Czy antyPiS może wygrać wybory 2023 roku na temacie gospodarki? Z pozoru tak, bo „inflacja, drożyzna i widmo kryzysu” grają przecież na ich korzyść. W rzeczywistości jednak opozycja może się na takim wyborze pola bitwy z PiSem mocno przejechać.
Sukcesy PiS na polu gospodarczym
Dawno dawno temu - w starych dobrych czasach przed rokiem 2015 - podział ról był w polskiej polityce czytelny. PiS? Wiadomo! Awanturnicy i nieudacznicy. W najlepszym wypadku niekompetentni frustraci. A liberałowie? Może i mają swoje grzeszki, no ale przynajmniej się znają. A już na gospodarce to znają się szczególnie dobrze. Bo przecież to tam znajdują się wszystkie mądre głowy i ludzie otrzaskani w świecie.
Tak to się mniej więcej układało. Takie właśnie panowało powszechne przekonanie. I powiedzmy sobie szczerze - gdzieś w głębi duszy podzielała je nawet spora część wyborców tak zwanej prawicy.
Polecamy: Polacy pracują za dużo
Ale mamy rok 2022. I tamte czasy to już jednak bardzo stare polityczne dzieje. W międzyczasie zwłaszcza na polu gospodarczym zdarzyło się naprawdę wiele. Tu zdarzyła się ważna zmiana.
Po pierwsze, PiS osiągnął w ostatnich latach wiele wymiernych sukcesów na polu gospodarczym: 500+, podwyżki płacy minimalnej i podniesienie najsłabiej zarabiających, wzrost dochodu rozporządzalnego gospodarstw domowych, niskie bezrobocie, trochę lepszy rynek pracy, solidny wzrost gospodarczy i wzrost płac w gospodarce narodowej, odzyskanie przez państwo inicjatywy na wielu polach gospodarki. To nie jest wcale tak mało.
Inflacja, pandemia i tarcze antykryzysowe
Oczywiście liberalne elity medialne nigdy tego nie uznały i nie uznają. O tym nie usłyszycie w TVNie i nie przeczytacie w Wyborczej. A jeśli nawet uznają, to półgębkiem i gdzieś między wierszami. Zawsze z jakimś jakimś „ale”. Tylko, że PiS nie bardzo musi się tymi grymasami opinii publicznej już aż tak bardzo przejmować. Bo tu też zaszła zmiana. Raz, że Kaczyńskiemu i jego ludziom udało się w praktyce przełamać monopol medialny antyPiSu, co pozwala rządowi snuć swoje kontrnarracje wobec wszystkich obecnych od 2015 roku opowieści o „drugiej Grecji, trzeciej Wenezueli i piątej Korei”. A dwa, że przez tych parę ostatnich lat te wszystkie opowieści o „drugiej Grecji i trzeciej Wenezueli..” jednak się nie sprawdziły. Co mocno ograniczyło wiarygodność tych wszystkich, którzy je snują. Innymi słowy: heroldzi „drugiej Grecji” nadal będą mówić swoje. Ale tych, co ich słuchają z otwartymi ustami jest już dalece mniej niż kiedyś.
Po drugie, PiS pokazał w tych ostatnich latach, że umie dość sprawnie korzystać z narzędzi polityki ekonomicznej. I czyni to zazwyczaj po to, by osłaniać ludziom skutki kolejnych napięć i kryzysów.
Płace muszą rosnąć szybciej!
Tak było w czasie pandemii, która miała przecież zmieść rządzących z powierzchni ziemi. Ale nie zmiotła. Również dlatego, że PiS wykuł jednak swoje antykryzysowe tarcze. Te tarcze można krytykować za milion rzeczy. Ale swój podstawowy cel spełniły. Sprawiły, że koniec świata nie nastąpił. A pocovidowe spowolnienie było krótkie i należało do najpłytszych w Europie. W tej sytuacji trudno doprawdy zrozumieć, na jakiej podstawie antyPiS zakłada, że inflacja to już na pewno zmiecie Kaczyńskiego. Bo przecież nie myślą chyba, że PiS będzie siedział z założonymi rękoma czekał na rozwój wypadków. 13. czy 14. emerytury, wakacje kredytowe już wjechały. A wjedzie jeszcze wiele rozwiązań antykryzysowych. To więcej niż pewne.
Po trzecie, opozycja zakłada, że uda się przekonać Polaków jakoby obecne spowolnienie i inflacja były karą za grzechy PiS z lat poprzednich. Ale to będzie przecież bardzo trudno udowodnić. Wszak nawet najbardziej zatwardziali antyPiSowcy podłączeni 24 godziny na dobę do przekazów dnia TVNu czy TOK FM nie żyją na innej planecie. Nawet oni wiedzą, że obecna inflacja i spowolnienie ma charakter ogólnoświatowy. Sięgający od USA po Unię Europejską. I naprawdę trudno w tej sytuacji stworzyć niewywrotne wrażenie, że rekordowa inflacja w Stanach albo w Niemczech to „wina Glapińskiego i Morawieckiego”.
"Zielona wyspa" 2.0
Po czwarte, bardzo możliwe, że akurat Polska przejdzie przez ten ogólnoświatowy kryzys lepiej od reszty Zachodu. Wtedy będziemy mieli sytuację jak z „zieloną wyspą” Donalda Tuska. A pamiętajmy, że w 2011 roku Tusk wygrał wybory. Choć przecież ludzie mieli za sobą spowolnienie i kryzys z lat 2009-2010.
Po piąte wreszcie opozycji antypisowskiej nie pomaga, że jest intelektualnie wyjałowiona. A na polu gospodarczym widać to szczególnie dobrze. Spójrzcie na pomysły Donalda Tuska które wywołały ostatnio najwięcej szumu. Prócz tych zagranych ewidentnie pod grono swoich największych gruppies („wyprowadzimy Glapińskiego z NBP”!) mamy tam głównie pomysły podkradnięte lewicy. Takie, jak skrócenie czasu pracy albo rozwój mieszkalnictwa. W polityce nie ma oczywiście nic złego w podkradaniu. Ale trzeba to co się podkrada łączyć z pewnymi własnymi fundamentami. Gdy takich fundamentów brak lub gdy są chybotliwe, to nawet najlepszy rabuś będzie tylko rabusiem. A nie wizjonerem zdolnym porwać za sobą ludzi.
Rafał Woś
Czytaj także:
Polska chce mieć najwięcej HIMARS-ów w Europie. "To zmieni naszą sytuację strategiczną"
PKO BP ma dobrą wiadomość. Lipiec może być pierwszym takim miesiącem od dawna
Komisja Europejska przyjęła projekt nowych sankcji wobec Rosji
Rafał Trzaskowski chory na koronawirusa. "Nie lekceważcie COVID-u"
Polska nadrabia braki po czołgach wysłanych na Ukrainę. Kupi Abramsy od USA
Inne tematy w dziale Polityka