Można powiedzieć, że na dziś Rosja wojnę informacyjną przegrywa. Ale tak jest teraz. Natomiast z długoterminowej strategii skierowanej na nasz region i na Zachód nie zrezygnuje. Taką strategię Rosjanie prowadzą w cyklach dziesięcioletnich, więc za kilka lat będzie można ocenić, czy długofalowo odnieśli sukces, czy nie. Na pewno spodziewać się możemy aktywności w tym zakresie – mówi Salonowi 24 Kamil Basaj z fundacji INFO OPS Polska.
Od przeszło miesiąca trwa wojna na Ukrainie. Odbywa się też ona w przestrzeni informacyjnej. Jak oceniłby Pan jej przebieg właśnie w tym zakresie?
Kamil Basaj: Walka informacyjna w cyberprzestrzeni jest podzielona na aktorów w owej wojnie uczestniczących. Szczególnie istotne są tu oczywiście działania dezinformacyjne Federacji Rosyjskiej, których celem jest uzasadnienie dla inwazji, uwiarygodnienie działań Rosji. Oparte są na operacji dezinformacyjnej. Przedstawia się Ukrainę jako agresora, państwo upadłe, faszyzujące, banderowskie. Popełniające rzekome zbrodnie na ludności cywilnej. Z drugiej strony dezinformacja ta ma na celu kształtowanie opinii na temat inwazji w państwach zachodnich. I tu te wektory działania Federacji Rosyjskiej są dużo bardziej skomplikowane i zróżnicowane. Rosja stara się budować wizerunek państwa nieprzewidywalnego. Stąd kontrolowane przecieki o możliwym użyciu broni jądrowej. Przy czym z jednej strony mamy wypowiedzi samych polityków rosyjskich, którzy sugerują, że Rosja dąży do deeskalacji, obniżenia napięcia nuklearnego i planów użycia takiej broni nie ma. Z drugiej strony w profilach społecznościowych zależnych od Federacji Rosyjskiej nie tylko takie informacje o użyciu broni się pojawiają, co w ostatnich dniach nasiliły się.
Przeczytaj też:
Tak pomagają Ukraińcom. „Dostarczyliśmy namioty i nagrzewnice, by nie zamarzli”
Czemu służą groźby użycia najgroźniejszej broni?
Te konkretne groźby mają na celu zastraszenie zachodniej opinii publicznej. Tak, by przestała, lub ograniczyła ona pomoc dla Ukrainy i Ukraińców. Ale też podkreślę, że działania dezinformacyjne nie ograniczają się do jednego tematu, jak oczernianie strony ukraińskiej, czy straszenie bronią jądrową. To tylko przykłady, wybrane elementy. Tych działań w wojnie propagandowej jest bardzo wiele. A akcja prowadzona jest na różnych poziomach, przy użyciu szerokiego spektrum środków. Trzeba mieć tego świadomość.
No dobrze, a jak przeciętny człowiek, który korzysta z internetu, ma się strzec przed taką dezinformacją?
Z perspektywy przeciętnego użytkownika internetu, osoby prywatnej, aby ograniczyć podatność i ekspozycję na działanie wrogiego państwa, należy przede wszystkim uświadomić użytkownika, że informacja także jest bronią. Należy po pierwsze przyjąć zasadę ograniczonego zaufania do newsów, które do nas trafiają. Mieć świadomość, że bardziej możemy ufać stronom administracji państwowej czy renomowanym mediom, niż anonimowym kontom w internecie. Oczywiście przypadki, gdy uznane strony same padają ofiarą dezinformacji też się zdarzają, ale to ryzyko jest znacznie mniejsze.
Niedawno duże media publikowały poradniki jak rozpoznać rosyjskie trolle. Ale wśród porad była też rada „korzystania jedynie z dużych, uznanych tytułów”. A przecież były duże gazety i portale, które ulegały propagandzie Kremla. Są i małe, które działają rzetelnie, a i czasem same nagłaśniały dezinformację. Czy w ogóle wielkość podmiotu medialnego ma przy cyberzagrożeniach znaczenie?
