Nie ulega wątpliwości, że działania rządu od początku inwazji Polacy oceniają bardzo wysoko. Ale też jest druga ciekawa kwestia – opozycja praktycznie przestała istnieć. Jej w przestrzeni publicznej prawie nie ma – mówi Salonowi 24 prof. Henryk Domański, socjolog, Polska Akademia Nauk.
W czwartek minie miesiąc od początku agresji Rosji na Ukrainę. Do Polski przyjechało wielu uchodźców, głównie kobiet i dzieci. Głównie zatrzymują się w dużych miastach, jak Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław. Są głosy, że fala ta zmieni strukturę społeczną, demograficzną. Faktycznie tak się stanie?
Prof. Henryk Domański: Na strukturę społeczną ten napływ uchodźców raczej znacząco nie wpłynie. Żeby miał wpływ, musielibyśmy mieć do czynienia ze zjawiskiem trwałym, ciągłym, toczącym się przez dłuższy okres. Tymczasem do Polski przybyło wielu uchodźców, ale w krótkim okresie czasowym, wywołanym wojną. I wydaje się, że jeśli sytuacja się uspokoi, wojna skończy, wielu z nich wróci do swojego kraju. I wtedy w Polsce będzie tylu Obywateli Ukrainy, co przed inwazją.
Przeczytaj też:
Wielcy polscy ekonomiści na monetach kolekcjonerskich NBP
Jednak przybyło do Polski ponad 2 miliony ludzi. Osób z kraju ogarniętego wojną, naszych sąsiadów. Do tego kraju, z którym mamy wiele lat wspólnej historii.
Napływ uchodźców będzie mieć znaczenie dla relacji polsko-ukraińskich. W krótszej perspektywie jest to bardzo pozytywne, te relacje wyraźnie są dobre. Widać spontaniczny odruch ze strony Polaków, którzy z wiadomych przyczyn otworzyli się na uchodźców. Natomiast to wszystko zależy, jak długo to potrwa. Bo jeśli trwać będzie trochę dłużej, siłą rzeczy zaczną się pewne pretensje ekonomiczne, społęczne. Spory dotyczące rynku pracy. Będą głosy, że ktoś dostał jakieś przywileje, na przykład darmowe przejazdy, a Polak nie. Do takich sytuacji może dochodzić także dlatego, że Polacy w przeciwieństwie do np. Brytyjczyków nie są zupełnie przygotowani na przyjmowanie ludzi z innego kraju. W Wielkiej Brytanii ten napływ trwał latami, ludzie zdążyli się przyzwyczaić. Dlatego w Polsce może dochodzić do pewnych napięć. Na ile poważnych zależy od tego, jak długo ta wojna potrwa.
A jak w takim razie ten napływ uchodźców wpłynie na polską scenę polityczną?
Tutaj znów jest pytanie, co się stanie dalej. Na razie był jeden sondaż, który był bardzo dla partii rządzącej korzystny. Ale trzeba poczekać na dalszy rozwój sytuacji. Bo oczywiście może się zdarzyć, że za jakiś czas te animozje, wzajemne pretensje, o których wspomniałem, zaczną jakoś wpływać na życie polityczne. Ale też może się zdarzyć, że Unia wesprze Polskę finansowo, że wpłyną środki europejskie, i ta sytuacja będzie dla rządu korzystna.
Jednak zawsze w sytuacjach takiego kryzysu ludzie zbliżają się do władzy. Tu ma to odzwierciedlenie w nastrojach społecznych?
Nie ulega wątpliwości, że działania rządu od początku inwazji Polacy oceniają bardzo wysoko. Ale też jest druga ciekawa kwestia – opozycja praktycznie przestała istnieć. Jej w przestrzeni publicznej prawie nie ma. Brakuje jakiegokolwiek pomysłu na przedstawienie czegokolwiek. Dlatego gdyby wybory odbyły się za dwa miesiące, PiS mógłby je zdecydowanie wygrać. Ale wybory są za ponad rok. I nie można jeszcze niczego przesądzać.
Przeczytaj też:
Dawid Wildstein: Pomagając Ukrainie, pomagamy sobie. To jasne, że oni walczą też za nas
Amerykański generał: Potrzebna dywizja pancerna wokół obwodu kaliningradzkiego
Były szef MON bez złudzeń: Rosja zrobi wszystko, by atak na Polskę był realny
Inne tematy w dziale Polityka