Oczywiście, na kierunku rosyjskim, ukraińskim, Węgrzy prowadzą politykę zdecydowanie odmienną niż Polska. Ale na kierunku europejskim wciąż pozostają naszym niezbędnym sojusznikiem – mówi Salonowi 24 prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, Uniwersytet Łódzki.
Wybory na Węgrzech wygrał FIDESZ Viktora Orbana. Partia, która z jednej strony miała dobre relacje z polskim rządem, a z drugiej w ostatnim czasie już całkiem otwarcie prezentuje antyukraińskie i prorosyjskie nastawienie. Co ten wybór oznacza dla Polski?
Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Generalnie utrzymanie obecnego sposobu rozwiązywania problemów na obydwu kierunkach naszej polityki. W tym kontekście Węgry są nadal niezbędnym dla nas sojusznikiem na kierunku unijnym. Sytuacja jest tutaj o tyle skomplikowana, że Francja pod hasłem europejskiej autonomii strategicznej, a Niemcy pod hasłem europejskiej suwerenności strategicznej, dążą do tego by całkowicie zmienić system głosowania w Unii Europejskiej. Oba mocarstwa dążą do tego, by dziś obowiązujący system jednomyślności zastąpić większością kwalifikowaną. To bardzo dla takich państw jak Polska niekorzystne. A jednocześnie bardzo wzmocni hegemonię Francji i Niemiec. Bez wsparcia Węgier my tego nie będziemy w stanie zablokować.
Wybory na Węgrzech: Terlecki – mamy nadzieję, że Orban pozostanie naszym przyjacielem
Jednak w polityce wschodniej Węgry Viktora Orbana dokonały wolty. Są chyba najbardziej dziś prorosyjskim krajem w Unii Europejskiej. Ta polityka jest skrajnie sprzeczna z polską racją stanu?
Oczywiście, na kierunku rosyjskim, ukraińskim, Węgrzy prowadzą politykę zdecydowanie odmienną niż Polska. Ale żeby sytuację bardziej skomplikować, to podkreślę, że wspomniana zmiana systemu głosowania dałaby prymat Niemcom i Francji. A to z kolei oznaczałoby łagodzenie europejskich sankcji wobec Rosji. Więc paradoksalnie zablokowanie pomysłów Berlina i Paryża przy pomocy Węgier może wspomóc bardziej ostry kurs UE wobec Moskwy. Poza tym, to nie Węgrzy blokowali sankcje, nie oni o nich decydują. Węgrzy blokowali natomiast transport broni na Ukrainę. I stosunki z Ukrainą są bardzo złe. Ale też żeby sytuację trochę bardziej skomplikować – Węgrzy przyjęli tyle samo – w sensie procentowym, nie ilościowym – uchodźców co Polska. To znaczy oczywiście do Polski przyjechało ich więcej, ale biorąc pod uwagę liczbę ludności obu krajów procent ten jest podobny.
No dobrze, ale czy w takim razie nie byłoby lepszym dla nas rozwiązaniem, gdyby na Węgrzech wygrała nie proputinowska opozycja?
Z polskiego punktu widzenia rozstrzygnięcie wyborów jest dobre. Gdyby wygrała opozycja, to oznaczałoby zerwanie solidarności grupy Wyszehradzkiej i współpracy na froncie europejskim. Chyba, że zaczęłyby nas wspierać Czechy i Słowenia. Tego wykluczyć nie można. To premierzy tych państw towarzyszyli premierowi Mateuszowi Morawieckiemu i premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu podczas wizyty w Kijowie, a czeski ODS jest rdzeniem frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim Tak, wybór Orbana można uznać mimo wszystko za korzystny dla nas. Nadal na kierunku europejskim Węgry są naszym ważnym sojusznikiem. I dobrze, bo to nam bardzo ułatwia działanie.
Jednak zwrot w kierunku Putina jest wyraźny. Już abstrahując od naszego interesu – Viktor Orban w przeszłości taki nie był. Wprowadzał Węgry do NATO, prezentował wyraźnie antysowiecką i antymoskiewską politykę. Jeszcze przed wyborami 2010 roku, gdy FIDESZ ostro krytykował skompromitowane rządy poprzedników, ta krytyka miała też antymoskiewski charakter. Co się stało, że doszło do zmiany o 180 stopni?
Polityka jest bardziej jak film, niż jak fotografia. Faktycznie same Węgry przez pierwsze lata po wyrwaniu się z bloku wschodniego nastawiały się na desowietyzację i szło to bardzo sprawnie. Potem nastąpiła zmiana natury wyzwań, przed którymi stoją Węgry, będący pod kilkuletnim stałym naciskiem Unii Europejskiej. Orban uznał, że potrzebuje poszerzenia pola manewru, co dałoby Węgrom profity polityczne. W dodatku, akurat jeśli chodzi o relację z Rosją, to Niemcy i Francja nie były krajami, które by to bardzo oburzało. Wszak same prowadziły z Moskwą interesy. Tu jeszcze dochodzi jeden element. Kwestii mniejszości węgierskiej poza granicami Węgier.
Przypomnijmy, że Węgrzy miały okrojone terytorium, że część ich dawnych ziem należy do Słowacji, Ukrainy, Rumunii. Ale przecież stawianie dziś żądań zmiany granic, jest całkowicie sprzeczne z wszelkimi zasadami prawa międzynarodowego?
Jest to polityka samobójcza. I nie sądzę, by takie plany miał sam Orban, czy rząd. Natomiast jest tam prowadzona pewna polityka puszczania oka do elektoratu, który liczy na to, że skoro Putin zmienia granice w Europie, to Węgrzy może będą mogli coś uzyskać od Ukrainy, Słowacji, Rumunii. To oczywiście nierealne i byłoby samobójstwem. Niemniej jest część elektoratu, dla której takie kwestie mogą być atrakcyjne. Reasumując – cała polityka prorosyjska jest na dłuższą metę niekorzystna i samobójcza. I niestety Orban ją prowadzi. Natomiast na kierunku europejskim wciąż Węgry Orbana pozostają naszym bardzo istotnym sojusznikiem.
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka