Przy okazji pozyskania pieniędzy z planu odbudowy czekają nas miesiące sporów, konfliktów. Dotyczyć będą zarówno spraw praworządności, za której naruszenia rządzących spotykała krytyka ze strony opozycji, jak i spraw samego wykorzystania tych środków. Do Polski trafią naprawdę niebagatelne środki. To jak zostaną wykorzystane, na pewno będzie tematem sporu – mówi Salonowi 24 Jan Rulewski, legendarny działacz opozycji w okresie PRL, były senator Platformy Obywatelskiej.
Pieniądze z KPO będą nam przyznane. Czy to koniec wielkiego zamieszania, czy przeciwnie, jeszcze będą wokół tego rozmaite tarcia i problemy?
Jan Rulewski: Oczywiście to bardzo dobra i ważna wiadomość. Ale nie sądzę, by tarcia znikły. Różne zwirowania będą. Są one rzeczą naturalną, choć nie do końca logiczną. Bo natura nie zawsze jest logiczna. Na przykład świat doświadcza powodzi, huraganów. Są to zjawiska naturalne, choć i nielogiczne. Tak samo tutaj, przy okazji pozyskania pieniędzy z planu odbudowy czekają nas miesiące sporów, konfliktów. Dotyczyć będą zarówno spraw praworządności, za której naruszenia rządzących spotykała krytyka ze strony opozycji, jak i spraw samego wykorzystania tych środków. Do Polski trafią naprawdę niebagatelne środki. To, jak zostaną wykorzystane, na pewno będzie tematem sporu.
Przeczytaj też:
Komisja Europejska o statusie Ukrainy w akcesji do UE. Jest wyraźny postęp
Kluczową kwestią będzie i wykorzystanie tych środków i temat praworządności – Unia nie zamierza odpuszczać Polsce zmian w tym zakresie. Ale czy akurat w tej sprawie rząd z opozycją mogłyby się dogadać?
Oczywiście, że gdy te środki trafią do Polski, to cały kraj na tym korzysta. Ale jest rzeczą oczywistą, że zarówno rząd, jak i opozycja będą szukały takich sposobów wydania tych środków, które im się najbardziej opłacą. I otoczenie opozycyjne będzie domagać się realizacji takich projektów, które będą na rękę opozycji, a otoczenie rządowe takich, które będą zgodne z interesem rządu. Idealnie, jeśli przy okazji skorzysta na tym ogół społeczeństwa. Wiemy jednak doskonale, że gdy wchodzi w grę interes rozmaitych środowisk politycznych, dobro wspólne potrafi na tym cierpieć.
Nawet zakładając maksimum dobrej woli po obydwu stronach sporu, to rząd rozumieć może dobro wspólne jako wielkie centralne projekty, opozycja jako wsparcie samorządu. Trudno chyba znaleźć projekt, co do którego wszyscy byliby zgodni?
Gdy kilka lat temu premier Mateusz Morawiecki przedstawiał program zrównoważonego rozwoju, zachwycił mnie fragment mówiący o produkcji samochodów elektrycznych w Polsce. Dziwię się, że jest on tak bardzo w powijakach. Przecież niebawem Unia zakaże produkcji typowych aut benzynowych – to wymogi związane z ekologią. I wytworzy się nisza właśnie w segmencie samochodów elektrycznych. Pomysł ścigania się z producentami tradycyjnych pojazdów byłby nierealny. Segment aut elektrycznych to nisza, w którą można wejść. I właśnie ogromne pieniądze z KPO dają szansę, by pokryć niezbędne koszty. I można to zrobić ponad podziałami politycznymi.
Przeczytaj też:
Nie wszyscy spełniają swoje obietnice wobec Ukrainy. "Polska ich dotrzymuje"
Ks. Isakowicz-Zaleski po tragedii w Jordanowie: Miejscem dla dzieci nie DPS, ale rodzina
Inne tematy w dziale Polityka