Pracownicy się skarżyli, władze nic nie robiły
We wtorek 24 maja wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska rozwiązało z Tomaszem Lisem umowę w trybie natychmiastowym. Opinii publicznej nie przedstawiono przyczyn. Po zwolnieniu pojawiły się medialne doniesienia, że może chodzić o mobbing bądź inne negatywne zachowania.
Podwładni od lat alarmowali o jego przemocowych zachowaniach - wynika z ustaleń Wirtualnej Polski. Dziennikarze portalu rozmawiali z kilkudziesięcioma osobami, które pracują, pracowały lub miały kontakt z Tomaszem Lisem w ostatnich latach jego kierowania "Newsweekiem". Wszystkie potwierdzały różnego rodzaju zachowania Tomasza Lisa mogące mieć cechy mobbingu. Chodzi o poniżanie, wyśmiewanie, wulgarne, chamskie i seksistowskie odzywki, naruszanie integralności cielesnej kobiet.
Informacje o zachowaniu naczelnego "Newsweeka" trafiały zarówno do HR, jak i do przedstawicieli związków zawodowych w RASP, ale nikt nie zdecydował się złożyć oficjalnej skargi w obawie przed "zemstą" ze strony Tomasza Lisa. Mariusz Kotowski, przewodniczący NSZZ "Solidarność" w RASP przekazał niepokojące informacje szefowi działu prawnego RASP Jakubowi Kudle oraz szefowi komisji antymobbingowej w wydawnictwie, ale sprawa utknęła.
Marcin Terlik, członek prezydium komisji zakładowej związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza w RASP zapewnia, że po wpłynięciu zgłoszenia zachęcał autora pisma do "zgłoszenia sprawy władzom firmy, proponując nasze wsparcie i udział w procedurze".
Najgorsze były kolegia redakcyjne
Wirtualna Polska cytuje oświadczenie jednej z pracownic, która nie zdecydowała się na ujawnienie nazwiska: "Mam poczucie beznadziejności całej sytuacji. Wydaje mi się, że próbowałam już wszystkiego i nic nie przyniosło poprawy. Wręcz przeciwnie, jest coraz gorzej". I dodaje, że "szef chętnie i często mówi, że jak się komuś nie podoba, to może wypierdalać" - czytamy.
Dziennikarka opisuje, że najtrudniejszym momentem w pracy z Tomaszem Lisem były poniedziałkowe kolegia, podczas których omawiano ostatni numer i planowano kolejne wydanie. Wszystko zależało od tego, w jakim szef będzie humorze. Jeśli w dobrym, opowiadał sprośne dowcipy i zachowywał się wulgarnie, np. zaglądał kobietom w dekolty. Jeśli w złym, to wyśmiewał każdy zgłaszany temat i upokarzał pracowników. Autorka zgłoszenia przyznaje, że często płakała po tych kolegiach, a raz doznała ataku paniki.
- Tomek nie potrafi wydobywać tego co dobre z ludzi. Jest egotykiem zakochanym w sobie i przekonanym o swojej wybitności. Inni nie sięgają jego poziomu, więc ciągle jest rozczarowany ich postawą - opowiada jeden z byłych dziennikarzy "Newsweeka". Inny dodaje: - Jego wypowiedzi na kolegium byłyby szokujące dla czytelników. Wizerunek, który pokazywał na zewnątrz, nijak się ma do tego, co my widzieliśmy na co dzień.
Tomasz Lis zaprzecza zarzutom
"Nikogo nie poniżałem, do nikogo nie odnosiłem się pogardliwie. Jednym z elementów pracy naczelnego jest konstruktywna krytyka, a moje uwagi były podyktowane wyłącznie dobrem pisma i interesem czytelników. Krytyka nie była w żaden sposób związana z tym, czego dotyczył temat, a wynikała jedynie z jakości propozycji" - odpowiedział na pytanie dotyczące sposobu prowadzenia kolegiów redakcyjnych.
ja
Czytaj także:
Miedwiediew opisał "zagranicznych kolegów". Zaatakował Kaczyńskiego i Morawieckiego
Rada Europejska podjęła decyzję. Ukraina i Mołdawia kandydatami do UE
Kaczyński wskazał po nazwisku winnego fiaska Polskiego Ładu. To były wicepremier
Komentarze
Pokaż komentarze (51)