Fot. PAP/Albert Zawada
Fot. PAP/Albert Zawada

Piotr Zychowicz: Strat Powstania pewnie nie odrobimy. Życia ofiarom nikt nie zwróci

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 217
Wbrew temu, co opowiadają nasi romantycy to nie klęski, ale zwycięstwa są czynnikiem wzmacniającym narody i państwa. Powstanie zaś zakończyło się klęską. Jego skutkiem była de facto likwidacja Armii Krajowej. Wybicie niezwykle wartościowej części narodu polskiego. To był triumf Sowietów. I wielka klęska polskiej opcji niepodległościowej – mówi Salonowi 24 Piotr Zychowicz, publicysta historyczny, zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Do Rzeczy” i redaktor naczelny miesięcznika „Historia Do Rzeczy”.

Od lat jest Pan znany jako główny krytyk decyzji o wybuchu Powstania, przy jednoczesnym oddaniu czci bohaterom walk. Czy jednak widzi Pan – poza wspomnianym bohaterstwem – jakąś pozytywną rzecz, z której mogą korzystać współczesne i przyszłe pokolenia?

Piotr Zychowicz: Oczywiście. Dzięki Powstaniu widzimy, do czego prowadzi chciejstwo, brak kalkulacji przy podejmowaniu decyzji politycznych. Ignorowanie realiów, opieranie się na mrzonkach. Jeśli mamy wyciągnąć wnioski z tej straszliwej tragedii, hekatomby, śmierci i cierpienia setek tysięcy Warszawiaków, to są one następujące: nigdy więcej klęski, nigdy więcej lekkomyślnego szafowania krwią Polaków. To jest ta pozytywna lekcja, jaka wypływa z Powstania. Że ono nigdy nie może się powtórzyć. Ale, żeby było to jasne – nie czerpię z tego żadnej satysfakcji. Bo tylko ktoś, kto bardzo źle życzy Polsce może czerpać satysfakcję z faktu, że doszło do Powstania Warszawskiego. Zniszczenia miasta, rzezi niewinnych ludzi, zrównania z ziemią wspaniałych zabytków, zniszczenia i grabieży dzieł sztuki.

Przeczytaj też:
W dyskusji o walkach z sierpnia i września 1944 roku pada czasem argument, że Powstanie Warszawskie było tragedią, ale to dzięki niemu Polacy w latach 50-ych nie chwycili za broń, nie doszło tu do krwawo tłumionego powstania jak na Węgrzech. Że to Powstaniu zawdzięczamy rozsądną politykę Prymasa Wyszyńskiego, który był zresztą kapelanem w walczącej Warszawie. Że dzięki Powstaniu odrobiona została wspomniana przez Pana lekcja realizmu, stąd pokojowe nauczanie Karola Wojtyły, czy bezkrwawy ruch Solidarności?

Spotkałem się z tym argumentem. Jeżeli go przyjąć za prawdziwy to wychodzi na to, że hekatomba Warszawy spowodowała to, że opór wobec komunizmu był w Polsce słabszy. To tylko potwierdza tezę z mojej książki „Obłęd 44”, że decyzja o rozpoczęciu walki w stolicy była na rękę jedynie Sowietom. Wbrew temu co opowiadają nasi romantycy to nie klęski, ale zwycięstwa są czynnikiem wzmacniającym narody i państwa. Powstanie zaś zakończyło się klęską. Jego skutkiem była de facto likwidacja Armii Krajowej. Wybicie niezwykle wartościowej części narodu polskiego. To był triumf Sowietów. I wielka klęska polskiej opcji niepodległościowej. Bo wiele osób po Powstaniu odwróciło się od obozu niepodległościowego. Uznało go za nieskuteczny i nieodpowiedzialny. Ludzie ci zwrócili się w stronę narzuconych Polsce władz komunistycznych. Właśnie dlatego Sowietom tak bardzo na rękę było Powstanie. Stalin rękami Hitlera pozbył się przeciwników. Konkurentów do władzy dla PKWN.

Tu pada często jeszcze jeden argument, że owszem wiara w to, że Sowieci pomogą była naiwnością. Jednak skrajnie głupio postąpił Hitler. Bo Niemcy, gdyby zachowali choć cień racjonalności powinni byli poddać miasto i zacząć rozmowy z aliantami, mogąc jeszcze uzyskać lepsze warunki pokoju?

Ale czy ktoś to ustalił z Niemcami? Czy generał Bór-Komorowski zadzwonił do Hitlera i ustalił z nim, że Niemcy wycofają się z miasta po wybuchu Powstania? Oczywiście mówię żartem. Dla każdego kto miał jakiekolwiek pojęcie o prowadzeniu wojny jasnym było to, że Warszawa jest kluczowym węzłem komunikacyjnym na zapleczu frontu wschodniego. Przez miasto przebiegały kluczowe szlaki kołowe i kolejowe. Niemcy w tym czasie prowadzili na przedpolu Warszawy ciężkie walki z Sowietami. Nie mogli więc odpuścić miasta bo posypałby im się cały front. Jasnym było to, że gdy powstanie wybuchnie - będą chcieli je spacyfikować. Zresztą to jest argument wymyślony post factum. Ludzie, którzy podjęli decyzję o wywołaniu Powstania nie brali pod uwagę scenariusza, w którym Niemcy oddają Armii Krajowej miasto bez walki. Przeciwnie, oficerowie KG AK snuli całkowicie oderwane od rzeczywistości plany zamknięcia Niemców w kotle i „zniszczenia ich siły żywej”. To były oczywiście dzikie fantazje i mrzonki. Siły powstańcze były znikome. Niemcy dysponowali nad AK miażdżącą przewagą. W efekcie stało się to co przewidywali rozsądni oficerowie KG AK, tacy jak Ludwik Muzyczka czy Janusz Bokszczanin. To Niemcy otoczyli miasto i zniszczyli „siłę żywą” AK. A więc stało się odwrotnie niż zakładali „geniusze” z Komendy Głównej.

