Polska jest zabezpieczona przed odcięciem gazu, ale problemy z jego ilością też mocno ją dotkną. Czeka nas bardzo trudny okres. Decyzja Unii Europejskiej o ograniczeniu gazu była koniecznością – mówi Salonowi 24 Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki w latach 1997 – 2001.
W Unii Europejskiej podjęto decyzję o zmniejszeniu zapotrzebowania na gaz o 15 proc. Jak ją Pan ocenia?
Janusz Steinhoff: Jest to konieczność. Nie było innej rady przy zakładanym ubytku 150 miliardów sześciennych gazu z rynku europejskiego. Dopóki to się nie zmieni gaz trzeba oszczędzać. Więc decyzja jest dobra. Pytanie jak będzie realizowana w praktyce. Kluczowa będzie tu solidarność europejska. Przede wszystkim chodzi o zapewnienie dostaw gazu do dostawców prywatnych. W pierwszej kolejności gdy dochodzi do wyłączenia gazu dzieje się to w przemyśle. Kryzys gazowy odbije się bardzo negatywnie na gospodarce. Szczególnie Niemiec, gdzie na przykład przemysł motoryzacyjny zużywa 30 proc. Radykalne oszczędności są koniecznością, musimy się z nimi liczyć.
Czytaj: "Całkowite wstrzymanie dostaw gazu jest możliwe. Kryzys Niemiec kryzysem Polski"
No tak, tu jednak padają argumenty, że Polska jest dobrze zabezpieczona jeśli chodzi o gaz. Już rząd, w którym Pan był premierem zaczął starania w kierunku dywersyfikacji, teraz mamy całą infrastrukturę. Czy z naszym wypadku te oszczędności też są niezbędne?
Mówienie, że jesteśmy całkowicie bezpieczni i kryzys gazowy nas nie dotyczy to typowe zaklinanie rzeczywistości. Bo owszem – jesteśmy zabezpieczeni, ale pod względem infrastrukturalnym. Nie ma ryzyka, że na przykład Rosjanie jednym ruchem wyłączą nam gaz. Faktycznie już rząd Jerzego Buzka podjął starania o dywersyfikację tego surowca. Była umowa z Norwegami. Wściekle atakowana przez ówczesną opozycję z SLD. Rząd Leszka Millera potem się z tej umowy wycofał. Ale rządy Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości na szczęście realizowały potem politykę uniezależniania się od Federacji Rosyjskiej. Ale fakt, że jesteśmy bezpieczni infrastrukturalnie i nikt nas całkiem od gazu nie odetnie nie znaczy, że nie będziemy mieć problemu z dostawami gazu. Po prostu tego surowca będzie na rynku europejskim znacznie mniej. Jeżeli przepustowość Baltic Pipe wynosi około 10 miliardów metrów sześciennych rocznie, to nie znaczy, że w takiej ilości ten gaz z szelfu norweskiego faktycznie sprowadzimy. Na pewno sprowadzimy około 3 miliardów gazu, który wydobywają tam polskie spółki. Czy uda się więcej – nie wiemy. Bo zasoby nie są nieograniczone, umowy na kolejne dostawy nie są na razie podpisane. Kolejka chętnych by je podpisać jest w tej chwili ogromna. I musimy mieć tego świadomość.
Sytuację Polski poprawia chyba jednak fakt, że spore ilości surowca są magazynowane?
Owszem, to na pewno ogromny atut i wielka zasługa ludzi za to odpowiedzialnych. Ale trzeba wiedzieć, że tego gazu starczy na miesiąc, może na sześć tygodni. Więc z jednej strony sytuacja jest znacznie lepsza niż byłaby, gdybyśmy tej infrastruktury nie mieli. Ale tak, czy inaczej, czeka nas trudny okres.
Pojawiają się publicystyczne głosy wzywające do realizmu, do powrotu do handlu z Rosją sprzed inwazji na Ukrainę. Że wtedy miałaby sytuacja także na rynku gazowym ulec poprawie. W Polsce takie glosy raczej nie dominują w debacie, ale na Zachodzie już jest z tym różnie. Czy nie obawia się Pan, że po ciężkiej zimie Unia ulegnie i przyjmie warunki Federacji Rosyjskiej?
To byłoby najgorsze możliwe rozwiązanie. Osobiście cieszę się z faktu, że w Europie Zachodniej opinia publiczna i elity zdały sobie sprawę, że Rosja nie jest normalnym krajem, z którym można handlować nośnikami energii. Polska na zagrożenie zwracała uwagę od co najmniej 25 lat. Rosjanie co i rusz stosowali szantaż gazowy, stwarzali problemy w dostarczaniu gazu m. in. dla Ukrainy, Mołdawii, Gruzji. Rosja wykorzystuje dostawy nośników energii jako istotne narzędzie w niczego się nie nauczyli. Mamy tragiczne doświadczenia z 1938 i 1939 roku. Działania Rosji idą w tym kierunku. Rosjanie przez lata niczego się nie nauczyli, kpią sobie z cywilizowanego świata. I ten cywilizowany świat musi wyciągnąć z tego wnioski. Mam nadzieję, że Europa się nie wycofa z jednoznaczniej postawy wobec Kremla. To Rosja musi się zmienić. Dopiero gdy to nastąpi, można wrócić do normalnego handlu. Oczywiście Europa, w tym Polska za to, co się dzieje, zapłaci ogromną cenę. Ale nie wolno się wycofać.
Przeczytaj też:
Senator opozycji: To interesuje mnie bardziej, niż wygrana z PiS
Największe zagrożenie dla Polski. Prof. Antoni Dudek: Słono zapłacimy za spory polityczne
Inne tematy w dziale Gospodarka