Absolutnie nie można mówić o zakończeniu konfliktu. Jest co najwyżej chwilowe zawieszenie broni, krótkotrwały kompromis. Moim zdaniem do porozumienia PiS i Solidarnej Polski nie dojdzie – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.
Gdy rozmawialiśmy ostatnio mówił Pan o konflikcie w Zjednoczonej Prawicy. W tym tygodniu okazało się, że jednak jest porozumienie. Poparcie dla KPO. To faktycznie koniec wojny w ramach koalicji rządzącej?
Prof. Antoni Dudek: Absolutnie nie można mówić o zakończeniu konfliktu. Jest co najwyżej chwilowe zawieszenie broni, krótkotrwały kompromis. Faktyczne zakończenie tej wojny między Prawem i Sprawiedliwością a Solidarną Polską byłoby wtedy, gdyby okazało się, że Zjednoczona Prawica startuje w wyborach parlamentarnych wspólnie. A sygnałem, że jest takie porozumienie byłoby uroczyste ogłoszenie wspólnej listy. Moim zdaniem jednak do tego porozumienia trwałego nie dojdzie. A skoro nie dojdzie, to Solidarna Polska niebawem zacznie podchody, podgryzanie, atakowanie większego koalicjanta. Po to, by podkreślać swoją odrębność.
Przeczytaj też:
Gronkiewicz-Waltz usłyszała nietypowe pytanie. Chciałaby być honorową obywatelką
Prof. Gut o małpiej ospie: Zawsze trzeba się bać. To nie jedyna taka choroba
Jeszcze niedawno wydawało się jednak, że jeśli do rozłamu w Zjednoczonej Prawicy faktycznie dojdzie, partia Zbigniewa Ziobry pójdzie z jednej listy z Konfederacją. Tymczasem to ugrupowanie ma ogromne problemy wewnętrzne. A sami ziobryści też chyba raczej nie mają większych szans?
W związku z tym, że Konfederacja faktycznie uległa dezintegracji, można sobie wyobrazić scenariusz, w którym część narodowa z Bosakiem, Winnickim odchodzi z Konfederacji i zaczyna rozmowy z Ziobrą, który ma świadomość, że nie ma czego szukać w PiS. I powstaje jakaś koalicja solidarnopolsko-narodowa. Tu jest jeden problem. Czy przywódcy tacy jak Krzysztof Bosak i Robert Winnicki zgodzą się na przywództwo Zbigniewa Ziobry. A z kolei lider Solidarnej Polski może mieć problem z dzieleniem się władzą z politykami o znacznie mniejszym dorobku.
Nie oszukujmy się, dorobek dwukrotnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego jest dużo większy niż panów Bosaka i Winnickiego. Z drugiej strony, jeśli wszyscy trzej zobaczą, że grozi im anihilacja z Sejmu, a to właśnie będzie im grozić przy samodzielnym starcie, to mogą jednak zdecydować się na rozmowy. Szczególnie, że w przypadku utraty władzy przez PiS Zbigniewowi Ziobrze może grozić coś znacznie więcej. Brak mandatu poselskiego oznaczać będzie dla niego brak immunitetu poselskiego. A to w przypadku zmiany władzy i przejęcia prokuratury przez przeciwników Ziobry, może oznaczać dużo większe kłopoty niż brak zatrudnienia. Więc nie wykluczam, że będzie miał motywację silną by się dogadać z Winnickim i Bosakiem. Czy do tego dojdzie – nie wiem. Widać, że jest interes obu stron.
Ale w polskiej polityce bywało już tak, że był wspólny interes, a do porozumienia nie dochodziło. Ziobro gra na dwa fortepiany i najpewniej prowadzą jego wysłannicy jakieś rozmowy. Ale siłą rzeczy kulisów nie znamy. A wszystko to będzie się klarować tuż przed wyborami. Zakładając, że odbędą się one w konstytucyjnym terminie, czyli jesienią przyszłego roku, to gdzieś za rok zacznie się wszystko rozstrzygać. Chyba, że dojdzie do wcześniejszych wyborów parlamentarnych, bądź do zmiany ordynacji wyborczej. Ale każda zmiana ordynacji promująca większe ugrupowania będzie dla Ziobry skrajnie niekorzystna. Najpewniej będzie blokował tego typu rozwiązanie bardziej zażarcie niż zmiany w Sądzie Najwyższym.
PiS liczy na pieniądze z Brukseli i zapowiada kolejne socjalne transfery. Minister Jacek Sasin mówi o „niemieckim poziomie życia”. Tylko, czy to dosypywanie non stop faktycznie jeszcze przyniesie pożądany efekt, czy przeciwnie, te wszystkie programy typu 500 plus, czternastki, już się przejadły i na wyborców nie zadziałają?
Faktycznie formacja rządząca ma tu problem, jej liderzy się głowią nad tym co zrobić, by nie tylko utrzymać tych wyborców, którzy są, ale odzyskać też tych, których PiS utracił. Te programy typu czternasta emerytura będą coraz mniej skuteczne, bo do ludzi coraz bardziej dociera, że z jednej strony dostają pieniądze, z drugiej zabiera im je inflacja i galopujące ceny. Jedno jest pewne – na samych obietnicach socjalnych nie da się wygrać wyborów. Sztabowcy stoją przed ogromnym wyzwaniem. Szczególnie, że elektorat PiS może się zmniejszyć poniżej 30 proc. za sprawą inflacji.
