Mam nadzieję, że polska gospodarka jest dość dobrze przygotowana, znacznie lepiej, niż podobno niezwykle silne gospodarki krajów zachodnich. Jesteśmy mniej uzależnieni energetycznie, nad czym rząd PiS usilnie pracował. Nastąpi bez wątpienia osłabienie pozycji Niemiec, które siłą militarną i polityczną nie dysponują. W dodatku jesteśmy świadkami kompromitacji polityki zagranicznej Niemiec, o czym piszą bardzo gorzko tamtejsze media - mówi w wywiadzie z Salonem 24 prof. Zdzisław Krasnodębski, europoseł PiS.
W rozmowie w Polskim Radiu powiedział Pan, że Unię Europejską czeka daleko idąca rekonfiguracja. Że skończy się dominacja poszczególnych państw, na przykład Niemiec. Z czego te zmiany wynikają, jak w szczegółach mogą wyglądać?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Będzie to wynikiem zmian gospodarczych i geopolitycznych w Europie. Przede wszystkim po 24 lutego i ataku Rosji na Ukrainę Europejczycy dostrzegli, że liczy się jednak siła, także militarna. Nie wystarczą dyplomacja, ani miękka siła, którą cechować miała Unię Europejską. Nastąpi bez wątpienia osłabienie pozycji Niemiec, które siłą militarną i polityczną nie dysponują. W dodatku jesteśmy świadkami kompromitacji polityki zagranicznej Niemiec, o czym rozpisują się bardzo gorzko tamtejsze media.
Również działalność Francji niekoniecznie zadowala te państwa, które żądają twardej i zdecydowanej polityki wobec Rosji. Wreszcie, sama Unia Europejska nie spełnia do końca swoich zadań, nie była dotąd w stanie przyjąć skutecznego pakietu sankcji. Czeka nas więc głęboka zmiana i jeśli chodzi o pozycje poszczególnych państw w Unii, i jeśli chodzi o hierarchię autorytetów i funkcjonowanie samej wspólnoty.
Przeczytaj też:
Pawłowicz chce "żeby ta cała Unia zniknęła z powierzchni ziemi". Beata Szydło odpowiada
Jak zmiany, o których Pan mówi, wpłyną na sytuację Polski?
Mam nadzieję, że polska gospodarka jest dość dobrze przygotowana, znacznie lepiej, niż podobno niezwykle silne gospodarki krajów zachodnich. Jesteśmy mniej uzależnieni energetycznie, nad czym rząd Prawa i Sprawiedliwości usilnie pracował, wreszcie samowystarczalni żywnościowo, co też jest bardzo istotne.
Myślenie o tym, że interesy narodowe i własne bezpieczeństwo są podstawą polityki, przynosi dziś pozytywne skutki. Nie oznacza to oczywiście, że czas, w który wchodzimy, nie będzie trudny. Bo będzie niezwykle trudny. Ale jest szansa, że z uwagi na to, iż jesteśmy znacznie lepiej przygotowani strategicznie, mentalnie i militarnie, wyjdziemy z tego okresu umocnieni.
Nie mniej istotne są dyskusje o samej Unii Europejskiej. Jedni postulują budowę federacji, inni twierdzą, że Unia wkrótce się rozpadnie. Nie brak też głosów, że UE pozostanie jako wspólnota międzynarodowa, ale w jej ramach tworzyć się będą dodatkowe sojusze, na przykład wzmocni się koalicja Trójmorza. Jaki wariant jest Pana zdaniem najbardziej prawdopodobny?
Wydaje mi się, że najbardziej realny jest ten trzeci wariant. Owszem, pojawiają się usilne próby, by zbudować już nawet nie federację, składające się z równorzędnych członów, ale scentralizowane państwo, w którym niektóre kraje będą w ogóle zmarginalizowane. I wiemy, że koncepcja takiego państwa, Bundesstaat jest zapisana w umowie koalicyjnej partii, tworzących rząd Republiki Federalnej Niemiec.
Myślę jednak, że te plany nie zostaną zrealizowane, ponieważ ich autorzy nie biorą pod uwagę dużego oporu społeczeństw w poszczególnych krajach Unii. Z drugiej strony, nie sądzę też, by nastąpił całkowity rozpad Unii Europejskiej. Najbardziej prawdopodobne jest tworzenie sojuszów w ramach Unii i przesunięcie sił. Tak, jak mieliśmy w ostatnich latach poza traktatowe wzmacnianie kompetencji unijnych instytucji, teraz pójdzie to w innym kierunku.
Skończy się dominacja Francji i Niemiec, a także polityka stref wpływów, o których rzekomo nie można było w Europie mówić. Gdzie południe było strefą oddziaływania Francji, a Europa Środkowa – Niemiec. Teraz będziemy świadkami daleko idącej emancypacji Europy Środkowo-Wschodniej. Mam nadzieję, że polskie projekty nabiorą na znaczeniu i będą wpływały na kształt i losy polityczne i gospodarcze Europy.
Widać też zmianę czysto polityczną. Z jednej strony ucichły głosy domagające się wycofania USA z Europy. Z drugiej Amerykanie też wykonują pewne gesty. Podczas wizyty w Polsce prezydent Joe Biden spotkał się i z politykami obozu rządzącego, i opozycji, którą reprezentował jednak Rafał Trzaskowski, a nie Donald Tusk. Przypadek, bo to prezydent Warszawy, która przyjmuje uchodźców. Czy może żółta kartka dla Tuska i polityki Angeli Merkel, z którą były premier i były szef Rady Europejskiej współpracował?
Niewątpliwie Donald Tusk jest dziś kojarzony z polityką Niemiec i kanclerz Angeli Merkel. I jego rząd prowadził swego czasu reset z Rosją zarówno przed, jak i co gorsza po tragedii smoleńskiej. Dziś polityka Merkel poniosła sromotną klęskę, także wśród samych Niemców. Amerykanie przed wybuchem wojny czasem ulegali inspirowanej najprawdopodobniej przez Putina propagandzie, jakoby w Polsce była zwalczana praworządność.
Szukali więc alternatywnym, jawił sią nią Szymon Hołownia – jako polityk świeży, były dziennikarz stacji TVN, która ma kapitał amerykański. Teraz sytuacja się zmieniła. Bo Amerykanie widzą, że obecny rząd najbardziej zdecydowanie zabiega o sankcje. Pomaga Ukrainie nie tylko dyplomatycznie, ale też humanitarnie – przyjmujemy ogromną liczbę uchodźców. A więc nie ma dziś w Stanach Zjednoczonych potrzeby szukania alternatywy. A jeśli już mieliby Amerykanie szukać partnerów po stronie opozycji, bez wątpienia nie będzie nim Donald Tusk, który reprezentuje obóz proniemiecki, ale nurt skompromitowanej polityki Angeli Merkel.
Przeczytaj też:
Rosjanie planują swoje święto w Warszawie. Trzaskowski nie ma wyjścia
Morawiecki pełen nadziei. "W ostatecznym rozrachunku Rosja poniesie porażkę"
Inne tematy w dziale Społeczeństwo