Wiem, że ambasador swoimi wypowiedziami prowokował. Że emocje są zrozumiałe. Ale Rzeczpospolita wzięła na siebie obowiązek ochrony ambasadora. I z tego obowiązku się nie wywiązała. I nawet jeśli nam się działania ambasadora nie podobają, to trzeba to jakoś rozwiązać. Ale nie możemy sobie pozwolić na to, by tak ważna sfera wymykała się spod kontroli publicznej. Tylko dlatego, że nie mogą się ze sobą dogadać resorty a ministerstwo z prezydentem stolicy. Jeśli taki przekaz pójdzie w świat, to mamy do czynienia z kompromitacją państwa – mówi Salonowi 24 prof. Włodzimierz Marciniak, sowietolog, były ambasador RP w Moskwie.
W Warszawie podczas składania kwiatów doszło do incydentu, podczas którego oblany sztuczną krwią został ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew. Jakie będą konsekwencje tego wydarzenia?
Prof. Włodzimierz Marciniak: Nie chciałbym gdybać. Wydaje mi się, że już z tego co się wydarzyło Rosjanie uzyskali bardzo wiele korzyści. W świat został nadany negatywny komunikat o Polsce, jako kraju, w którym nie są przestrzegane podstawowe zasady Konwencji Wiedeńskiej. Naruszenie cielesności ambasadora innego państwa to bardzo poważna sprawa. Więc pomijając rutynowe działania, które Rosjanie podejmą, będą być może czekać na reakcję naszej strony. I żadnych działań zakulisowych nie będą podejmować.
Przeczytaj też:
Kwiatkowski o ambasadorze Rosji: "Kanalio, kłamiesz!"
Jakie działania oficjalne podejmie strona rosyjska?
To rzeczy oczywiste – wezwanie naszego ambasadora, nota protestacyjna, żądanie ukarania sprawców.
Jak w ogóle doszło do tego incydentu?
Minister Rau powiedział, że to godny ubolewania incydent i źle, że do niego doszło. W pełni się zgadzam. Nie powinno do niego dojść. Ale jednak doszło. A przecież można było go przewidzieć. Miały tu wpływ trzy czynniki. Pierwszy – sama ambasada Rosji mówiła, że ambasador będzie składał kwiaty. Po drugie, była żenująca korespondencja między prezydentem Warszawy a MSZ. Po trzecie wreszcie – miało miejsce zgromadzenie publiczne, na które ktoś wydał zgodę. Przecież było do przewidzenia, że do incydentu może dojść. Do oblania ambasadora farbą przyznała się cudzoziemka. To kto kształtuje naszą politykę – rząd, czy cudzoziemcy korzystający z naszej gościny?
Jednak tu pada też argument, że słowa ambasadora były skandaliczne. Że zaprzeczał rosyjskim zbrodniom, kłamał. Nie brak też głosów, że przecież kilka lat temu został zastrzelony ambasador Rosji w Turcji. Więc do różnych, znacznie poważniejszych akcji wobec dyplomatów dochodzi na całym świecie?
Ja wiem, że ambasador swoimi wypowiedziami prowokował. Że emocje są zrozumiałe. Ale Rzeczpospolita wzięła na siebie obowiązek ochrony ambasadora. I z tego obowiązku się nie wywiązała. I nawet jeśli nam się działania ambasadora nie podobają, to trzeba to jakoś rozwiązać. Ale nie możemy sobie pozwolić na to, by tak ważna sfera wymykała się spod kontroli publicznej. Tylko dlatego, że nie mogą się ze sobą dogadać resorty a ministerstwo z prezydentem stolicy. Jeśli taki przekaz pójdzie w świat, to mamy do czynienia z kompromitacją państwa. Wydaje się, że z tego można wyciągnąć poważne konsekwencje. Skoro mówimy o morderstwie ambasadora Rosji w Turcji. Tam Turcy sprawcę zastrzelili. I teraz Rosjanie będą domagać się kar wobec sprawców oblania farbą ich ambasadora.
Rosja często działa na zasadzie wzajemności. Czy rząd nie powinien jakoś specjalnie zadbać o bezpieczeństwo naszych dyplomatów w Federacji Rosyjskiej?
Ale tu będziemy znów mądrzy po szkodzie. Przecież to, że zbliża się 9 maja, było wiadome. Podobnie jak to, że dyplomaci będą robić różne rzeczy. I oczywiście, że teren powinien być zabezpieczony. Nie wiem, czemu nie był. Natomiast co do zasady odpowiedzi lustrzanej, jak to określają Rosjanie. nie wiem, czy ona nastąpi. Bo Rosjanie mają tyle korzyści z tego warszawskiego incydentu, że nie musza nic robić, tym razem mogą działać zgodnie z Konwencją Wiedeńską. Natomiast Polska nie może ochraniać naszych ambasadorów w Rosji. To zadanie państwa rosyjskiego. Więc szkoda, że o tym wszystkim nie pomyślano wcześniej.
Incydent miał miejsce 9 maja. Jest głośny, ale przed tą datą wydawało się, że będzie o tym dniu głośno z innego powodu. Wielu publicystów, ale i polityków przekonywało, że 9 maja albo Putin ogłosi mobilizację, albo wypowie oficjalnie wojnę, albo nawet użyje jakiejś strasznej broni. Nic takiego nie nastąpiło, było wystąpienie Putina ale bez jakiegoś przełomu?
Dla przebiegu samej wojny data nie ma żadnego znaczenia. I faktycznie publicyści chyba lekko przesadzili. Może nie poddając się propagandzie, co uznając, że w kalendarzu rosyjskim to tak ważna data, że musi się coś stać. Więc dla przebiegu wojny był to taki sam dzień jak poprzedni i następny. Natomiast tego dnia miały miejsce dwa bardzo istotne wydarzenia. Pierwszym było przemówienie prezydenta Ukrainy Wołodimira Żeleńskiego. Podjął on dialog na temat tego, kto jest dziedzicem której strony II wojny światowej. Postawił tezę, że to Rosjanie stali się dziedzicami III Rzeszy. To bardzo ważna teza, nad którą nie należy przechodzić do porządku dziennego. I na pewno to przemówienie było dużo ważniejsze niż słabe, wycofane, defensywne wystąpienie Putina w Moskwie. Jeden z rosyjskich emigracyjnych komentatorów stwierdził nawet, że przemowa prezydenta Rosji to próba przed mową obrończą na procesie. Te słowa „musieliśmy", „wszystkiemu winni są Amerykamnie”, „zostaliśmy zmuszeni" brzmią jak mowa obrończa oskarżonego. Może jest w tych słowach trochę przesady, ale coś jest na rzeczy. A drugie wydarzenie to podpisanie przez prezydenta Joe Bidena ustawy lend lease. To dowodzi, ze pewna koalicja antyrosyjska się ukształtowała, uformowała i działa. Dla przebiegu wojny ma to o wiele większe znaczenie niż przebieg parady na Placu Czerwonym.
Przeczytaj też:
Pobicie za pobicie. Historia pokazuje, do czego zdolna jest Rosja, gdy trzeba odpowiedzieć
Szef MSZ Ukrainy: jeśli nie staniemy się kandydatem do UE, uznamy, że Europa nas oszukuje
Inne tematy w dziale Polityka