Pełna zgoda, że jest wiele niedużych gazet, portali i innych mediów, choćby lokalnych, które pracują rzetelnie, renomę budują latami. I dla nich opinie z poradników by ufać „dużym mediom” mogą być krzywdzące. Sądzę jednak, że w przypadku owych poradników chodzi o pewne uproszczenie. A jako „nieduże media” określane są anonimowe strony, serwisy, na których czele stoją czasami ludzie zatrudniani i opłacani przez Federację Rosyjską. A takie sytuacje się zdarzały. Generalnie w przestrzeni informacyjnej mamy oficjalne strony administracji, mamy media publiczne i prywatne, ogólnopolskie i lokalne. To jest cały ekosystem. I pojawiają się też podmioty służące jedynie dezinformacji. Natomiast tu znów warto zrobić istotne zastrzeżenie. Fake newsy, fikcyjne konta, to jeden element wojny informacyjnej, który przy odpowiedniej świadomości użytkownik przez krytyczne spojrzenie może w sumie wychwycić. Jednak dezinformacja to nie tylko fake newsy. To tak naprawdę umiejętne zarządzanie informacją w celu osiągnięcia celów. Czasem może więc być podana jak najbardziej prawdziwa informacja. Ale jej otoczenie, sposób przekazania, służy dezinformacji. I, żeby ją wychwycić jest już potrzebna praca specjalistów. A więc informacja jest prawdziwa, a dopiero jej podanie służy prowokacji, pozoracji bądź dezinformacji. Trudno oczekiwać by zwyczajny użytkownik dokonał takiej analizy. Może jednak śledzić opinie na temat danej informacji, jak jest przyjmowana. Mówię tu o sytuacji potencjalnego kryzysu, w którym na przykład Polska znalazła się w stanie realnego zagrożenia atakiem, tymczasem ktoś rozpuszcza informacje, które my chcemy rozpoznać, zweryfikować. Użytkownik powinien wtedy w pierwszej kolejności stawiać na informacje stron administracji publicznej bądź służb mundurowych.
Jak rozeznać zagrożenie, dezinformację i jak uniknąć bycia pudłem rezonansowym, kimś, kto w dobrej wierze szerzy dezinformację?
To proste pytanie, na które nie ma niestety prostej odpowiedzi. Ona jest wielowątkowa. Na pewno z perspektywy użytkownika powinniśmy śledząc informacje mieć świadomość, komu dalsze podanie tej informacji służy. Kto na tym zyskuje, ma w tym interes. Czy z perspektywy naszego bezpieczeństwa jest w naszym interesie wspierać działanie innego państwa. Działania dezinformacyjne Federacji Rosyjskiej są zakrojone na szeroką skalę. I jest w nie zaangażowany cały aparat państwa. Politycy od najwyższego szczebla, służby dyplomatyczne, służby specjalne, aparat wojskowy, a schodząc na niższy poziom działań kinetycznych i na końcu wdrażanie informacje w aparat medialny. To jest bardzo szerokie spektrum oddziaływania. Jeżeli ktoś chce się zmierzyć z tym problemem, powinien przede wszystkim prześledzić, skąd ta informacja do niego trafiła, jakie było jej pierwotne źródło. Jeśli okazałoby się, że źródłem tej informacji byłoby wrogie państwo, to jest to wystarczający powód, by takiego newsa dalej nie przekazywać.
Mówi Pan, że Rosja miała plan przekonania do swojej wizji na temat wojny w Ukrainie. Ale na razie zdecydowanie sympatia jest po stronie Ukraińców. Czy można powiedzieć, że Rosja przegrała wojnę w przestrzeni informacyjnej?