Kolejnym, zazwyczaj ostatecznym argumentem zwolenników Powstania w dyskusjach jest teza o całkowitej desperacji żołnierzy i cywilów. Radiostacja Kościuszki ze strony sowieckiej nadawała paszkwile, że Armia Krajowa nie chce walczyć. Stąd też zrozpaczeni ludzie Powstanie rozpoczęliby i tak, ale już bez AK, co jedynie wzmocniłoby Sowietów?

Ten argument jest nie tylko nielogiczny, ale i obraźliwy wobec żołnierzy Armii Krajowej i polskiego podziemia. W prawdziwym wojsku obowiązuje hierarchia służbowa i dyscyplina. Żołnierze wykonują rozkazy swoich przełożonych. Twierdzenie, że żołnierze Armii Krajowej wbrew woli dowódców, rzuciliby się do walki - przedstawia AK nie jako karne wojsko, ale jak rewolucyjno-anarchistyczną bandę. To opinia krzywdząca. Armia Krajowa była wojskiem a nie bandą. Był rozkaz o rozpoczęciu powstania - było powstanie. Nie byłoby rozkazu - nie byłoby powstania. Pamiętajmy, że 28 lipca 1944 roku został wydany pierwszy rozkaz o gotowości do powstania. Żołnierze stawili się na zbiórkach, rozdano im broń. W ostatniej chwili akcję powstańczą odwołano. Żołnierze karnie zwrócili broń i rozeszli się do domów. To najlepszy dowód na to, że Akowcy słuchali swoich dowódców. Dodajmy, że żołnierze Armii Krajowej nie spali z bronią pod poduszką. Broń – zresztą w znikomej ilości – znajdowała się w konspiracyjnych magazynach. Gdyby więc w akcie niesubordynacji żołnierze AK chcieli sami rozpętać powstanie, to musieliby iść do walki z nożami kuchennymi. Wspomniany argument jest więc chybiony. Decyzja o rozpoczęciu walki została podjęta w gronie pięciu oficerów: generała Tadeusza „Bora” Komorowskiego, gen. Leopolda Okulickiego „Kobry”, gen. Tadeusza Pełczyńskiego „Grzegorza”, płk. Antoniego Chruściela „Montera” oraz płk. Jana Rzepeckiego. Tak jak wspominałem, wielu trzeźwo myślących oficerów było przeciw. Zarówno w Komendzie Głównej AK, jak i w naszym wojsku na Zachodzie. Generał Władysław Anders uważał, że decyzja o podjęciu walki w Warszawie była zbrodnią. Przeciwko niej wypowiadał się też Naczelny Wódz, generał Kazimierz Sosnkowski. Powstanie było aktem niesubordynacji wobec Naczelnego Wodza.

Jakie były główne motywacje ludzi, którzy o rozpoczęciu walk zdecydowali?

Te motywacje były bardzo różne. Generał Bór-Komorowski był słabym człowiekiem, bardzo chwiejnym. Rola komendanta Armii Krajowej zdecydowanie go przerosła. Okulicki szantażem i groźbami wymusił na Komorowskim brzemienną w skutkach decyzję o Powstaniu. Gdyby dowódcą AK nadal był gen. Stefan Rowecki „Grot”, do Powstania by nie doszło. To był doskonały oficer, on nie poprowadziłby swoich żołnierzy na pewną jatkę. Nie naraziłby Warszawy na zburzenie. Aresztowanie „Grota” przez Niemców było straszliwą tragedią, która fatalnie zaciążyła na dziejach Polski. W przypadku generała Okulickiego sprawa jest bardzo złożona, są dwie teorie. Wg jednej teorii Okulicki miał po prostu taki temperament. Nie kalkulował, był skłonny do podejmowania skrajnie ryzykownych działań. Był narwańcem. Do tego chciał zmazać plamę w swoich życiorysie - oficer ten załamał się bowiem w śledztwie po aresztowaniu przez Sowietów we Lwowie. Jest też druga teoria, znacznie dla generała gorsza. Według niej był sowieckim agentem, który parł do powstania na rozkaz Moskwy. W wydanych niedawno wspomnieniach gen. Iwana Sierowa jest napisane wprost, że Okulicki został zwerbowany przez NKWD. Która z tych teorii jest prawdziwa? Dopóki nie zostanie ujawniona teczka generała, która znajduje się w archiwum NKWD w Moskwie, nie możemy tego rozstrzygnąć. Zalecam więc ostrożność. Motywy Okulickiego pozostają zagadką. Skazani jesteśmy tylko na hipotezy. Z kolei Rzepecki wierzył w możliwość współpracy z Sowietami. Był reprezentantem tego nurtu AK, który chciał kompromisu ze Stalinem. Dodajmy, że miał mocno lewicowe poglądy. A więc motywacje dowódców były różne. A skutki ich decyzji – tragiczne. W trakcie Powstania Warszawskiego Polska poniosła straszliwe straty, który pewnie nigdy nie odrobimy. Życia ofiarom Powstania nikt bowiem nie zwróci.

Przeczytaj też:

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj217 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (217)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo