Dziennikarze Onetu udali się do Świnoujścia, aby sprawdzić, jak Polacy radzą sobie z drożyzną i inflacją. Ich zdaniem nasi rodacy nie boją się wysokich cen, co widać po pełnych lokalach gastronomicznych i dużej liczbie ludzi na plażach.
Drożyzna w Świnoujściu
Alicja Wirwicka z Onetu wybrała się do Świnoujścia, aby sprawdzić, jak drożyzna i inflacja daje się we znaki odpoczywającym na wakacjach Polakom.
Z jej relacji wynika, że w Świnoujściu ceny faktycznie poszybowały w górę, jednak nie zniechęca to przebywających tam turystów.
— Za jedną gotowaną kukurydzę trzeba zapłacić 12 zł. Za hot doga z niewielkiego wózka, który z trudem pcha młody mężczyzna, 15 — czytamy.
Autorka zwraca uwagę, że pomimo wysokich cen, chętnych do zakupów nie brakuje, a chodzący po plaży z lodówkami turystycznymi panowie nie narzekają na brak klientów.
— Czasem tylko ktoś pomarudzi pod nosem, że drogo. Ale ludzie kupują. Woda podobno wyciąga, to głodni — mówi jeden ze sprzedawców, cytowany przez Onet.pl
Pełne lokale
Autorka zwraca uwagę na dużą ilość lokali gastronomicznych w Świnoujściu.
— Restauracje, kawiarnie, niewielkie bary — wszystko ciągnie się właściwie przez całą długość promenady. I o żadnym z tych miejsc nie można było powiedzieć, by świeciło pustkami — zauważa Alicja Wirwicka. Podkreśla przy tym, że każdy z mijanych przez nią lokali wypełniony był klientami.
Dziennikarka relacjonuje, że wybrała się na obiad w lokalu serwującym tradycyjne polskie dania. Zwraca przy tym uwagę, że nie doświadczyła przy tym spotkania ze słynnym "paragonem grozy".
— W sumie za obiad dla dwóch osób składający się z przystawki, dwóch dań głównych, dwóch piw i jednego napoju gazowanego zapłaciliśmy 135 zł. Czy to paragon grozy, o których tyle można poczytać? Nie. Porcje były spore, dania przepyszne — opisuje autorka. Zwraca przy tym uwagę, że podobny posiłek w Szczecinie kosztowałby tyle samo.
Dziennikarka Onetu podkreśla jednak, że zastrzeżenia można mieć do cen napojów, które nie są do końca sprawiedliwe.
— Tzw. autorskie piwo — według rachunku — okazało się Bosmanem za 15 zł i wrzuconymi do środka wiśniami, za które trzeba było dopłacić kolejne trzy zł. Za 200 ml pepsi zapłaciliśmy z kolei dziewięć zł. Mówiąc krótko: lepiej jeść, niż pić — pisze autorka.
Polacy nie boją się drożyzny?
Wywnioskować można zatem, że mimo faktycznego wzrostu cen i inflacji, nie stanowi to przeszkody w wakacyjnym wypoczynku, a "paragony grozy" obecne są nie tylko nad morzem. Wychodzi na to, że koszt posiłku nad morzem nie różni się zbytnio od obiadu w innych większych miastach.
— No cóż, wakacje to podobno nie jest dobry czas na oszczędzanie, a — co widać na przykładzie Świnoujścia — po dwóch latach pandemii i lockdownów tęskniliśmy za odpoczynkiem — podsumowuje dziennikarka.
RB
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Rozmaitości