- Raport podkomisji smoleńskiej to przełom pod trzema względami. Po pierwsze, zastąpił raport Jerzego Millera jako oficjalny polski dokument. Po drugie, mamy szczegółowy opis przebiegu katastrofy. Jest jeszcze trzeci niezwykle ważny element, zawarty w załącznikach: kompromitujący dla rządu Tuska projekt umowy wojskowej między Polską i Rosją – mówi Salonowi 24 Grzegorz Wierzchołowski, redaktor naczelny Niezeleżnej.pl, dziennikarz „Gazety Polskiej”, autor pierwszych śledczych materiałów o tragedii smoleńskiej.
W dwunastą rocznicę tragedii smoleńskiej poznaliśmy raport podkomisji kierowanej przez Antoniego Macierewicza. Pan od pierwszych dni po tragedii 10 kwietnia zajmował się katastrofą. Czy raport to przełom, jak twierdzą przedstawiciele PiS, czy polityczna hucpa, jak mówi opozycja?
Grzegorz Wierzchołowski: Jest to przełom pod trzema względami. Po pierwsze, po raz pierwszy raport podkomisji ma charakter oficjalnego, pełnego dokumentu, całościowo przedstawiającego przebieg tragedii z 10 kwietnia. A więc nie tylko anulowany został raport komisji Jerzego Millera, ale też opublikowano dokument, który zastąpił poprzedni. Po drugie, po raz pierwszy mamy tak szczegółowy opis przebiegu katastrofy - z wykorzystaniem wielu analiz i wyników przeprowadzonych eksperymentów.
Przeczytaj też:
Macierewicz nie miał cierpliwości do dziennikarzy: "To pytanie było TVN-owskie"
Ale nie brakuje wielu ekspertów, podważających opinie grona z podkomisji.
Z wynikami eksperymentów można się nie zgadzać, bądź dyskutować. Ale też raport stanowi pewne zaproszenie do krytycznej dyskusji. Debaty na wiedzę i argumenty, a nie na inwektywy i obrażanie autorów.
Natomiast jest jeszcze trzeci niezwykle ważny element, zawarty w załącznikach do raportu. To szczegóły dotyczące okoliczności, które towarzyszyły wylotowi prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska. Przede wszystkim - kompromitujący dla rządu Donalda Tuska projekt umowy wojskowej między Polską i Federacją Rosyjską z końca marca 2010 roku.
Zakładał on podporządkowanie polskiej armii siłom zbrojnym Federacji Rosyjskiej. Wspólne ćwiczenia, udział w misjach wojskowych, a także - niczym w czasach PRL - powrót do kształcenia polskich oficerów w placówkach rosyjskich. Tego typu projekty szczególnie w kontekście tego, co dzieje się na Ukrainie, są dziś szczególnie interesujące. Kompromitują ówczesny rząd, a Tusk powinien się z tego wytłumaczyć.
Wróćmy do raportu. Opublikowany zostaje on dwanaście lat po katastrofie. Prawie siedem po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Czemu trwało to tak długo?
Pamiętajmy, że realna praca podkomisji Antoniego Macierewicza zaczęła się ponad pięć lat po katastrofie smoleńskiej. I to w sytuacji, gdy wrak, kluczowe dowody w sprawie Smoleńska znajdują się w Rosji. Eksperci musieli się oprzeć często na eksperymentach, których przeprowadzenie zajmuje dużo czasu. Każdy, kto zaczyna śledztwo kilka lat po zdarzeniu ma zadanie znacznie trudniejsze niż ktoś, kto zaczyna je od razu po tragedii. Pewnych zaniedbań rządu Donalda Tuska nie dało się już cofnąć.
Oczywiście wolałbym, żeby to wszystko zostało ujawnione znacznie wcześniej. Jednak z drugiej strony sądzę, że to lepiej poznać po dwunastu latach kompletny i szczegółowy raport, niż gdybyśmy posiłkowali się nim wcześniej, ale w wersji szczątkowej, niepełnej.
Niedługo po katastrofie smoleńskiej część polityków PO w kuluarowych wypowiedziach tłumaczyła miękkość Tuska i oddanie śledztwa Rosjanom brakiem doświadczenia i strachem, że bardziej asertywna postawa może doprowadzić do wojny z Rosją. A przecież wojna byłaby tragedią. Uznaje Pan ten argument?
Absolutnie nie wierzę w tłumaczenia, że Donald Tusk bał się wojny z Rosją i dlatego oddał śledztwo oraz wszelkie dowody Rosjanom. Raczej obawiał się czegoś innego. I uprzedzając pytanie – nie, nie posądzam Tuska o przygotowywanie, czy udział w zamachu!
Uważam natomiast, że skompromitował się naiwnym łagodzeniem polityki wobec Rosji, czy właśnie wspomnianymi planami współpracy wojskowej z Rosją, podporządkowania naszej armii Federacji Rosyjskiej. A także o tym, że w tamtym czasie wprost było mówione, że to Lech Kaczyński stanowi główną przeszkodę dla porozumienia z Moskwą.
Od lat słyszymy, że jeśli doszło do zamachu, kluczowym momentem był remont samolotu w Samarze, w zakładach Olega Dieripaski. Sam Dieripaska to zaufany oligarcha Putina, mający zakaz wjazdu do Stanów Zjednoczonych. A jednocześnie firma Strabag, w której jest udziałowcem buduje ważne państwowe inwestycje, na przykład ambasadę w Berlinie. Błąd polskich władz, czy może skoro firma ostatnio odcina się od oligarchy, nie ma czym się przejmować?
Faktycznie firma Strabag mocno odcięła się od Olega Dieripaski, pozbawiła go dywidendy. Z tym, że stało się to już po agresji Rosji na Ukrainę. Wcześniej Dieripaska był pełnoprawnym udziałowcem spółki. I oczywiście uważam, że nie należy pozwalać na to, by takie spółki budowały, czy remontowały obiekty o strategicznym znaczeniu dla państwa. Potrzebna jest tu osłona kontrwywiadowcza. Zresztą, zalecenie takie jest zawarte w raporcie Antoniego Macierewicza, który wskazuje, że w przyszłości remonty takie, jak samolotu rządowego powinny mieć osłonę kontrwywiadowczą zapewnioną. Niestety podczas remontu Tupolewa w Samarze takiej osłony nie było.
Przeczytaj też:
Rosjanin wpadł w Polsce za szpiegostwo. Sąd zdecydował o tymczasowym areszcie
Rosjanie wcielają siłowo mężczyzn na kontrolowanych obszarach. Wideo z Ługańska
Macierewicz pokazuje raport podkomisji smoleńskiej. "Bezprawna ingerencja", wybuchy
Inne tematy w dziale Polityka