Fot. PAP/Rafał Guz
Fot. PAP/Rafał Guz

Ekspert: Podział sceny politycznej w związku z wojną nie zniknie, ale jeszcze się umocni

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 62
Obecny podział bipolarny nie tylko się utrzyma, ale jeszcze wzmocni. Widać to już po retoryce poszczególnych polityków. Oczywiście – jedni i drudzy solidarnie oskarżają Rosję. Ale wobec siebie formułują zarzuty o to, kto bardziej Rosję wcześniej wspierał. Różnią się też w propozycji terapii. Jedna strona uważa, że w tej sytuacji konieczne jest mocniejsze zaangażowanie się w projekt Unii Europejskiej. Druga, że Unia nie zdała egzaminu, że w jakimś stopniu przyczyniła się do sytuacji – mówi Salonowi 24 prof. Rafał Chwedoruk, politolog Uniwersytetu Warszawskiego.

Od kilku tygodni Polacy ofiarnie przyjmują uchodźców z Ukrainy. Wykazują solidarność. Jednak są środowiska, także polityczne, które chcą zbijać kapitał na krytyce migrantów. Są też eksperci, którzy apelują o rozwiązania systemowe, bez których po okresie spontanicznej solidarności może nastąpić zmęczenie, a nawet spory.

Prof. Rafał Chwedoruk: Myślę, że w perspektywie najbliższych kilku, a nawet kilkunastu miesięcy żadna retoryka antyimigrancka w Polsce nie zyska poklasku. Wszyscy jako społeczeństwo przeżywamy dziś zbiorowe uniesienie i to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Solidarności ze słabszymi, empatii wobec ludzi, którzy uciekają przed wojną. Siłą rzeczy więc problemy, które wojna za sobą niesie, także ryzyka pewnych zgrzytów, które między Polakami i uchodźcami nastąpią, dziś nie są rozważane. Polacy są na to uodpornieni. Oczywiście te problemy się pojawią. Ale myślę, że żadne ugrupowanie przez dłuższy czas nie będzie w stanie ugrać czegokolwiek na takiej przeciwnej migrantom retoryce.

Przeczytaj też:

Wielcy polscy ekonomiści na monetach kolekcjonerskich NBP

Kraje zachodnie z migracją radziły sobie różnie, jednak w wielu z nich po pewnym czasie dochodziło do rozmaitych sporów, nawet ostrych konfliktów. Choć ich natężenie bywało różne. Z czego to wynika?

W świecie zachodnim, który ma doświadczenia w przyjmowaniu migrantów, reżyserem była sytuacja ekonomiczna. Do Wielkiej Brytanii w latach 50. i 60. Masowo przybyli Jamajczycy. I początkowo jeżeli dochodziło do jakichś napięć, to miały one miejsce lokalnie, tam gdzie były największe skupiska migrantów. Ewentualnie były jakieś wystąpienia subkultur młodzieżowych. Problem migracji jednak nie istniał. Pojawił się dopiero w chwili kryzysu z lat 70-ych. Wtedy skrajna prawica wyszła z katakumb. Zjawisko miało miejsce w różnych krajach europejskich, które miały społeczności migrantów. We Francji silną pozycję zajął Front Narodowy. Kryzys lat 2008 – 2009 też wywołał efekt domina w różnych aspektach życia społecznego. Mogę więc wyobrazić sobie sytuację, w której problemy ekonomiczne będą się przekładać na wzrost napięć społecznych w Polsce. Ale sytuacja ta jest bardzo płynna i wcale nie jest powiedziane, czy do takich napięć dojdzie.

Co byłoby tym czynnikiem, który groziłby wywołaniem takiego kryzysu?

Najgroźniejszą sytuacją byłyby jakieś mocne zawirowania na rynku pracy. Gdyby na przykład za jakiś czas okazało się, że wzrasta bezrobocie, i wtedy jakieś grupy Polaków czułyby się pokrzywdzone. Tu jednak pamiętajmy – zależy to i od rozwiązań systemowych, jakie podejmie państwo. I od tego, kiedy skończy się wojna na Ukrainie. Bo nie można wykluczyć, że za jakiś czas część obywateli Ukrainy powróci do swojego kraju. Inni zapewne wyjadą na Zachód. Wielu pozostanie. Natomiast jeśli doszłoby jednak do jakichś napięć, zgrzytów, to głównie w mniejszych ośrodkach. Czyli byłby to spory problem dla partii obecnie rządzącej.

Dlaczego PiS może na tym najbardziej tracić?

Na Zachodzie ofiarą sporów z migrantami najbardziej traciły partie socjaldemokratyczne. Bo największe kryzysy związane z migrantami miały miejsce w dawnych robotniczych osiedlach, będących głównym zapleczem socjaldemokratów. W Polsce tego typu elektorat stanowią wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Ale też aby doszło do konfliktu wokół migracji, musi wystąpić szereg różnych czynników. Począwszy od kryzysu ekonomicznego, poprzez napięcia społeczne. Sama obecność ludzi mówiących innym językiem niż my nie jest dla społeczeństwa problemem. Więc wystąpienie takiego konfliktu nie jest wcale przesądzone.

Czy na to, że do uchodźców z Ukrainy Polacy podchodzą życzliwiej, ma wpływ to, że większość stanowią kobiety i dzieci, a w naszej kulturze konieczność ich wspierania jest bardzo mocno zakorzeniona?

Ma to znaczenie, choć pamiętajmy, że po upływie pewnego czasu, gdy sytuacja na Ukrainie się uspokoi albo kobiety z dziećmi wrócą do swojego kraju, albo odwrotnie, ojcowie rodzin przyjadą do swoich bliskich. Więc ten czynnik przestanie być tak istotny.

Po tym, co się stało 24 lutego było wiele apeli o to, by polscy politycy zakopali wojenny topór. By nastąpiło pojednanie. Czy możliwy jest koniec dwubiegunowego podziału polskiej sceny politycznej?

Obecny podział bipolarny nie tylko się utrzyma, ale jeszcze wzmocni. Widać to już po retoryce poszczególnych polityków. Oczywiście – jedni i drudzy solidarnie oskarżają Rosję. Ale wobec siebie formułują zarzuty o to, kto bardziej Rosję wcześniej wspierał. Różnią się też w propozycji terapii. Jedna strona uważa, że w tej sytuacji konieczne jest mocniejsze zaangażowanie się w projekt Unii Europejskiej, nasilenie integracji. Druga twierdzi, że Unia nie zdała egzaminu, że w jakimś stopniu przyczyniła się do sytuacji. Ten spór nie zniknie, wejdzie w kolejną fazę.

Przeczytaj też:

Amerykański generał: Potrzebna dywizja pancerna wokół obwodu kaliningradzkiego

Po wybuchu wojny wyzwania Polski są potężne. Nie wystarczy cofnięcie Polskiego Ładu

Były szef MON bez złudzeń: Rosja zrobi wszystko, by atak na Polskę był realny


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj62 Obserwuj notkę

Komentarze

Pokaż komentarze (62)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo