zabraknie internetu?
Nie, aż taki scenariusz nie grozi. W ogóle nie przewiduję blackoutu, chyba, że wydarzyłaby się jakaś wielka awaria, w dwóch elektrowniach i te problemy by się skumulowały. Ale nawet wtedy, choć oczywiście byłby to problem, nie dosięgnąłby on raczej prywatnych odbiorców w mieszkaniach. Zawsze w pierwszej kolejności wyłączany jest prąd w podmiotach przemysłowych. Stopnie zasilania jakie pamiętamy z komuny bądź znamy z peerelowskich seriali, teraz wyglądałyby zupełnie inaczej. Ale w ogóle problemy z prądem są mało prawdopodobne. Mamy odpowiednie rezerwy i jesteśmy zabezpieczeni.
W jakiej perspektywie czasowej sytuacja na rynku może zacząć się poprawiać?
Oczekuję tego, że Europa wreszcie zrozumie, że Rosja nie jest, nigdy nie była i nigdy nie będzie wiarygodnym dostawcą nośników energii. W Polsce mamy tego świadomość od wielu lat. PiS i PO mówią, że to ich rządy inwestowały w gazoport w Świnoujściu, teraz powstaje Baltic Pipe. Ja przypomnę, że starania o dywersyfikację miały miejsce już wcześniej. Za rządów Jerzego Buzka. Polska jest przygotowana na uniezależnienie się od gazu ziemnego z Rosji. Europa też może to zrobić, wymaga to budowy odpowiedniej infrastruktury, co zajmie około 2-3 lat. Ale musi nastąpić gruntowna zmiana myślenia. Dopóki Rosja jest krajem takim jakim jest, niedemokratycznym, imperialnym, jakim była od niepamiętnych czasów, wiara w trwałe, wiarygodne nośniki energii z tamtego kierunku nie ma najmniejszego sensu.
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Gospodarka