Dziś na wstrzymanie dostaw jesteśmy przygotowani. Ćwierć wieku temu sytuacja zarówno w wymiarze strategicznym, jak i ekonomicznym byłaby tragiczna. Nie mieliśmy wtedy żadnej alternatywy importu gazu, nie dysponowaliśmy nawet żadnymi technicznymi środkami importu surowca z innych niż z Rosji – mówi Salonowi 24 Janusz Steinhoff, wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka (1997 – 2001). Według eksperta, Polska jest gotowa na zakręcenie kurka z gazem przez Rosjan.
Gdy rozmawialiśmy kilka tygodni temu, zakręcenie kurka gazowego przez Rosję było elementem zastraszania ze strony Moskwy. Dziś stało się faktem – Rosjanie spełnili groźby, Gazprom faktycznie wstrzymał dostawy gazu do Polski. Co to oznacza dla naszej gospodarki i bezpieczeństwa energetycznego?
Janusz Steinhoff: My jesteśmy na to przygotowani. Kontrakt jamalski i tak kończył się w tym roku, a strona polska już kilka lat temu zapowiedziała, że nie ma zamiaru go przedłużać. Takie zresztą były wytyczne Unii Europejskiej, że odchodzimy od sztywnych kontraktów, ze sztywnymi regułami cenowymi.
W ostatnich latach zbudowaliśmy całą infrastrukturę przesyłową, przede wszystkim gazoport o przepustowości 6 miliardów metrów sześciennych. W tym roku w październiku zostanie uruchomiony gazociąg Baltic Pipe o przepustowości 10 miliardów metrów sześciennych. Inaczej mówiąc, jesteśmy w stanie zapewnić gaz dla polskiej gospodarki bez oglądania się na stronę rosyjską.
Przeczytaj też:
Ławrow znów straszy bombą atomową. Polski generał mówi, co by się stało, gdyby jej użyli
O dywersyfikacji gazu zaczęło się mówić na przełomie stuleci, gdy był Pan wicepremierem w latach 1997-2001. Jakie skutki zakręcenie kurka z gazem miałoby wtedy?
Sytuacja zarówno w wymiarze strategicznym, jak i ekonomicznym byłaby tragiczna. Nie mieliśmy wtedy żadnej alternatywy importu gazu. Nie dysponowaliśmy nawet żadnymi technicznymi środkami importu gazu z innych niż rosyjski kierunek. Dopiero raczkował handel gazem skroplonym, nie mieliśmy zresztą gazoportu. I Rosjanie to wykorzystywali.
Przypomnę, że rząd Jerzego Buzka podjął działania, mające na celu dywersyfikacje gazu. Byliśmy w pełni świadomi powagi sytuacji, dlatego parafowaliśmy umowę z Danią i Norwegią na budowę gazociągu i dostawy gazu z Norwegii - w ilości pięciu miliardów metrów sześciennych rocznie. Niestety, nasi następcy projekt zarzucili. Zresztą, bardzo ostro kontestowali go już wcześniej, będąc w opozycji.
Czy gdyby wtedy rząd lewicy nie wycofał się z kontraktu z Norwegią i Danią, dziś sytuacja energetyczna Polski byłaby lepsza, czy też obecnie – skoro mamy gazoport i będzie Baltic Pipe – nie ma to już większego znaczenia?
Bylibyśmy w znacznie lepszej sytuacji, ponieważ przez dwadzieścia lat nie płacilibyśmy tak wysokich cen dostawcom rosyjskim. Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli chodzi o gaz nie mamy alternatywy, naliczali więc rentę w postaci wyższej ceny.
Przeczytaj też:
Kolejny "pożar" w Rosji. Ogień pojawił się w Biełgorodzie
Seria pożarów w Rosji. Ekspert nie wyklucza rosyjskiej operacji pod fałszywą flagą
Polska otrzymała groźby ze strony Gazpromu ws. wstrzymania dostaw gazu
Inne tematy w dziale Gospodarka