W Wenezueli Hugo Chavez próbując zwalczać inflację przez dodrukowanie pieniądza doprowadził do inflacji na poziomie dwudziestu milionów procent. Wszystko przed nami. Oczywiście mimo wszystko uważam, że nasi rządzący są na tyle rozsądni, że do takiego poziomu nie dojdzie. Ale do dwucyfrowej inflacji na wysokim poziomie, może dojść. Dla przypomnienia Turcja miała taki poziom inflacji jak my obecnie. Dziś poziom ten wynosi około siedemdziesięciu procent – mówi Salonowi 24 prof. Witold Orłowski, ekonomista, były doradca prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego.
Znów mamy bardzo wysoki poziom inflacji. Co z tego wynika?
Prof. Witold Orłowski: To, że inflacja rośnie, nie jest niczym zaskakującym. Wszyscy już dawno przewidywali, że wskaźnik inflacji będzie rosnąć przynajmniej do lata. Więc to, że tak się dzieje, to nie jest żadna wiadomość. Problem leży w czymś zupełnie innym. Nie są podejmowane wystarczające kroki, by z tym problemem skutecznie walczyć.
Przeczytaj też:
„Tusk wie, że pierwszy kryzys oznacza utratę pozycji. Trzaskowski czekać nie będzie”
Nie do końca – Narodowy Bank Polski prowadzi przecież politykę podnoszenia stóp procentowych. Niekorzystną dla kredytobiorców, ale mającą właśnie zdławić inflację.
Jak do tej pory bank centralny faktycznie zaczął w umiarkowany sposób walczyć z inflacją. Ale rząd nie zmienił ani na jotę polityki, która nas do tego problemu doprowadziła. Polityki prowadzonej nie od roku, dwóch, ale od sześciu, siedmiu lat.
Rząd argumentuje – nie bez racji – że za poziom inflacji i drożyznę odpowiada sytuacja międzynarodowa, wojna za naszą wschodnią granicą, galopujące ceny paliw?
Rząd ma oczywiście rację mówiąc, że za sytuację w dużej mierze odpowiada prezydent Rosji Władimir Putin. Ale odpowiedzmy sobie na pytanie, jaki byłby wskaźnik inflacji, gdyby do inwazji na Ukrainę nie doszło. Nie wynosiłby trzynaście, czy czternaście proc., tylko dziesięć. A więc też bardzo dużo. I kluczowe dziś jest nie to, ile ta inflacja będzie wynosić za kilka miesięcy. Zapewne jeszcze urośnie, dojdzie do dwudziestu proc. Główne pytanie brzmi, czy rząd zmieni swoją politykę. Jeśli nie, to obawiam się, że w drugiej połowie roku będziemy mieli do czynienia z inflacyjną katastrofą.
A na czym taka inflacyjna katastrofa polega?
Na ukształtowaniu się spirali inflacyjnej, inflacji przyśpieszającej. Nawet jeśli wtedy zniknie główny czynnik – wojna, wzrost cen ropy, i tak inflacja z nami zostanie i będzie na stale wysokim poziomie. Dwunastu proc., może nawet więcej. Katastrofa byłaby tym bardziej bolesna, że przez dziesięć lat toczyliśmy walkę o to, by inflację obniżyć, by była na niskim poziomie. By bank centralny zyskał wiarygodność, by zniknęły oczekiwania inflacyjne. To znaczy by ludzi przyzwyczaić, że ta inflacja jest niewielka. Jeśli teraz pojawi się spirala inflacyjna, to za jakiś czas znów trzeba za cenę ciężkiej recesji z niej wychodzić. Przypomnę, że aby wyjść z poprzedniej wielkiej inflacji, dwadzieścia kilka lat temu, stopy procentowe wynosiły ponad dwadzieścia procent, a do tego zmagaliśmy się z recesją.
Nie brak wśród publicystów głosów, że może być gorzej.
Oczywiście, że są gorsze katastrofy. W Wenezueli Hugo Chavez próbując zwalczać inflację przez dodrukowanie pieniądza, co w znacznie mniejszej skali robi obecny polski rząd, doprowadził do inflacji na poziomie dwudziestu milionów procent. Wszystko przed nami. Oczywiście mimo wszystko uważam, że nasi rządzący są na tyle rozsądni, że do takiego poziomu nie dojdzie. Ale do dwucyfrowej inflacji, być może na wysokim poziomie, może dojść. Dla przypomnienia – ponad rok temu Turcja miała taki poziom inflacji jak my obecnie. Dziś ma inflację na poziomie siedemdziesięciu procent. Oficjalnie, bo większość analityków szacuje, że może to być poziom nawet dwukrotnie wyższy.
Przeczytaj też:
"Absolutnie nie ma mowy o zgodzie. Wkrótce Ziobro znów zacznie podgryzać PiS"
"Ukraina nie przegrywa. Większym zagrożeniem od rakiet Putina jest brak jedności Zachodu"
Inne tematy w dziale Gospodarka