Patrząc tylko na komentarze po wywiadzie papieża dla „Corriere della Sera” można odnieść wrażenie, że Bergoglio wypowiedział wojnę niepodległej Ukrainie i zgłosił akces do Watykańskiej Republiki Ludowej do Rosji.
Papież nie rozumuje zgodnie z polską racją stanu
Najpierw myślałem, że to klasyczny - Pardon My French - „shitstorm” w mediach społecznościowych. Bo jest chyba oczywiste, że jedno zdanie papieża o „ujadaniu NATO pod granicami Rosji” stało się tu pretekstem do zabrania głosu wedle socialowej zasady „coś tam słyszałem, więc dowalę do pieca…”. I trzeba być twitterową dziewicą orleańską by tego nie dostrzegać. Wyszedł z tego głuchy telefon i moralna panika, bo cóż innego mogło wyjść. Oczywiście większość komentujących nie zadała sobie nawet trudu, by przeczytać - już nie mówię o całości - ale choćby jakieś większe wyimki z rzeczonej rozmowy papy z włoskim dziennikiem.
Zachęcam do tego. Bo każdy, kto przeczyta, ten zauważy, że duchowy lider katolików nie jest żadnym putinofilem. Mówi tam o niedopuszczalnej agresji na Rosji na Ukrainę. A także o tym, że natychmiast po rozpoczęciu inwazji zadzwonił do prezydenta Zełenskiego. A słowa o „ujadaniu NATO” pojawiają się w części dotyczącej próby zrozumienia rosyjskiej przyczyn rosyjskiej agresji. Dodajmy - „zrozumienia”, co nie znaczy „usprawiedliwiania”. I oczywiście, że można się na papieża obrażać. Mówi, że w tej wojnie nie wolno nawet rozumieć. Może nawet będzie to zgodne z naszą polską racją stanu. Charakterystyczną dla kraju frontowego. Tylko, że papież nie rozumuje zgodnie z polską racją stanu. Może gdyby pochodził z Wadowic, to by rozumował. Ale nic pochodzi.
Czytaj w temacie:
Kościół w opozycji do "tego świata"
Zanim jednak zaczniemy googlować celebryckie porady dotyczące apostazji warto zauważyć kilka rzeczy. Na przykład to, że Franciszek jest w tym wywiadzie w ogóle dość spójny ze swoją koncepcją duchowego przywódcy „nie z tej ziemi”. Kilka razy powtarza, że nie jest politykiem. Potępia wojnę jako taką i uważa ją za absolutne zło. Stroni jednak od wydawania konkretnych wyroków. Z resztą nie od dziś tak się dzieje. Od lat staram się oglądać transmisję wielkopiątkowej drogi krzyżowej z rzymskiego Colloseum. Za każdym razem to uczucie zdziwienia się powtarza. W samym środku pierwszej fali pandemii covid-19 rozważania były prowadzone przez więźniów. Choć pewnie każda inna - działająca wedle ziemskiej logiki - instytucja dała by się porwać atmosferze „tu i teraz”. Byłoby więc o „medykach” i o „ostrym cieniu mgły”. Od Kościoła dostaliśmy jednak namysł o doświadczeniu zbrodni i kary. Sprawy aktualnej tak samo w roku 2020 jaki i przecież 1990.
Podobnie było w tym roku. U nas głowy pochłonięte wojną z Putinem, a u papieża… rozważania o niesieniu krzyża przez rodziny. I tylko jedna stacja prowadzona wspólnie przez Ukrainkę i Rosjankę. Ale w milczeniu.
Tylko czy to jest słabość Franciszka? I w ogóle Kościoła? A może jego siła. Odtrutka na nasz ludzki „krótki lont”. Na toniecie w naszych lękach i neurozach. A tu przychodzi wyzwanie, by zobaczyć coś innego. Właśnie w opozycji do „tego świata”, który nas otacza 24 godziny na dobę. Patrząc na niezaprzeczalną dziejową rolę Kościoła i atrakcyjność jego nauczania dla kolejnych pokoleń, przynajmniej dopuszczam, że mogą podjąć taką próbę. To ich specjalizacja. Kto nie chce - ten niech nie słucha. Ale nie nie obrzydzajmy jej innym.
Znalazła się okazja, by "dokopać" Franciszkowi
I jeszcze słowo o wywiadzie Franciszka dla „Corriere..”. Bo widać tu jeszcze coś. Ziarno gniewu na Bergoglio trafiło u nas na podatny grunt. Nie dziwi mnie to. Bo u nas od pewnego czasu stosunek elit opiniotwórczych do Kościoła podzielił się na dwa wrogie obozy. Polska prawica (generalnie) chce Kościoła bronić, bo uważa, że jest on niesłusznie atakowany. Jednak akurat ta prawica za argentyńskim papieżem - mówiąc delikatnie - nie przepada. Wiele mają mu do zarzucenia. Łącznie z „lewackimi” ciągotami w doktrynie i nauce społecznej kościoła. Gdy więc teraz nadarzyła się szansa, by mu przyłożyć, to hamulce puściły.
Z drugiej zaś strony polska lewica i liberałowie są coraz bardziej otwarcie i ofensywnie antykatoliccy. Tu w dobrym tonie jest Kościołowi przykopać i jeszcze się z tym obnosić. Potępienie Bergoglio za Ukrainę było ku temu kolejną dobrą okazją. Gdyby nie ona, znalazła by się jakaś inna.
Zostawmy Bogu co boskie. A cesarzowi, co cesarskie
Z perspektywy zwykłego człowieka wszystko to podlane jest jakąś świętoszkowatością na opak. Nagle dość mocno (i słusznie) zlaicyzowana opinia publiczna twierdzi, że słowa Franciszka w sprawie Ukrainy mają moc. Gdy mówił o tragedii innych wojen albo o nierównościach, biedzie i wyzysku przedstawiano go jako dziadunia, który nic nie może.
A teraz nagle - pstryk - i mamy przeskok do wielkich oczekiwań co do wpływu Franciszka na geopolityczną sytuację świata. Tworzenie przekonania, że gdyby tylko Watykan chciał się przyłączyć do antyrosyjskich sankcji to już dawno Putin byłby na kolanach.
Przecież to absurd. Byłoby dokładnie tak samo.
Papież nie ma ani gazu, ani ropy, ani dywizji pancernych. Zostawmy więc Bogu co boskie. A cesarzowi, co cesarskie. Niech nas politycy chronią przed Putinem. A papież niech się modli za pokój. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Bo ważne jest i jedno i drugie.
Rafał Woś
Obejrzyj: Marek Magierowski, czarnym koniem wyborów prezydenckich?
Inne tematy w dziale Polityka