Martwi i niepokoi mnie to, że do wspólnej listy opozycji jest wciąż daleka droga. Mówi się o niej wiele, ale nie zostały podjęte na razie żadne kroki w kierunku realizacji tego pomysłu. A czasu jest coraz mniej – mówi Salonowi 24 Jarosław Wałęsa, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Toczy się w mediach dyskusja o tym, czy opozycja powinna iść jako jedna lista koalicyjna różnych partii, czy może przeciwnie, wystartować powinny trzy, cztery listy, która byłyby wyraziste i trafiały do konkretnego elektoratu?
Jarosław Wałęsa: Myślę, że jest wspólna płaszczyzna do rozmów o wspólnej liście opozycyjnej. Jest kilka tematów jednoczących, które mogłyby doprowadzić do utworzenia wspólnej listy i programu, który pozwoliłby w przyszłym Sejmie naprawić te wszystkie rzeczy, które zostały zepsute podczas siedmiu lat rządów Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego pomimo różnic programowych na tym etapie, na którym się znajdujemy powstanie takiej listy jest jak najbardziej realne i pożądane.
Przeczytaj też:
Putin przeszedł poważną operację? Zaskakujące doniesienia brytyjskich mediów
Czy nie obawia się Pan jednak, że wspólna lista doprowadzi do sytuacji, w której lewicowi wyborcy zostaną w domach, bo nie będą akceptować kandydatów bardziej konserwatywnych, a ci bardziej konserwatywni nie zaakceptują lewicy i też do wyborów nie pójdą?
Te różnice są wyraźne, ale należy stworzyć listę kilku, na przykład dziesięciu punktów najważniejszych, w których opozycja się zgadza. Określających, co bezwzględnie należy po przejęciu władzy zmienić. A kwestie różnic by pozostały. Poglądy lewicy, prawicy, czy centrum byłyby kwestią podmiotów, które tę koalicję opozycyjną by tworzyły.
Jest wielu wyborców PiS zawiedzionych polityką Zjednoczonej Prawicy. Chodzi głównie o drobnych przedsiębiorców. Ci wyborcy nie zagłosują raczej na konglomerat samego antypisu. Czy lepszym rozwiązaniem z punktu widzenia opozycji nie byłoby jednak wystawienie także listy pod ten elektorat, bardziej centroprawicowy?
Po pierwsze, uważam, że umiarkowani wyborcy PiS, zawiedzeni polityką tej partii, mogliby znaleźć ofertę dla siebie w sojuszu obecnej opozycji. A tworzenie jakichś nowych bytów na kilkanaście miesięcy przed wyborami uważam za mało sensowne. Poza tym, by coś takiego powstało, potrzeba by było chętnych, by w taką inicjatywę się zaangażować. Nie ma czasu, ludzi, chęci...
Nie obawia się Pan sytuacji, w której jedna lista powstanie, ale mimo to wynik będzie bliski remisowi i albo PiS utrzyma władzę, albo będzie na tyle silną opozycją, że skutecznie tę zróżnicowaną opozycję będzie punktować i szybko władzę odzyska?
Gdybać można, moim zdaniem to nie ma większego sensu. Sondaże wyraźnie pokazują, że właśnie jedna lista miałaby największą szansę na odsunięcie PiS od władzy i wygranie wyborów. A więc tym bym się nie przejmował. Jeśli mnie coś martwi i niepokoi to to, że do wspólnej listy jest wciąż daleka droga. Mówi się o niej wiele, ale nie zostały podjęte na razie żadne kroki, w kierunku realizacji tego pomysłu. A czasu jest coraz mniej. Działać trzeba jak najszybciej.
Wspomniał Pan o kilkupunktowym wspólnym programie, jaki miałaby mieć zjednoczona opozycja. Co powinno być pierwszym krokiem po odsunięciu PiS od władzy?
Przede wszystkim przywrócenie praworządności. Przywrócenie sędziów, którzy zostali zawieszeni. Usprawnienie wymiaru sprawiedliwości. Wprowadzenie nas z powrotem na ścieżkę krajów europejskich. Prowadzącej na Zachód, nie na Wschód, w kierunku którego przybliża nas każdy rok rządów tzw. Zjednoczonej Prawicy. O to walczyły pokolenia Polaków. Trzeba to zrealizować.
Przeczytaj też:
Tusk: Robiłem wszystko, żeby Lotos czy Azoty nie wpadły w ręce Rosjan
Kontrowersyjny pomysł Partii Razem. Polski Kościół go popiera
Inne tematy w dziale Polityka