Ekonomiści zapowiadają nawet wzrost inflacji nie do kilkunastu, ale kilkudziesięciu procent. PiS miałby ogromny problem. A nie ulega wątpliwości, że PiS nie ma pomysłu na zdławienie inflacji. Słowa minister Maląg, że odpowiedzią na inflację jest czternasta emerytura, przejdą do historii. Bo to propozycja gaszenia ognia benzyną. To będzie miało efekt w postaci wzrostu cen. Podejrzewam, że jedyne na co liczą rządzący, to pieniądze z Unii, oraz środki z USA za wsparcie uchodźców. Innych pomysłów nie widzę. A pamiętajmy, że jest jeszcze możliwe spowolnienie gospodarcze, które w połączeniu z inflacją dla rządzących byłoby podwójnym nelsonem, z którym żaden rząd nie jest w stanie sobie poradzić.
Trwają dyskusje o przyszłości opozycji. Coraz więcej jest sygnałów, że Amerykanie stawiają bardziej niż na Donalda Tuska na Rafała Trzaskowskiego. W tle są debaty o tym, czy powinna iść jedna lista przeciwko PiS, czy więcej. Czy faktycznie może nastąpić jeszcze zmiana lidera opozycji?
Nie ulega wątpliwości, że obecna administracja amerykańska bardziej stawia na Platformę Obywatelską i opozycję niż PIS, bo partia rządząca tak mocno grała na Donalda Trumpa, że dla ekipy Bidena jest to nie do przyjęcia. Wyjątek Amerykanie robią dla Andrzeja Dudy. Wydaje się, że to jest podyktowane nie tylko pewnymi działaniami prezydenta, np. wetem ws. Lex TVN, ale też chęcią ułożenia odpowiednich relacji przyszłego niepisowskiego rządu z głową państwa.
Co do sporów wewnątrz opozycji, to są podmioty takie jak ruch Szymona Hołowni, a także wiele samorządów, które nie chcą widzieć na czele opozycji Donalda Tuska. I zdecydowanie bliżej im do Rafała Trzaskowskiego. Tu bez wątpienia szykuje się ciekawa rozgrywka. Bo nie ulega wątpliwości, że Donald Tusk jest dużo twardszym zawodnikiem niż Szymon Hołownia, czy Rafał Trzaskowski.
Ale ma od prezydenta Warszawy dużo mniejsze aktywa. W zasadzie jedyne, co mu się udało po powrocie do polskiej polityki, to powstrzymanie korozji Platformy Obywatelskiej. Nie udało mu się zostać liderem całej opozycji, ani też nakłonić innych graczy po stronie opozycyjnej do ścisłej współpracy.
Czy w takim razie większych szans jako lider nie miałby raczej Rafał Trzaskowski?
Mówiłem to wielokrotnie. Uważam, że Platforma Obywatelska zrobiła wielki błąd wymieniając Borysa Budkę na Tuska, a nie Rafała Trzaskowskiego. Owszem, były premier jest bardzo popularny. Ale w twardym elektoracie. W elektoracie innych partii opozycyjnych jest bardzo niepopularny. W odróżnieniu od prezydenta stolicy.
Za Tuskiem stała jedynie legenda pogromcy PiS-u i stanowisko w Brukseli. I ogromny elektorat negatywny. Za Rafałem Trzaskowskim stała osobista popularność, świetny wynik w wyborach prezydenckich, zarządzanie Warszawą. Platforma wzięła na lidera zużytego polityka i płaci za to wysoką cenę. Natomiast wracając do pytania – Rafał Trzaskowski ma problem bo brakuje mu pewnej twardości, której Tuskowi odmówić nie sposób. Prezydent Warszawy popełnił dwa wielkie błędy. W wyborach prezydenckich nie wziął udziału w debacie w Końskich. Nie stanął do konfrontacji z prezydentem Dudą.
Potem, gdy Tusk ogłosił powrót Trzaskowski najpierw powiedział, że będzie walczył o funkcję lidera partii. A potem pod wpływem różnych namawiaczy się wycofał. Należało powiedzieć „ja jestem przyszłością, a Tusk zasłużoną, ale przeszłością PO”. Może by wygrał. I teraz też pytanie, czy będzie w stanie wykonać jakiś odważny krok.
Jakie działania mógłby podjąć prezydent stolicy?
Za Trzaskowskim chodzą różni ludzie, którzy namawiają go, by poszedł na konfrontację, dogadał się z Hołownią. Ale wszystko wskazuje na to, że on nie chce przejąć władzy w PO, jednoczyć opozycji, bardziej zależy mu na kandydowaniu na prezydenta w 2025 roku. W takim razie PO będzie skazana na przywództwo Tuska. I kluczowe będzie, czy były premier stworzy z kimś mocną koalicję.
Na jednym biegunie jest jedna wspólna lista, na drugim cztery odrębne listy, które będą miały dużo głosów, ale niewystarczającą liczbę mandatów, by odsunąć PiS od władzy. Ale jest za wcześnie by cokolwiek prognozować. Jak będą wyglądały nastroje społeczne. Jaka będzie inflacja i ceny, jak będzie wyglądać poparcie dla PiS. Dziś polska polityka stoi na rozdrożu.
Przeczytaj też:
PiS podejmie kluczowe decyzje w symbolicznym dniu. Chodzi o ważną rocznicę
Rosyjski generał przewiduje długą wojnę. "Myśleliśmy, że przywitają nas kwiatami"
Inne tematy w dziale Społeczeństwo