Fakt, że Amerykanie rozważali wycofanie się z wizyty pod wpływem pogróżek Chin dowodzi, że pozycja Pekinu rośnie, a USA maleje. To, że wizyta Nancy Pelosi jednak się odbywa jedynie łagodzi ten efekt. Ale go nie odwraca – mówi Salonowi 24 Grzegorz Długi, prawnik, dyplomata, były konsul RP w Chicago i Waszyngtonie.
Nancy Pelosi, przewodnicząca Izby Reprezentantów odwiedza Tajwan. To budzi ostry sprzeciw władz Chin. Dlaczego rząd USA dąży do konfrontacji z Pekinem?
Grzegorz Długi: Nie zgadzam się z opinią, że USA dążą do konfrontacji. Przeciwnie, to władze w Pekinie wykorzystały pewien moment, w którym Stany Zjednoczone są bardzo mocno zaangażowane w Europie Środkowej, wspierają Ukrainę. Właśnie Chińczycy żądają od Amerykanów, by ci nie odwiedzali Tajwanu. Wcześniej politycy amerykańscy robili to niezbyt często i na niższym szczeblu i oczywiście nikt wielkich pretensji nie miał. Głośne protesty i szantaż Chin w pierwszym momencie poskutkował, bo z otoczenia Nancy Pelosi sugerowano, że na Tajwan się ona jednak nie wybiera. Dopiero wtedy w Stanach zaczęła się dyskusja, mocna krytyka tak uległego stanowiska. Pojawiły się opinie, że to niedopuszczalne, aby szefowa parlamentu ulegała szantażowi ze strony komunistycznych Chin. Szczególnie w czasach gdy Chiny w zasadzie stanęły po stronie Rosji w sprawie Ukrainy - co było zdecydowanie antyamerykańskim gestem. Stąd zmiana planów i wizyta na Tajwanie jednak się odbyła. Choć do końca nie było pewne, czy tak się stanie. Sam fakt, że Amerykanie się zawahali, czy jechać, jest dużym błędem z ich strony. Był moment, że Pelosi mówiła, że jedzie do Singapuru. Dopiero gdy przedstawiciele różnych środowisk zaczęli mówić, „jak to, Chiny mają nam dyktować, gdzie politycy USA jeżdżą? I Pelosi nie miała wyjścia. Ta wizyta to tak naprawdę demonstracja, że USA są bardzo niezadowolone z postawy Chin w polityce zagranicznej.
Przeczytaj też:
Nancy Pelosi przybyła do Tajwanu. Chiny zarzucają jej "prowokacyjną" podróż
Czy relacje na linii Waszyngton-Pekin nie pogorszą się przez to jeszcze bardziej?
Te relacje są i tak złe. Amerykanie teraz chcą reagować ale przespali jakieś 20 lat i są mocno spóźnieni. Nie reagowali w odpowiednim czasie na to, że potęga Chin rośnie i powoli stają się dla Stanów Zjednoczonych rywalem do bycia supermocarstwem. Chińczycy tymczasem prowadzą od ponad 40 lat bardzo konsekwentną politykę. Pamiętajmy, że to amerykański kapitał, przemysł i technologia zbudowały siłę ekonomiczną Chin. Dziś w bezpośrednim starciu militarnym Pekin pewnie przegrałby z potęgą amerykańskiej armii i floty więc Chiny podnoszą poprzeczkę napięcia, aby badać jak daleko mogą się posunąć, ale nie zaryzykują starcia. Chiny flotyllę lotniskowców dopiero budują. Jednak to podnoszenie poprzeczki jest dla Chin korzystne, gdyż inne kraje widzą, że Chiny mogą sobie pozwolić na wiele i że "rozdają karty" i być może warto z nimi się zbliżyć. Chiny budują swoją pozycję - choć np. w Afryce to już Chiny są głównym graczem - chcą wywierać wpływ na inne kraje. Jakby nie patrzeć, z tego zamieszania wokół wizyty Pelosi, sam fakt, że Amerykanie rozważali wycofanie się z wizyty pod wpływem pogróżek Chin dowodzi, że pozycja Pekinu rośnie, a USA maleje. To, że wizyta Nancy Pelosi jednak się odbywa jedynie łagodzi ten efekt. Ale go nie odwraca.
Chińska gospodarka ma jednak kłopoty, choćby na rynku nieruchomości, Czy nie jest to jednak kolos na glinianych nogach?
Wielu wróży rychły upadek Chin. Mówią o problemach demograficznych, przefinansowaniu właśnie w nieruchomościach itd. Pomimo tych ogromnych problemów chińska gospodarka ma kluczowe znaczenie w sferze globalnej. Widzimy jak bardzo częściowe wyłączenie tego kraju w trakcie pandemii wpłynęło na gospodarkę światową. Zachód bez Chin w sensie ekonomicznym nie mógłby funkcjonować, więc Państwo Środka bez wątpienia będzie supermocarstwem. Stany Zjednoczone natomiast słabną. Ich największym kłopotem nie jest wojna na Ukrainie, o której wspomniałem na wstępie rozmowy, ale poważny konflikt wewnętrzny, rozbicie społeczne i niczym w Polsce - brak spójnej idei scalającej społeczeństwo. Poza tym w USA nie ma dziś klasy robotniczej w tradycyjnym znaczeniu, aby ją wytworzyć, musiałby minąć dłuższy czas, jednego pokolenia i Amerykanie nie przeniosą światowej produkcji do USA. Amerykańska gospodarka również w dużej mierze jest zależna od Chin.
Czy może zdarzyć się tak, że Rosja przegra na Ukrainie i USA tę konfrontację wygrają, ale w tle rośnie poważniejszy przeciwnik, przez co dojdzie do otwartego i gorącego konfliktu między USA i Chinami?
W krótkiej perspektywie do niego nie dojdzie. Jednak za 15 lat, może trochę wcześniej czy później, taki czarny scenariusz jest możliwy. Będzie on realny w sytuacji, w której Chiny faktycznie zaczną wyprzedzać USA. Wtedy Waszyngton może nie mieć wyjścia i użyć wszelkich możliwych środków, dla powstrzymania nowego supermocarstwa.
Przeczytaj też:
Raport Komisji ds. pedofilii. Mnóstwo spraw związanych z udziałem duchownych
Piotr Zychowicz: Strat Powstania pewnie nie odrobimy. Życia ofiarom nikt nie zwróci
"Od lat bez przerwy podejmowane są próby zohydzenia Powstania Warszawskiego"
Inne tematy w dziale Polityka