Katastrofy, w której zatrute jest pół Odry, to osobiście nie pamiętam. Mało tego, jeszcze nie zdajemy do końca sprawy z rozmiaru tej tragedii. Bo wszędzie widzimy martwe ryby, tymczasem już pojawiła się informacja o martwym bobrze. Niebawem tych zwierząt będzie więcej. Ssaków, ptaków wodnych, żywiących się rybami. Wkrótce i te zwierzęta będą padać – mówi Salonowi 24 Jarosław „Jarema” Dubiel, działacz opozycji w PRL i działacz ekologiczny, były publicysta „Zielonych Brygad”, szef fundacji Wolność i Pokój.
Całą Polską wstrząsnęły obrazki śniętych ryb w Odrze. Co jest powodem tego, co się stało?
Jarosław „Jarema” Dubiel: Nie wiemy wiele, poza tym, że mamy katastrofę ekologiczną. Nie mamy pojęcia, jaka trująca substancja została wlana do rzeki.
Przeczytaj też:
Na niemieckim odcinku Odry wykryto rtęć. Sytuacja staje się bardzo poważna
Ale jednak często do takich sytuacji, że gdzieś są śnięte ryby dochodzi. Co jest najczęstszą przyczyną takich katastrof?
Do katastrof ekologicznych oczywiście dochodzi, ale takiej, w której wytrute jest pół Odry, to osobiście nie pamiętam. Mało tego, my sobie jeszcze nie zdajemy do końca sprawy z rozmiaru tej tragedii. Bo widzimy martwe ryby, tymczasem już pojawiła się informacja o martwym bobrze. Niebawem tych zwierząt będzie więcej: ssaków, ptaków wodnych, żywiących się rybami. Wkrótce i te zwierzęta zaczną padać.
A co było przyczyną? Służby pracujące przy usuwaniu skutków tej katastrofy mówią o „nieznanej substancji”, która dostała się do wody. Mnie się to nie mieści w głowie. To świadczy – moim zdaniem – o złej woli, niechęci do wyjaśnienia tego, co się stało, bądź obawy przed nim. Pokazuje to, że służby - w teorii powołane do tego, by środowisko chronić - reprezentują raczej trucicieli. Bo w jednym macie Państwo rację – do skażeń dochodziło i wcześniej, ale na mniejszą skalę. Tu bardzo możliwe, że nastąpił splot szeregu czynników, np. ktoś wypuszczał tam jakąś trującą substancję, ale przy wyższym poziomie wody, przy innej pogodzie, mogły się one rozpuścić. Wyrządzić szkody mniejsze, bądź rozłożone w czasie. Ponieważ temperatura jest wysoka, a poziom rzeki bardzo niski, woda zmieniła się w zabójczą, trującą zupę.
Czy zatrucie nie mogło być przyczyną jakiegoś sabotażu, na przykład ataku terrorystycznego?
Same służby mówią, że doszło do wycieku substancji z zakładów przemysłowych, ale nie wiedzą jaka to substancja i skąd się pojawiła. Nie rozumiem takiego stawiania sprawy. Przecież o pierwszych śniętych rybach informowano już pod koniec lipca. Dwa tygodnie temu! Nawet, gdyby to było działanie jakichś terrorystow, czy „zielonych ludzików” to od czego są służby powołane do ochrony środowiska?
A jakby nie mogły dać rady, jest przecież wojsko, dysponujące specjalistycznym sprzętem. Właśnie reagowanie w przypadku takich katastrof powinno być obowiązkiem armii! Wygląda jednak na to, że znajdujemy się w tragicznej sytuacji, w której służby mające możliwość przeciwdziałania takim katastrofom nie mają woli, by to robić. Dbają o interes trucicieli. A organizacje pozarządowe, które chciałyby coś w tej sprawie robić, są zbyt słabe, nie mają odpowiednich możliwości.
W Polsce ochrona środowiska to mit. Aby wiedzieć, dlaczego, należy się cofnąć do końca lat 90-ych ubiegłego wieku. Wtedy nastąpiła zmiana – ministerstwo ochrony środowiska zmieniło nazwę na ministerstwo środowiska.
Dlaczego zmiana nazwy resortu miałaby mieć jakiekolwiek znaczenie?
Miała znaczenie kolosalne, bo w ślad za zmianą nazwy poszła zmiana celów działania ministerstwa. Zamiast ochroną środowiska, zajmuje się ono zarządzaniem środowiskiem. A to już zupełnie inna rzecz.
Wróćmy do zatrucia Odry. Mówi się, że odbudowa ekosystemu w tym miejscu może zająć nawet 20 lat. Dlaczego tak długo?
Nie wiemy, jak długo, bo nie znamy dokładnie substancji, która zatruła rzekę. Może być nawet dłużej. Ludzie, którzy się dziwią, że odbudowa ekosystemu rzeki trwa bardzo długo, mogą sobie wyobrazić las, który uległ pożarowi. Gdy spłonie tysiącletnia puszcza, posadzenie młodych drzewek nie sprawi, że puszcza się odbuduje. To zajmie wiele lat.
Z rzeką jest tak samo. Nie wystarczy samo wpuszczenie młodych rybek. To był cały ekosystem, rośliny, rozmaite żyjątka. Gdyby to odtwarzać gatunek po gatunku, to proces byłby może nieco szybszy. Ale samo odtwarzanie też byłoby czasochłonne. Mamy do czynienia z ogromną katastrofą, której rozmiary dopiero poznamy za jakiś czas.
Jak ogólnie wygląda Polska pod względem ochrony środowiska naturalnego w porównaniu z krajami zachodnimi?
Jest dużo gorzej niż w przypadku państw, traktujących te sprawy na poważnie, jak Szwecja, Norwegia, czy Dania. Bardziej porównać można to z krajów Unii Europejskiej do Włoch, ale tych południowych. A spoza Unii do może Albanii. W Polsce wciąż wiele fabryk przemysłowych wylewa ścieki do rzek i naturalnych zbiorników wodnych. Do naszego kraju wciąż wwożone są tony śmieci z innych państw. A co jakiś czas płoną ogromne wysypiska, zatruwając powietrze. Nie mówię już o prywatnym zatruwaniu środowiska. Jak wspomniałem, instytucje państwowe zachowują się tak, jakby w interesie państwa była obrona trucicieli. Zaś organizacje pozarządowe są bardzo słabe. To na pewno nie sprzyja środowisku.
A co należy zrobić, by nastąpiła poprawa sytuacji?
Przede wszystkim musi nastąpić zmiana podejścia. Odejście od kultu PKB. Bo jeśli liczy się tylko wskaźnik PKB, to żadna ekologia nie ma sensu. Skoro płonące wysypisko sprawi, że wskaźnik ten urośnie, to będzie płonąć. Bardziej opłaca się promować masową produkcję i hodowlę przemysłową, sprowadzanie mięsa czy mleka z odległości tysięcy kilometrów ale na masową skalę, niż małe gospodarstwo starszej pani, z jedną krówką, ze świeżym, ale zdrowym mlekiem i serem. Drugą kwestia są oczywiście działania państwa, które wreszcie powinno zacząć realnie chronić środowisko, a nie trucicieli.
Przeczytaj też:
Katastrofa ekologiczna na Odrze. Nowe, bulwersujące informacje
Ekspert bije na alarm: Susza i ścieki to coraz bardziej niebezpieczna kombinacja
Inne tematy w dziale Rozmaitości