Były premier doskonale zdaje sobie sprawę, że pierwszy większy kryzys będzie go kosztować strategicznym osłabieniem wpływów. Nawet gdyby pozostał liderem Platformy, to Rafał Trzaskowski może wyskoczyć gdzieś ponad. I Donald Tusk nie może już wykonać kroku w tył – mówi Salonowi 24 prof. Rafał Chwedoruk, politolog Uniwersytet Warszawski.
Trwa niekończący się serial pt. jednoczenie opozycji. Donald Tusk uparcie domaga się jednej listy. Pozostali politycy są bardziej sceptyczni. Nie brak opinii, że jedna lista byłaby ryzykiem, bo odstraszałaby wyborców przeciwległych skrzydeł – konserwatywnego i lewicowego. Czy te wezwania Tuska do jedności to gra pod twardy elektorat, czy faktycznie były premier wierzy w jedną listę opozycji?
Prof. Rafał Chwedoruk: Wydaje się, że w najbliższych wyborach parlamentarnych szansa na zwycięstwo jednej listy opozycyjnej byłaby większa niż w poprzednich głosowaniach. Z prostego powodu – poparcie dla opozycji jest constans, a poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości jednak spadło. Więc w tym kontekście postulat stworzenia jednego, wspólnego bloku opozycyjnego nie jest wcale tak odrealniony, jakby się to wydawało. Natomiast realizacja tego postulatu będzie bardzo trudna. Dlatego to, czy taki blok powstanie nie jest przesądzone. Zależy od sondaży. Jeśli na kilka miesięcy przed wyborami zjednoczona opozycja będzie mieć powyżej pięciu procent przewagi nad PiS, wtedy szansa na stworzenie wspólnej listy wzrośnie. Jeśli przewaga będzie mniejsza, zmaleje.
Przeczytaj też:
Gronkiewicz-Waltz usłyszała nietypowe pytanie. Chciałaby być honorową obywatelką
Czy trudności w powołaniu takiego wspólnego bloku wynikają z ambicji liderów poszczególnych formacji, którzy nie bardzo chcą dogadać się z Koalicją Obywatelską, czy może z faktu, że KO nie jest w stanie ustąpić miejsca mniejszym podmiotom, jak Lewica, Polska 2050, czy Polskie Stronnictwo Ludowe?
Największym problemem przy tworzeniu takiej koalicji wcale nie będą ambicje czy opór poszczególnych liderów. Tak naprawdę największym kłopotem jest osoba Donalda Tuska, jako potencjalnego przewodniczącego. Były premier jest postacią wyrazistą. I odegrał pozytywną rolę w Platformie Obywatelskiej. Jego powrót uratował tę partię przed całkowitym upadkiem. Pomógł wyjść na pierwsze miejsce wśród ugrupowań opozycyjnych. Ale nie stał się liderem całej opozycji. A dla pozostałych partii, ale też ich elektoratów może być trudny do zaakceptowania jako lider całej opozycji. Jest tez drugi istotny element. Zmieniają się kontury w polityce międzynarodowej. Czołowe postaci Europejskiej Partii Ludowej, a Donald Tusk przynajmniej w sferze symbolicznej do nich należał, po zmianie polityki Stanów Zjednoczonych nie mają się najlepiej. Było kilka spektakularnych upadków. To siłą rzeczy osłabia pole manewru lidera Platformy. Drugi czynnik wiąże się z pierwszym. Rafał Trzaskowski nie będzie wiecznie czekać. Utrzymuje duże poparcie w sondażach ogólnokrajowych. Cieszy się dużym poparciem jako prezydent Warszawy, badania opinii wskazują, że kolejne wybory wygrałby zdecydowanie. Nieznacznie przegrał wybory na prezydenta RP z Andrzejem Dudą. W dodatku widać bardzo dobre relacje Rafała Trzaskowskiego z politykami amerykańskimi i to z obu partii, demokratycznej i republikańskiej.
Co to w praktyce oznacza dla Donalda Tuska?
Były premier doskonale zdaje sobie sprawę, że pierwszy większy kryzys będzie go kosztować strategicznym osłabieniem wpływów. Nawet gdyby pozostał liderem Platformy, to Rafał Trzaskowski może wyskoczyć gdzieś ponad. I Donald Tusk nie może już wykonać kroku w tył, musi przeć do jednej listy. To taki moment, gdy nie ma szans na samoograniczenie, nie ma takich możliwości jak wtedy, gdy był szefem Platformy po raz pierwszy.
Przeczytaj też:
Prof. Gut o małpiej ospie: Zawsze trzeba się bać. To nie jedyna taka choroba
PiS podejmie kluczowe decyzje w symbolicznym dniu. Chodzi o ważną rocznicę
Rosyjski generał przewiduje długą wojnę. "Myśleliśmy, że przywitają nas kwiatami"
Inne tematy w dziale Społeczeństwo