Na ten moment Federacja Rosyjska przegrała wojnę informacyjną w zakresie oceny i postrzegania inwazji na Ukrainę. Ale wymaga to pewnego komentarza. Po pierwsze – ta wojna informacyjna była prowadzona na dwóch kierunkach – zachodnim, w tym polskim. Ale też na kierunku wewnętrznym, miała na celu przekonanie społeczeństwa rosyjskiego dla zasadności inwazji. I możemy dziś stwierdzić, że na tym drugim odcinku operacja się udała. Bo w społeczeństwie rosyjskim możemy zaobserwować duże poparcie dla działań na Ukrainie – widać to i po wypowiedziach polityków, komentatorów, działaniach rosyjskich mediów, także wypowiedziach zwyczajnych obywateli. Po drugie – owszem, na dzień dzisiejszy ta wojna propagandowa skierowana na kraje zachodnie, w tym Polskę, została przez Federację Rosyjską przegrana. Można powiedzieć, że inicjatywa w kontekście informowania o konflikcie, cena agresji, jest dziś po stronie Ukrainy. Ale tu należy zrobić kolejne zastrzeżenie – tak jest teraz. Natomiast Rosja z długoterminowej strategii skierowanej na nasz region i na Zachód nie zrezygnuje. Taką strategię Rosjanie prowadzą w cyklach dziesięcioletnich, więc za kilka lat będzie można ocenić, czy długofalowo odnieśli sukces, czy nie. Na pewno spodziewać się możemy aktywności w tym zakresie.
W przestrzeni publicznej widać pewną zależność pomiędzy działaniami środowisk antyszczepionkowych a podważaniem wojny, wypowiedziami prorosyjskimi, antyukraińskimi. Czy skoro czasem te same osoby najpierw twierdziły, że COVID-a nie ma, a teraz, że bombardowanie Mariupola to ustawka, można uznać, że ich działanie jest inspirowane przez Federację Rosyjską?
Występowanie grup, obiektów, osób, które zmieniają swoje działanie z antyszczepionkowej na antyukraińską, wymaga badania. Bo należy oddzielić działanie inspirowane przez obce państwo od grup, których światopogląd po prostu determinował pewne tezy czy to na temat pandemii, czy to na temat Ukrainy. To rozróżnienie i zbadanie jest bardzo istotne, bo jeśli będziemy wiedzieli, ze jakiś podmiot działa na rzecz wrogiego państwa, będziemy mogli temu skuteczniej przeciwdziałać. Natomiast na pytanie, czy widać zależność między poglądami antyszczepionkowymi, przechodzenie z pozycji antyszczepionkowych na antyukraińskie - tak, możemy zaobserwować takie zjawisko. Ale nie jest tak, że można wszystkie te incydenty oceniać w makroskali. Każdy trzeba traktować osobno. Niektórzy są sterowani zewnętrznie, niektórzy są po prostu elementem działań środowisk radykalnych w Polsce.
Powstać ma cyberarmia, której zadaniem ma być ochrona przed wspomnianymi zagrożeniami. Czy Polska jest dobrze przygotowana do stworzenia takiej struktury?
Cyberarmia, wojska obrony cyberprzestrzeni, to odpowiedź na Szczyt NATO z 2016 roku, gdzie armia tego typu została wskazana za równoprawny model obrony. Jest odpowiedzią na współczesne zagrożenia. Patrząc na sukcesy naszych informatyków, jestem optymistą, bo w dziedzinie cyberbezpieczeństwa mamy najlepszych specjalistów na świecie.
Przeczytaj też:
Nie tylko amunicję, wyrzutnie i pojazdy opancerzone dostanie Ukraina. Czas na czołgi
Wojna na Ukrainie pogodzi polityków? "Wyciągamy rękę do zgody. Ale PiS na rękę tę pluje"
Putin traci kontrolę nad podwładnymi? Olaf Scholz nie ma wątpliwości
Inne tematy w dziale Społeczeństwo