- To, co widzimy teraz jest drobiazgiem wobec tego, co stanie się w razie rozkręcenia się spirali inflacyjnej – mówi Salonowi 24 prof. Witold Orłowski. Ekonomista z Akademii Biznesu i Finansów Vistula, były doradca ekonomiczny prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego.
Narodowy Bank Polski podniósł w czwartek stopy procentowe. Znów podwyżka jest bardzo duża. Dobra decyzja?
Prof. Witold Orłowski: Tu nie ma dyskusji, czy decyzja była dobra, czy zła. Ona była absolutnie niezbędna. Problem jest tu zupełnie inny – nie czemu podniesiono stopy dziś, gdy podwyżki były rzeczą oczywistą, ale czemu nie podjęto działań wcześniej, gdy można było inflacji przeciwdziałać.
Rada Polityki Pieniężnej znów podniosła stopy procentowe
A można było?
Gdyby podwyżki były wcześniej wprowadzone, a bank centralny nie stracił wiarygodności, przez absolutnie błędne informacje i nieadekwatną ocenę sytuacji, a rząd nie pompował pieniędzy, to te podwyżki byłyby znacznie mniejsze, inflacja byłaby niższa i w ogóle bylibyśmy w całkiem innej sytuacji. Natomiast dzisiaj nie ma wyjścia – oczywiście podwyższać stopy procentowe trzeba. A pretensje należy mieć do tych, którzy do tej sytuacji doprowadzili.
Co w praktyce oznaczają podwyżki stóp procentowych dla przeciętnych obywateli?
Oczywiście dla tych, co wzięli kredyty to dużo większe koszty. Ale kredytobiorców jest mimo wszystko mniej w kraju, niż ludzi, którzy mają depozyty w bankach. Jeszcze więcej jest Polaków, którzy płacą wyższe ceny w sklepach, licząc na to, że inflacja rosnąć nie będzie. Wszyscy są niezadowoleni. Ale z punktu widzenia państwa i całego społeczeństwa najważniejszym celem dziś jest opanowanie inflacji. To proces bolesny i długotrwały, ale najważniejsze jest, by nam się złoty nie rozchybotał.
Czy te podwyżki są wystarczające, by opanować inflację?
Oczywiście, że nie. Jak wspomniałem, proces jest długotrwały i skomplikowany, potrzebne będą kolejne podwyżki stóp w następnych miesiącach.
A czy są jakieś inne sposoby na ograniczanie inflacji?
Możemy oczywiście liczyć na to, że sytuacja na świecie się uspokoi, ceny ropy spadną, a wtedy i inflację opanować będzie prościej. Ale nie jest też tak, że wszystko można zwalić na wojnę i na Putina, a jak wojna się skończy inflacja zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Inflacja sama z siebie nie spadnie, trzeba ją zabić. Zrobić to można z jednej strony podwyższaniem stóp procentowych – to widzimy. Z drugiej strony oszczędnościami, tu nie dzieje się nic. Przeciwnie – jesteśmy świadkami sytuacji, w której bank centralny stara się odzyskać wiarygodność i wykonuje konieczne ruchy, ale rząd wciąż nie zmienił swojej polityki. Usiłuje nas przekonać, że kryzys uda się zażegnać kolejnymi tarczami. To jest nieprawda. Niestety rząd nie jest gotowy by choć złotówkę oszczędzać, gdyż boi się utraty poparcia.
Więc pozostają podwyżki stóp. Co jednak w sytuacji, gdy inflacji i drożyzny nie uda się opanować?
Gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli jak w Turcji, gdzie mamy przyśpieszającą inflację, sytuacja stałaby się ekstremalna. Na przykład, gdyby latem okazało się, że zamiast spadać, inflacja osiągnęła poziom dwucyfrowy, konieczne byłyby radykalne działania. W Stanach Zjednoczonych czterdzieści lat temu inflacja wyniosła kilkanaście procent. Udało ją się opanować, ale podwyżki stóp procentowych wynosiły ponad 20 procent. Podobnie było w Polsce, gdy rozpędziła się inflacja. Więc jeśliby teraz nie udało się opanować sytuacji, wtedy trzeba by było robić to bardziej zdecydowanymi środkami, a ich koszt byłby już dramatycznie wysoki. To, co widzimy teraz jest drobiazgiem wobec tego, co stanie się w razie rozkręcenia się spirali inflacyjnej.
Przeczytaj też:
O co chodzi z papieżem Franciszkiem i jego stosunkiem do wojny? "Nowa normalność"
"Franciszek postawił kropkę nad i. Obawiam się potężnego rozłamu w Kościele"
Inne tematy w dziale Gospodarka