Autobus z polskimi pielgrzymami ulegl tragicznemu wypadkowi w drodze do Medjugorie Fot. PAP/EPA/IVAN AGNEZOVIC
Autobus z polskimi pielgrzymami ulegl tragicznemu wypadkowi w drodze do Medjugorie Fot. PAP/EPA/IVAN AGNEZOVIC

Po takiej tragedii trudno nie zwątpić. Ks. Prof. Bortkiewicz: To wielkie przypomnienie

Redakcja Redakcja Wypadki Obserwuj temat Obserwuj notkę 26
Może ta tragedia w Chorwacji stanowi dla nas, którzy na nią spoglądamy, w niej uczestniczymy, wielkie przypomnienie tego, że nasze życie jest ostatecznie pielgrzymowaniem poprzez śmierć do Boga. Ci pielgrzymi, którzy zginęli odbyli najbardziej dosłowną pielgrzymkę, ukazując nam ostateczny sens naszego życia – mówi Salonowi 24 ksiądz profesor Paweł Bortkiewicz.

W Chorwacji nad ranem doszło do wielkiej tragedii – wypadku polskiego autokaru z pielgrzymami jadącymi do Medjugorie. Jak zwykle po chwilowym szoku, pytaniach o przyczyny tragedii, następuje refleksja nad sensem tego, co się stało. Typowe pytania – czy Bóg istnieje, skoro dopuścił do takiej tragedii ludzi jadących po to, by się do Niego modlić?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Istotnie, to, co wydarzyło się nad ranem w Chorwacji jest tragedią, jest doświadczeniem krzyża. To jest tajemnica cierpienia, wobec której trudno o słowa, które przyniosą wyjaśnienie i zrozumienie. Najlepszym i najbardziej wartościowym spośród wszelkich słów pozostanie słowo modlitwy. Bardzo przestrzegałbym zarazem kogokolwiek, nie tylko wierzących, ale i wątpiących czy szukających drogi, nie mówiąc o niewierzących, by stawiać siebie w miejscu sędziego osądzającego Boga. Bóg jest, a właśnie cierpienie odsłania najbardziej przejmująco i najbardziej realistycznie jego obecność w tym świecie. Bóg w Chrystusie zawisł na drzewie krzyża jednocząc się, solidaryzując także z tymi ofiarami i ich rodzinami, które dzisiaj przeżywają ogromny ból. Wiemy, że właśnie na krzyżu Chrystus wypowiada słowa „Boże mój, Boże mój czemuś Mnie opuścił…?”. Ale wiemy także, że te słowa nie są wyrazem zwątpienia czy tym bardziej odrzucenia Boga. One są modlitwą płynącą z głębi cierpiącego człowieczeństwa, ale są modlitwą. I to jest chyba myśl najważniejsza, by nasze słowa przede wszystkim stawały się modlitwą.


Tych tragedii autokarów jadących na pielgrzymki było sporo. Choćby pod Grenoble w 2007 roku. Niektórzy zaczynają wątpić, inni z kolei dopatrywać się głębszego sensu. Czasem jednak też popadając w jakieś magiczne myślenie, na przykład, że skoro ktoś zginął w pielgrzymce, albo – jak prezydent Kaczyński i polska delegacja – w Wigilię Święta Miłosierdzia Bożego, to już na pewno jest zbawiony, czy wręcz święty. Czy takie myślenie nie jest jednak mocną przesadą, podobnie jak odrzucanie Boga dlatego, że do tragedii doszło, podczas gdy życie normalnie się toczy, wypadki – także zupełnie przypadkowe się zdarzają, a sprawy ludzkie i Boskie należy rozdzielać?

Myślę, że takie schematy, które kanonizują ludzi ginących w świętej przestrzeni, czy w jakimś świętym porządku rzeczy, jak i odrzucanie Boga dlatego, że doszło do takiej tragedii świadczą o tym, że wciąż próbujemy mierzyć rzeczywistość świata tylko miarą naszej racjonalności. Bóg tymczasem przekonuje nas, że życie ludzkie nie jest prostym automatyzmem, nie jest wpisane w ciąg prostych schematów. Już krzyk Hioba, człowieka sprawiedliwego a tak straszliwie cierpiącego jest rozbiciem prostych schematów. Jest pokazaniem, że cierpienie niejednokrotnie może mieć wymiar poza jednostkowy. Cierpienie może mieć sens odkupieńczy. Cierpienie może jednoczyć nie tylko cierpiącego, ale jego otoczenie z Bogiem. Cierpienie wymyka się prostym schematom, bo jest wpisane w rzeczywistości zła, ale i miłości, wolności, uszlachetnienia człowieka,. Cierpienie pozostaje próbą. To jest próba, która może przybliżyć człowieka do miłości, odkryć potęgę miłości która jest silniejsza niż zło, cierpienie i śmierć. Wiem, że są to bardzo ułomne i bardzo teoretyczne słowa. Ale wiem też, że wielu ludzi podjęło te słowa w swoim życiu, może niekiedy z trudnej konieczności, w sposób bardzo konkretny czyniąc z tych słów siłę i stając się też świadectwem dla innych.

Wróćmy jednak do samego wymiaru ludzkiej tragedii. Bo o ile w przypadku, gdy ginie ktoś śmiertelnie chory, jadący modlić się o uzdrowienie można to jakoś łatwiej wytłumaczyć, że po prostu Bóg wybrał dla niego szybszą śmierć, bez cierpienia, tak w przypadku, gdy młode małżeństwo jedzie modlić się o dziecko i jedno z nich ginie, zaakceptować się tego praktycznie nie da. Jak powinna wyglądać pomoc takim osobom?

Proszę wybaczyć, ale raz jeszcze uchylę się od prostych odpowiedzi. Pozwolę sobie tylko powiedzieć, że Chrystus Pan z wysokości krzyża, doznając w sposób najbardziej dotkliwy niezawinionego, niesprawiedliwego cierpienia nie wygłasza traktatu z zakresu teologii krzyża czy filozofii cierpienia. On jedynie przekonuje nas o dwóch sprawach. O tym, że Bóg jest i o tym, że Bóg jest Ojcem. A zatem jest Miłością. Wydaje mi się, że wszystko co możemy zrobić w stosunku do osób dotkniętych traumą tego wydarzenia to naszym byciem z nimi przybliżać im te dwie prawdy Bóg jest i jest ojcem pełnym miłości. Może ta tragedia w Chorwacji stanowi dla nas, którzy na nią spoglądamy, w niej uczestniczymy, wielkie przypomnienie tego, że nasze życie jest ostatecznie pielgrzymowaniem poprzez śmierć do Boga. Ci pielgrzymi, którzy zginęli, odbyli najbardziej dosłowną pielgrzymkę, ukazując nam ostateczny sens naszego życia.

Przeczytaj też:


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj26 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Rozmaitości