- Trudno mówić o polityce Zachodu wobec Ukrainy i Rosji, bo tej polityki nie ma. Jest ogromna kakofonia. Mamy z jednej strony kraje takie jak Polska, państwa bałtyckie, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania – one faktycznie działają zdecydowanie. Jest też jednak grupa państw, która postawiła na przeczekanie. To kraje, jak Francja i Niemcy, dla których kwestia Ukrainy nie jest istotna, istotna jest Rosja i przywrócenie jej do krwioobiegu ekonomicznego. Dla szefa niemieckiego rządu może dojść nawet do podziału Ukrainy. Najważniejsze, by wróciła normalna wymiana handlowa z Rosją – mówi Salonowi 24 Witold Waszczykowski, minister spraw zagranicznych w latach 2015 – 2018, eurodeputowany PiS.
Rosja utrudnia życie polskim dyplomatom na terenie Federacji Rosyjskiej. Nasi przedstawiciele mają problemy w korzystaniu z kont, jest tez rozkopany teren wokół naszej ambasady. Czy spodziewać się możemy dalszej eskalacji tej dyplomatycznej wojny?
Witold Waszczykowski: Na razie mamy za mało konkretów by wiedzieć, co się naprawdę dzieje. Czy jest to celowe działanie, czy może gdzieś rzeczywiście odbywają się remonty. Ale oczywiście pamiętamy, że kilkanaście dni temu rosyjski ambasador w Polsce żalił się, że rzekomo ma utrudnione korzystanie z konta bankowego w internecie, że nie ma za co żyć. Więc możliwe, że działania rosyjskie są retorsją na te działania, na które skarżył się ambasador. Do tego Polska właśnie przejęła tzw. "Szpiegowo", czyli obiekt w Warszawie, w którym przed laty mieszkali sowieccy dyplomaci. Zatem to działanie rosyjskie może być odwetem i należy być przygotowanym na dalsza eskalację.
Przeczytaj też:
Rosjanie mszczą się na Polakach. Robi się coraz niebezpieczniej
Trwa druga faza agresji Rosji na Ukrainę. Zaraz po napaści wydawało się, że polityka zachodnia będzie zdecydowana. Faktycznie są sankcje, jest pomoc dla Ukrainy. Ale są też państwa, które z tej pomocy się wyłamują. Jak ocenia Pan działania Zachodu wobec tego, co dzieje się na Wschodzie?
Trudno mówić o polityce Zachodu wobec Ukrainy i Rosji, bo tej polityki nie ma. Jest ogromna kakofonia. Mamy z jednej strony kraje takie jak Polska, państwa bałtyckie, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania – one faktycznie działają zdecydowanie. Zabiegają o to, żeby pozbawić Rosję funduszy – to się robi, wzmocnić flankę wschodnią – to się robi, wspierać Ukrainę – to się robi. I jest też jednak grupa państw, która postawiła na przeczekanie. To kraje, jak Francja i Niemcy, dla których kwestia Ukrainy nie jest istotna, istotna jest Rosja i przywrócenie jej do krwioobiegu ekonomicznego. Niedawno zostałem zapytany o to, czy kanclerz Scholz ma plan B. Ja uważam, że nie ma żadnego planu B - bo nie chce go mieć. Dla szefa niemieckiego rządu liczy się jedno: jak najszybsze zakończenie wojny na jakichkolwiek warunkach. Dla niego może dojść nawet do podziału Ukrainy. Najważniejsze, by wróciła wymiana handlowa z Rosją.
Obok Niemiec mocno prorosyjskie stanowisko od lat prezentowała Francja. Czy wybory pomiędzy obecnym prezydentem Emmanuelem Macronem i Marine Le Pen mają znaczenie, czy też przeciwnie – i tak prorosyjska polityka się nie zmieni?
To, kto wygra nie jest na pewno obojętne. Ale też obydwoje kandydaci nie są korzystni dla Polski. Jeśli wygra Macron będzie dalej promował koncepcję daleko idącej federalizacji Unii Europejskiej. Osłabiania państw członkowskich. Z kolei pani Le Pen to trochę tabula rasa, niezapisana karta, bo nigdy nie pełniła kluczowych funkcji. Ale też nie wiemy, czy czasem nie chciałaby zrealizować swoich zapowiedzi – wyprowadzenia Francji z NATO, czy budowy alternatywnego sojuszu dla Unii Europejskiej. Oboje są za wzmocnieniem protekcjonizmu francuskiego. Dlatego szkoda, że wybory we Francji rozegrają się pomiędzy tą właśnie dwójką. Z polskiej perspektywy ciężko tu komukolwiek kibicować.
Przeczytaj też:
Putin eksportował mafię do Niemiec. Ta afera może obalić niemiecki rząd
"Jeśli polskie służby mają wiedzę na temat Schroedera, to właśnie teraz należy jej użyć"
Inne tematy w dziale Społeczeństwo