Atak na Krymie to bardzo wyraźny sygnał ze strony Ukraińców w kierunku Rosjan: mamy możliwości, nie możecie czuć się bezpiecznie. Ale nie jest to przełom, a po prostu kolejny osiągnięty przez Ukraińców cel – mówi Salonowi 24 generał Mieczysław Bieniek, polski oficer, były dowódca wielonarodowej dywizji w Iraku, dowódca strategiczny NATO.
W bazie wojskowej Saki na Krymie doszło do serii eksplozji. Rosjanie mówią o zaprószeniu ognia. Ale w powszechnej opinii to udana akcja Ukraińców. Czy jeśli tak jest, to możemy mówić o przełomowym momencie w trwającej wojnie?
Gen. Mieczysław Bieniek: Absolutnie za wcześnie jest, aby mówić tu o przełomie, gdyż mamy za mało twardych danych. Oczywiście wiele wskazuje na udaną akcję Ukraińców, ale nie mogą oni oficjalnie się przyznać do ataku. Bo jeśli dokonało go państwo ukraińskie, to musiało użyć pocisków, których oficjalnie np. nie posiada w arsenale, poza tym nigdzie nie znajdziemy wiadomości, by otrzymało je od Amerykanów - chyba, że przekazano je potajemnie.
Istnieje taka również możliwość, że była to zorganizowana i udana akcja partyzantki antyrosyjskiej na terenie Krymu. Wreszcie, najmniej prawdopodobne, że doszło faktycznie do wypadku. Ale zakładając, że informacje medialne o tym, że za wszystkim stoją ukraińskie siły specjalne, to jest to niewątpliwy sukces strony ukraińskiej. Daleko jednak do jakiegokolwiek przełomu.
Przeczytaj też:
To ukraińskie siły specjalne zaatakowały rosyjską bazę na Krymie
A jak w takim razie dziś, prawie pół roku od rosyjskiego najazdu, wygląda realna sytuacja na froncie ukraińskim?
Sądzę, że dziś mamy sytuację patową. Rosjanie udają, że prowadzą jakąś ofensywę. Na północy chcą zdobyć Bachmut, nie bardzo im się to udaje. Ukraińcy natomiast koncentrują się na południu. To znaczy – na północy koncentrują się na tym, żeby nie dać sobie wydrzeć terenów.
Za to na południu sprawiają wrażenie, jakby zaraz mieli przystąpić do wielkiej kontrofensywy. Celnie uderzają w wybrane, konkretne cele. Ostatnio przykładem jest most w Nowej Kachowce, który był bardzo ważnym punktem zaopatrzeniowym przez Dniepr.
Wcześniej zniszczony był most Antonowski koło Chersonia. Co do ataku na bazę wojskową na Krymie, możemy gdybać, ale jeśli, na co wiele wskazuje, dokonały go ukraińskie siły zbrojne, to świadczy to o tym, że Rosjanie bynajmniej nie mogą czuć się bezpiecznie na terenach, które zaanektowali i okupują. Dlatego też chcą dość pośpiesznie zorganizować referenda na okupowanych terenach po to, by przekazać międzynarodowej opinii publicznej, że miejscowa ludność rzekomo popiera włączenie tych terenów do Federacji Rosyjskiej.
Organizacja tych referendów idzie Rosjanom dość opornie. Ukraińcy z kolei dokonują skutecznych, punktowych uderzeń. I otrzymują coraz lepszą broń od Zachodu. Oczywiście potrzeba trochę czasu na przeszkolenie ludzi do korzystania z tego uzbrojenia, ale to się właśnie dzieje. Dlatego czas gra w sumie na korzyść Ukrainy. Choć sama wojna potrwa jeszcze długo.
Ale uważa Pan, że atak na Krymie nie był jednak przełomowy?
Nie, jak powiedziałem, nie można mówić, że był to przełom. To oczywiście sukces, bardzo wyraźny sygnał ze strony Ukraińców w kierunku Rosjan – mamy możliwości, nie możecie czuć się bezpiecznie.
Przeczytaj też:
Terlikowski: Kościół czeka bolesny upadek jak alkoholika. Czeka go długa odbudowa
Najnowsze zdjęcia satelitarne z Krymu. Widać na nich efekty eksplozji
Inne tematy w dziale Polityka